[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem odezwał się ktoś, kto dotąd milczał.Z posłania w kącie dobiegł suchy, skrzypiący, nosowy głos – nie głos kobiety – nie żywy głos; to był głos śmierci babki.– Tylko z własnymi śmierciami – powiedział szkielet, opierając się na łokciu i celując kościstym palcem w Lyrę.– Możecie przepłynąć jezioro i wejść do krainy zmarłych.Musicie przywołać swoje śmierci.Słyszałam o ludziach jak wy, którzy trzymają swoje śmierci na dystans.Nie lubicie ich, a one przez grzeczność schodzą wam z oczu.Ale są niedaleko.Za każdym razem, kiedy się oglądacie, wasza śmierć robi unik.Chowa się, kiedy patrzycie.Potrafi się schować w filiżance herbaty.Albo w kropli rosy.Albo w tchnieniu wiatru.Nie jak ja i ta stara Magda – dodała i uszczypnęła staruszkę w pomarszczony policzek, a ona odepchnęła jej rękę.–Żyjemy w zgodzie i przyjaźni.Oto odpowiedź, właśnie to powinniście zrobić, przywitać je, zaprzyjaźnić się, zaprosić wasze śmierci bliżej i zobaczyć, do czego potraficie je namówić.Jej słowa zapadały w umysł Lyry jak ciężkie kamienie.Will również poczuł ich śmiertelny ciężar.– Jak mamy to zrobić? – zapytał.– Wystarczy zapragnąć i gotowe.– Czekajcie – wtrącił Tialys.Wszyscy obejrzeli się na niego, a śmierci leżące na podłodze usiadły i zwróciły puste, łagodne twarze w stronę jego małej, zapalczywej twarzyczki.Kawaler stał tuż obok Salmakii, z dłonią na jej ramieniu.Lyra wiedziała, o czym myślał: zamierzał powiedzieć, że to już zaszło za daleko, że muszą się wycofać, że przekroczyli dopuszczalne granice głupoty.– Przepraszam – powiedziała do Petera – ale ja i nasz księżycowy przyjaciel musimy wyjść na chwilę, ponieważ on chce porozmawiać z przyjaciółmi na Księżycu przez mój specjalny instrument.Zaraz wrócimy.Ostrożnie wzięła go do ręki, uważając na ostrogi, i wyniosła na zewnątrz w ciemność, gdzie obluzowany kawałek przerdzewiałej blachy pokrywającej dach pobrzękiwał melancholijnie na zimnym wietrze.– Musisz przestać – oświadczył kawaler, kiedy postawiła go na przewróconej beczce po oleju, w słabym świetle jednej z żarówek kołyszących się na kablu nad ich głowami.– Nie posuwaj się dalej.Wystarczy.– Ale zawarliśmy umowę – przypomniała mu Lyra.– Nie, nie.To szaleństwo.– No dobrze.Zostawcie nas.Polecicie z powrotem.Will wytnie okno do waszego świata albo do każdego świata, jaki wybierzecie, przelecicie tam i będziecie bezpieczni, w porządku, nie mamy nic przeciwko.– Czy zdajesz sobie sprawę, co robisz?– Tak.– Nieprawda.Jesteś bezmyślną, nieodpowiedzialną, kłamliwą smarkulą.Fantazjowanie przychodzi ci tak łatwo, że cała twoja natura przesiąkła nieuczciwością i nie pogodzisz się z prawdą, nawet kiedy patrzy ci w twarz.No więc jeśli sama nie rozumiesz, powiem ci wprost: nie możesz, nie wolno ci ryzykować życia.Musisz teraz wrócić z nami.Wezwę Lorda Asriela i za kilka godzin będziemy bezpieczni w fortecy.Lyra poczuła wielką falę gniewu wzbierającą w piersi i tupnęła nogą, nie mogąc się opanować.– Ty nic nie wiesz! – zawołała.