[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie pan Tomasz w pantoflach i bez surduta z wolna przechadzał się po sypialni, kiedy weszłacórka.Spostrzegła, że ojciec wygląda bardzo mizernie, że ma obwisłe ramiona, obwisłe siwe wąsy,obwisłe powieki i jest pochylony jak starzec; ale uwagi te powstrzymały ją tylko od wybuchu, nie zaśod załatwienia interesu.- Przepraszam cię, Belu, że mnie widzisz w takim negliżu.Cóż się stało?.- Nic, ojcze - odparła hamując się.- Był tu jakiś %7łyd.- Ach, pewnie ten Szpigelman.Dokuczliwa bestia jak komar w lesie!.- zawołał pan Tomaszchwytając się za głowę.- Niech jutro przyjdzie.- Właśnie przyjdzie, on i.inni.- Dobrze.bardzo dobrze.Dawno już myślałem załatwić ich.No, chwała Bogu, że ochłodziło sięchociaż trochę.Panna Izabela była zdumiona spokojem ojca i jego złym wyglądem.Zdawało się, że od południaprzybyło mu kilka lat wieku.Usiadła na krześle i oglądając się po sypialni spytała jakby od niechcenia:- Dużo im papo winien?- Niewiele.drobiazg.parę tysięcy rubli.- To są te pieniądze, o których mówiła ciotka, że je ktoś w marcu wykupił?.Pan Aęcki stanął na środku pokoju i strzeliwszy palcami zawołał:- A bodajże cię!.O tamtych na śmierć zapomniałem.- Zatem mamy więcej długów niż parę tysięcy?.- Tak.tak.Trochę więcej.Myślę, że pięć dosześciu tysięcy.Poproszę poczciwego Wokulskiego, to mi to załatwi.Panna Izabela mimo woli wstrząsnęła się.- Szpigelman mówił - rzekła po chwili - że od naszej sumy nie można mieć dziesięciu tysięcy rubliprocentu.Najwyżej trzy tysiące, i to na niepewnej hipotece.- Ma rację - na hipotece, ale przecież handel to nie hipoteka.Handel może dać trzydzieści odtrzydziestu.Ale.a skąd Szpigelman wie o naszym procencie? - spytał pan Tomasz zamyśliwszy sięnieco.- Ja mu powiedziałam niechcący.- tłomaczyła się zarumieniona panna Izabela.- Szkoda, żeś mu to powiedziała.wielka szkoda!.o takich rzeczach lepiej nie mówić.- Czy to co złego? - szepnęła.- Złego?.No, nic złego, mój Boże.Ale zawsze lepiej, gdy ludzie nie znają ani wysokości, ani zródładochodów.Baron, wreszcie sam marszałek nie mieliby reputacji milionerów i filantropów, gdybyznano wszystkie ich sekreta.- Dlaczegóż to, ojcze?.- Dziecko jeszcze jesteś - mówił nieco zakłopotany pan Tomasz - jesteśidealistka, więc.mogłoby cię to zrazić do nich.Ale masz przecie rozum.Baron, widzisz, utrzymujejakąś spółkę z lichwiarzami, a fortuna marszałka urosła głównie ze szczęśliwych pogorzeli, no.i trochęz handlu bydłem w czasie wojny sewastopolskiej.- Więc tacy są moi konkurenci?.- szepnęła panna Izabela.- To nic nie znaczy, Belu!.Mają pieniądze i duży kredyt, a to główna rzecz - uspakajał ją pan Tomasz.Panna Izabela potrząsnęła głową, jakby chcąc odpędzić przykre myśli.- Więc my, papo, już nie pojedziemy do Paryża.- Dlaczego, moje dziecko, dlaczego?.- Jeżeli papo zapłaci pięć albo sześć tysięcy tym %7łydom.- O to się nie lękaj.Poproszę Wokulskiego, ażeby wystarał mi się o taką sumę na sześć albo na siedemprocent, i będziemy płacili na jej rzecz jakieś czterysta rubli rocznie.No, a mamy przecie dziesięćtysięcy.Panna Izabela zwiesiła głowę i cicho przebierając palcami po stole, dumała.- Czy ty, ojcze - rzekła po namyśle - nie obawiasz się Wokulskiego?.- Ja?.- krzyknął pan Tomasz i pięściami uderzył się w piersi.