[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę - rzekła głośno.Może wiedziała, że w tym momencie nie dopuściłby komunikacji myślowej.- Te wspomnienia mogą stać się lżejsze, gdy się nimi podzielisz.- Nie mam się czym dzielić - odpowiedział szybko i spojrzał jej w twarz tak, jakby była przysłana przez komendanta, by wydrzeć z niego ostami okruch prawdy.- Wiesz to wszystko.Byłem z Lantim na Obrzeżach… nie pamiętam nic poza tym.- Wymazano ci pamięć? - Przyglądała mu się z taką uwagą, że zapragnął zanurzyć się w murze kamiennej komnaty, by się ukryć.W jej oczach pojawiła się czujność.- Nie wiem.Nie zależy mi - powiedział to z całą stanowczością, na jaką było go stać.Zauważył, że jest skłonna to zaakceptować.- To można zmienić.Gdybyś zechciał…- Nie chcę!Podniosła obie ręce do swojego czoła, wykonując dziwnie oficjalny salut.- Za pozwoleniem, Faree.Wiedz, że wszyscy uszanują twoje granice, póki nie pozwolisz im postępować inaczej.- To… jest… dobrze… - zaczął się jąkać.Przez cały czas siedział, nie zareagował nawet, gdy lady wyszła z komnaty.Usłyszał popiskiwanie i zobaczył, że Toggor wspina mu się na kolano.Przeciągnął jednym palcem po kolczastym grzbiecie stanowiącym zewnętrzną pokrywę smaksa.Czy Toggor również czuł niechęć do tych chwil, kiedy Faree próbował zrozumieć swoje przeżycia? Co te zwierzęta, z którymi lady Maelen dzieli czas i uczucia, sądzą o jej przyjaźni? Wiedział, że Yazz i Bojor witali ją wylewnie po krótkim rozstaniu, że oni chyba towarzyszyli jej z wyboru.Może cieszył ich fakt, że inna forma życia może komunikować się z nimi i że dostarcza się im dostatecznie dużo pieszczot.Faree nie był treserem ani właścicielem zwierząt.Tylko Toggora.Wyciągnął przed siebie dłonie i smaks umościł się w ich zagłębieniu.Chłopiec uniósł ręce tak, że oczy na słupkach były na wysokości jego własnych.- Jak to jest, Toggor? - Faree ostrożnie spróbował przepływu myśli.- Jak ty to widzisz? Czy czujesz, że zmuszam cię do czegoś, od czego chciałbyś się uwolnić? Nie jestem Russtifem, żeby cię więzić, ani twoje ciało, ani umysł.Nie otrzymał w odpowiedzi żadnej myśli, nawet najwątlejszej, tylko uczucie spokoju i zadowolenia, gdy smaks na jego rękach delikatnie przenosił ciężar ciała z jednych łap na inne.Rozdział 13Faree najadł się, napił i zasnął głęboko.Gdyby nawet ci z Gildii dokonali ataku na kraj Thassów, on nic by o tym nie wiedział.Kiedy się w końcu obudził, ujrzał na swoich krótkich nogach smugę jasnego, wyraźnego światła księżyca i poczuł gromadzącą się wokół niego duchową moc.Czyżby to ta ostatnia wyciągnęła go z głębokiego snu?Żadne myśli nie dotykały go bezpośrednio.Może lady Maelen ustanowiła barierę, by je zatrzymywać, bo obiecała, że nie będzie pytany o nic ponad to, co sam zechce wyjawić.Jednak chociaż nikt nie przyszedł go obudzić, zdawało mu się, że słyszy dobiegające z daleka przyzywające dźwięki muzyki.Przez chwilę w głębi umysłu czuł jakiś zamęt, jakby powstawało tam coś, co za jego zgodą mogłoby się rozwinąć.Szybko jednak otoczyła go ta sama bariera, którą z trudem wzniósł przeciwko Thassom, i Faree poczuł się wolny.W małej szczelinie kamiennego pokoju znajdowały się dzbanek z wodą i garść mchu zamiast ręczników.Faree zdjął przepocone ubranie i umył całe pokraczne ciało.Garb wciąż był niezwykle wrażliwy na dotyk, a poza tym chłopiec zaczął odczuwać w nim swędzenie, jakby nie miał tej grubej, pomarszczonej