[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyzywać do bitwy lub przyjmować bitwę, to znaczy okazać wolę zakończenia konfliktu, który się przewleka i wyrodnieje z czasem, znaczy to także ryzykować utratę w ciągu kilku godzin skąpych korzyści uzyskanych w ciągu miesięcy, czy nawet lat starań; wreszcie znaczy to wnieść sprawę przed sąd Boży, od którego wyroków nie ma apelacji.W tym sensie bitwa ma charakter sakralny, posiada własny, niemal liturgiczny rytuał, który każe wybrać odpowiedni, rozległy i płaski teren i przygotować się do rozprawy bardzo uroczyście (przemówienia wodzów, spowiedź i komunia święta wojowników).W obu obozach duchowni przez cały czas trwania walki zagrzewają do boju śpiewem i modłami.Całkowita klęska jednej ze stron przekonuje świat o niepodważalnej słuszności praw zwycięzcy.Zwycięstwo bowiem uświęca wszystko, cokolwiek się działo przed bitwą i cokolwiek po niej nastąpi.W okresie, którym się w tej książce zajmujemy, wielkie bitwy między chrześcijańskimi władcami były rzadkie, bardzo rzadkie.Można by nawet rzec, iż rozegrała się jedna tylko taka bitwa, mianowicie pod Bouvines, w niedzielę 27 lipca 1214 roku.Warto przy tym podkreślić, że była to pierwsza naprawdę doniosła bitwa, wydana przez króla Francji od bez mała stu lat, od dnia klęski pod Bremule w 1119 roku, kiedy to król Anglii Henryk I Beauclerc pobił na głowę Ludwika VI.Ten stan rzeczy znajduje odzwierciedlenie w rycerskich poematach: ich autorzy, a między nimi Chretien de Troyes, wolą opisywać pojedynki, turnieje, potyczki małych oddziałów niż wielkie masowe batalie.Dopiero około roku 1230 powstał poemat La mort le roi Artu (Śmierć króla Artura), zawierający szczegółowy opis starcia dwóch potężnych armii, bitwy pod Salisbury.Warto było wszakże czekać tak długo na tę relację, gdyż mówi ona o tytanicznych zaiste zmaganiach, jakich nigdy przedtem świat nie widział, o bitwie, która położyła kres przygodom króla Artura i jego rycerzy, powodując unicestwienie królestwa Okrągłego Stołu.Ale to jest literatura.Przyjrzyjmy się raczej, jak się rozgrywała rzeczywista bitwa.Taktyka była stosunkowo prosta.Każda armia przed bitwą ustawiała się w trzy szeregi.W pierwszym ustawiali się piesi pikownicy z oszczepami i hakami, opisywanymi już wyżej, w drugim stali łucznicy i kusznicy; w trzecim konni, przy czym ci, którzy nosili ciężkie uzbrojenie (rycerze), skupiali się pośrodku, zaś lżej zbrojni na skrzydłach.Konnym, i tylko im, przypadała rola zaczepna.Posuwając się pojedynczą linią, mieli nękać nieprzyjaciela kolejnymi natarciami, wymijając od flanków własną piechotę i wracając pod jej osłonę po każdym natarciu, które nie przyniosło ostatecznego rozstrzygnięcia.Łucznicy i pikownicy nie opuszczali swego miejsca; ich zadanie polegało na wstrzymywaniu impetu nieprzyjacielskiej jazdy i osłanianiu własnej.Jeśli wykonywali jakiś manewr, to tylko po to, by rozszerzyć skrzydła (niekiedy aż do utworzenia zamkniętego pierścienia), gdy jeźdźcom groziło niebezpieczeństwo z kilku stron.Po kilku manewrach jazdy obu stron wywiązywała się ogólna walka i wśród zamętu wyradzała się w serię pojedynków lub utarczek między małymi grupami, przy czym każdy wasal i każdy giermek starał się trzymać w pobliżu chorągwi swojego pana i walczyć u jego boku.Nie zawsze było to łatwe.Bywało, że już w pierwszym starciu przeciwnik obalił lub zniszczył znaki rozpoznawcze (chorągwie, tarcze i płaszcze znaczone herbami).Często więc zdarzały się pomyłki.Trzeba było używać okrzyków wojennych, które ponadto miały siać postrach wśród nieprzyjaciół, a zarazem pobudzać wśród swoich męstwo i skupiać ich, jeśli się rozpierzchli w zamęcie walki.Okrzyki te miały niekiedy sens haseł politycznych lub religijnych, jak na przykład sławne zawołanie krzyżowców Diex aie (“Boże wspomóż").Niekiedy były to po prostu nazwy lenn, nie zawsze nawet uzupełnione jakimś określeniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]