- Ja obawiam się Joasi, Hortensji, nawetnaszego księcia i zresztą ich wszystkich razem, ale nie Wokulskiego.Gdybyś widziała, jak on dziśobcierał mnie wodą kolońską.A z jaką trwogą patrzył na mnie!.To najszlachetniejszy człowiek,jakiego spotkałem w życiu.On nie dba o pieniądze, interesów na mnie robić nie może, ale dba o mojąprzyjazń.Bóg mi go zesłał, i jeszcze w chwili, w której.w której zaczynam czuć starość, a możeśmierć.I powiedziawszy to pan Tomasz zaczął mrugać powiekami, z których znowu spadło mu kilka łez.- Papo, ty jesteś chory!.- zawołała przestraszona panna Izabela.- Nie, nie!.To upał, irytacja, a nade wszystko.żal do ludzi.Pomyśl tylko: był kto u nas dzisiaj?.Nikt, bo myślą, żeśmy już wszystko stracili.Joanna boi się, żebym od niej nie pożyczył na jutrzejszyobiad.To samo baron i książę.Jeszcze baron dowiedziawszy się, że zostało nam trzydzieści tysięcy,przyjdzie tu.dla ciebie.Bo pomyśli, że choćby się z tobą ożenił bez posagu, to jednak nie będziepotrzebował wydawać pieniędzy na mnie.Ale uspokój się: gdy usłyszą, że mamy dziesięć tysięcy rublirocznie, wrócą tu wszyscy, a ty znowu będziesz jak dawniej królowała w twoim salonie.Boże, jaki jadziś jestem zdenerwowany!.- mówił pan Tomasz obcierając załzawione oczy.- Ja poszlę po doktora, papo?.Ojciec zamyślił się.- To już jutro, jutro.do jutra może mi samo przejdzie.W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi.- Kto tam?.Co tam?.- zapytał pan Tomasz.- Pani hrabina przyjechała - odpowiedział z korytarza głos panny Florentyny.- Joasia?!.- zawołał pan Tomasz z radosnym zdziwieniem.-Wyjdzże do niej, Belciu.Muszę siętrochę ogarnąć.No, no!.Założę się, że już wie o trzydziestu tysiącach.Wyjdzże, Belu.Mikołaj!.Zaczął kręcić się po sypialni szukając rozmaitych części ubrania, a tymczasem panna Izabela wyszła dociotki już oczekującej na nią w salonie.Zobaczywszy pannę Izabelę hrabina pochwyciła ją w objęcia.- Jakiż Bóg dobry - zawołała - że zesłał wam tyle szczęścia I Cóż to, podobno Tomasz wziął zakamienicę dziewięćdziesiąt tysięcy, i twój posag ocalony?.Nigdy bym nie przypuszczała.- Ojciec, ciociu, spodziewał się wziąć więcej i tylko jakiś %7łyd, nowonabywca, odstręczył konkurentów -odpowiedziała trochę urażona panna Izabela.- Ach, moje dziecko, że też nie przekonałaś się jeszcze o niepraktyczności ojca.On może wyobrażaćsobie, że dom wart był miliony, a ja swoją drogą wiem od ludzi kompetentnych, że co najwyżej wartjest siedemdziesiąt parę tysięcy.Przecież co dzień od kilku dni sprzedają się kamienice z licytacji,wiadomo, jakie są i co za nie płacą.Zresztą niema o czym mówić; ojciec niech wyobraża sobie, że gooszukano, a ty, Belu, módl się za zdrowie tego %7łyda, który dał wam dziewięćdziesiąt tysięcy.Ale apropos: wiesz, że Kazio Starski wrócił?.Silny rumieniec wystąpił na twarz panny Izabeli.- Kiedy? skąd?.- zapytała zmieszana.- Obecnie z Anglii, dokąd przyjechał prosto z Chin.Zawsze piękny i obecnie jedzie do babki, która zdajesię, odda mu majątek.- To w sąsiedztwie cioci? - Właśnie o tym chcę mówić.Ogromnie dopytywał się o ciebie, a ja będącprzekonana, że już chyba wyleczyłaś się ze swych kaprysów, radziłam mu, ażeby was jutro odwiedził.- Jak to dobrze!.- zawołała uradowana.panna Izabela.- A widzisz!.- odpowiedziała hrabina całując ją.- Ciotka zawsze o tobie myśli.Dla ciebie jest towyborna partia, którą tym łatwiej będzie zrobić, że Tomasz ma kapitalik, który powinien muwystarczyć, a Kazio coś słyszał o zapisie ciotki Hortensji dla ciebie.No, przypuszczam, że Starski jesttrochę zadłużony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]