skóry na wierzchu.Dlatego wycierał się bardzo ostrożnie wszędzie tam, gdzie dosięgał.Jego koszula była tak brudna, że z odrazą pomyślał o założeniu jej na czyste ciało.Nie musiał jednak tego robić.Obok szczeliny znalazł parę takich samych spodni, jakie nosili Thassowie, i koszulę tak szeroką w ramionach, że mieścił się w niej jego garb.Ciszę skalnego pomieszczenia przerwał piskliwy dźwięk i Faree ujrzał smaksa rzucającego dziwaczny cień na wiązkę księżycowego światła, gdy zbliżał się z postawionymi na sztorc oczyma.Garbus znowu wyczuł emanujące od Toggora zadowolenie.Wyglądało na to, że smaksowi odpowiadały tutejsze warunki, mimo iż były dość surowe.Faree sięgnął do paska, by ściągnąć obfite fałdy, gdy nagle usłyszał dziwny dźwięk.Brzmiało to jak głęboki ton wielkiego gongu.Na ten znak całe ciało chłopca poddało się wibracjom.Odgłos ten zdawał się nie pochodzić z jednego źródła, zupełnie jakby rodził się w powietrzu wokół garbusa.Zabrzęczało to trzy razy i Faree wyszedł z pokoju krokiem kogoś, kto został wezwany i nie potrafi się oprzeć.Przeciął dolinę, mijając śpiące zwierzęta.Ponad nim rozciągało się niebo, do którego wyciągnął swoją krótką szyję.Zobaczył pełny krąg trzeciego pierścienia.Z tego miejsca nie wyglądał on na zwykłe światło księżyca w naturalny sposób odbijane od samego Sotrath, lecz raczej jak tęczowa otoczka obniżającego się globu.Faree poczuł na ciele dreszcze.Odnosił wrażenie, że w każdym włosku na jego przerośniętej głowie, w najmniejszym koniuszku paznokcia jego szponiastych dłoni budzi się życie.Zupełnie jakby ciało, które miał na sobie, piło promienie tego światła, tak jak on piłby wodę z czystego źródła po długim okresie suszy.To światło wyciągnęło z garbu resztkę bólu, choć swędzenie skóry pod koszulą stało się tak silne, że Faree zapragnął zdjąć ubranie i podrapać się.Jednak pomimo tego dyskomfortu wciąż odczuwał zadowolenie.W pobliżu nie było nikogo z Thassów.Znowu usłyszał ich pieśń, wydobywającą się gdzieś z góry ponad głową.Tym razem jednak nie była to opowieść o stracie i o mijaniu czasu, ale głośne powitanie czegoś, co dawało nowe życie.Spodziewał się, że zostanie zawrócony, gdy ruszył w stronę wejścia wyżłobionego dawno temu przez naturę.Nie było tam jednak ani strażników, ani nikogo innego na warcie.Było otwarte, więc przeszedł przez nie, przyciągany miarowością tej pieśni.Nie rozumiał jej słów, lecz melodia dziwnie do niego przemawiała.Nagle zauważył, że dzięki jakimś tajemnym sposobom światło trzeciego pierścienia jest też w tej jaskini i pada zarówno na czwórkę Thassów, stojących na platformie, jak i na pozostałych zebranych.W tym blasku ich białe włosy miały tęczowy połysk.Wszyscy oni byli jakby otoczeni aureolą światła, co nadawało ich ciałom bardzo delikatny, filigranowy wygląd i upodabniało ich do cieni.Nie… cienie pochodzą z ciemności - oni byli raczej strużkami migotliwego światła.Dostrzegł lady Maelen, która wyraźnie odstawała od reszty zebranych.Jej jaskrawe włosy wirowały wokół niej jakby każdy kosmyk ulegał własnym wibracjom.Otoczona była blaskiem, który padał też na pozostałych.Faree zatrzymał się przy drzwiach i obserwował.Może pomimo tego wewnętrznego przymusu, który go tu przywiódł, nie jest jednym z nich i lepiej będzie, jeśli zachowa dystans jako ktoś z zewnątrz.Swędzenie na plecach stawało się coraz silniejsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]