– Ty po prostu nie wiesz, co ja myślę albo czuję, prawda?Nie wiem, czy wy w ogóle macie dzieci, może składacie jajka albo coś takiego, wcale bym się nie zdziwiła, bo nie jesteście dobrzy, nie jesteście wielkoduszni, nie jesteście troskliwi.Nawet nie jesteście okrutni! Już bym wolała okrucieństwo, bo to by znaczyło, że traktujecie nas poważnie, że nie podróżujecie z nami po prostu dlatego, że wam to odpowiada.Och, teraz wcale nie mogę wam ufać! Obiecałeś, że pomożecie i że zrobimy to razem, a teraz chcesz nas powstrzymać! To ty jesteś nieuczciwy, Tialysie!– Nigdy bym nie pozwolił, żeby moje dziecko mówiło do mnie tak niegrzecznie i wyniośle.Dlaczego dotąd cię nie ukarałem?!– Więc śmiało! Ukarz mnie, skoro możesz! Dalej, wbij mi te swoje cholerne ostrogi, wbijaj mocno! Masz, daję ci rękę! Nie wiesz, co czuję, ty samolubny pyszałku.Nie masz pojęcia, jak mi źle i smutno z powodu mojego przyjaciela Rogera.Zabijasz ludzi, ot tak – strzeliła palcami –nie liczą się dla ciebie.ale dla mnie to udręka i rozpacz, że nie pożegnałam się z moim przyjacielem! Chcę go przeprosić i jakoś to naprawić.Nigdy tego nie zrozumiesz, przez swoją pychę, przez swoją dorosłą przemądrzałość.i jeśli muszę umrzeć, żeby zrobić, co należy, to umrę z radością.Widziałam już gorsze rzeczy.Więc jeśli chcesz mnie zabić, twardy, silny mężczyzno z zatrutymi ostrogami, dzielny kawalerze, zrób to, dalej, zabij mnie! Wtedy ja i Roger będziemy bawić się razem w krainie zmarłych przez wieczność i śmiać się z ciebie, ty żałosny stworze.Nietrudno było odgadnąć, co Tialys mógł wtedy zrobić, ponieważ od stóp do głów płonąłgniewem, dygotał z wściekłości; lecz zanim zdążył się poruszyć, za plecami Lyry odezwał się jakiś głos i zmroził ich oboje.Lyra odwróciła się, wiedząc, co zobaczy, przerażona mimo pozornej brawury.Śmierć stała bardzo blisko, uśmiechnięta uprzejmie, z twarzą dokładnie taką samą jaku innych śmierci.Pantalaimon na piersi Lyry zaskomlał i zadrżał, pod postacią gronostaja owinąłsię wokół jej szyi i próbował odciągnąć ją od śmierci.Lecz jedynie sam znalazł się bliżej, więc znowu przycisnął się do jej ciepłego gardła i silnie bijącego serca.Lyra przytuliła go mocno i spojrzała śmierci prosto w twarz.Nie usłyszała jej słów.Kątem oka widziała, że Tialys pospiesznie przygotowuje magnetytowy rezonator.– Więc jesteś moją śmiercią? – zapytała.– Tak, moja droga.– Ale jeszcze mnie nie zabierzesz?– Chciałaś mnie wezwać.Zawsze tu jestem.– Tak, ale.tak, chciałam, ale.To prawda, chcę pójść do krainy zmarłych.Ale nie umrzeć.Nie chcę umierać.Kocham życie i kocham mojego dajmona, i.Dajmony tam nie przechodzą, prawda? Widziałam, jak znikają, gasną jak świece, kiedy ludzie umierają.Czy w krainie zmarłych ludzie mają dajmony?– Nie – odpowiedziała śmierć.– Twój dajmon rozpływa się w powietrzu, a ty rozkładasz się pod ziemią.– Więc chcę zabrać ze sobą swojego dajmona, kiedy wejdę do krainy zmarłych –oświadczyła stanowczo Lyra.– I chcę stamtąd wrócić.Czy zdarzyło się kiedyś, żeby ludzie wracali?– Nie zdarzyło się od wieków.W końcu, dziecko, wejdziesz do krainy śmierci bez trudu, bez ryzyka, odbędziesz spokojną, bezpieczną podróż w towarzystwie własnej śmierci, oddanej przyjaciółki, która była przy tobie w każdej chwili twojego życia, która zna cię lepiej niż ty sama.– Ale to Pantalaimon jest moim oddanym przyjacielem! Nie znam cię, ale znamPantalaimona i kocham go, i jeśli kiedyś.jeśli kiedyś.Śmierć kiwała głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl