[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybciutko. Co się dzieje? spytał rozespany, przecierając oczy małymi piąstkami. Zbliżają się niedobrzy ludzie i musimy wyjechać stąd, zanim się zjawią.Pospieszsię.Chris przeżył ten rok nie tylko na opłakiwaniu ojca, ale także przygotowując się namoment, w którym zwodniczy spokój codziennego życia zostanie obalony przez na-stępną niespodziewaną erupcję chaosu, będącego nieodłączną częścią życia człowie-ka; chaosu, który od czasu do czasu wybuchał jak aktywny wulkan jak tej nocy, kie-dy został zamordowany jego ojciec.Chris obserwował, jak jego matka uzyskiwała bie-głość we władaniu rewolwerem, widział, jak gromadzi swój arsenał, uczestniczył z niąw lekcjach samoobrony i wobec tego wszystkiego zachował postawę i zwyczaje dziec-ka, zdawał się w niczym nie różnić od rówieśników, choć od śmierci ojca miał oczywi-ście pewną skłonność do melancholii.Ale teraz, gdy nadszedł kryzys, nie reagował jakośmiolatek: nie biadolił ani nie zadawał niepotrzebnych pytań, nie kłócił się, nie upierał,nie grzebał się z wykonywaniem poleceń.Odrzucił kołdrę, od razu wstał z łóżka i szyb-ko skoczył do szafy ściennej. Spotkamy się w kuchni zarządziła Laura. Okay, mamo.Była dumna z jego odpowiedzialnej reakcji i poczuła ulgę, że nie zatrzyma ich tudłużej, ale równocześnie poczuła smutek na myśl, że w wieku ośmiu lat wiedział wy-starczająco wiele o kruchości i bezwzględności życia, aby zareagować na kryzys z szyb-kością i opanowaniem osoby dorosłej.Miała na sobie dżinsy i flanelową koszulę w niebieską kratkę.Kiedy wpadła do sy-pialni, musiała tylko wciągnąć wełniany sweter, zdjąć lekkie pantofle i włożyć wysokosznurowane buty do górskich wycieczek na grubych gumowych podeszwach.Pozbyła się rzeczy Danny ego, więc nie miała płaszcza dla rannego mężczyzny.W domu była jednak cała masa koców, więc złapała dwa z nich z szafy na pościel w hal-lu.168Po namyśle przeszła do gabinetu, otworzyła sejf i wyjęła niezwykły czarny pas z mie-dzianymi dodatkami, który przed rokiem otrzymała od swego obrońcy i wrzuciła godo torebki.Na dole zatrzymała się przy szafie w przedpokoju, aby wyjąć z niej niebie-ską kurtkę narciarską i wiszący z tyłu na drzwiach karabinek uzi.Podczas tych wszyst-kich czynności czujnie nadsłuchiwała, czy spoza domu nie dobiegną jakieś niezwy-kłe dzwięki rozlegające się w nocy głosy lub szmer pracującego silnika samochodu ale wszędzie panowała cisza.W kuchni położyła automat na stole obok drugiego uzi, a potem przyklękła przyswoim obrońcy, który znów stracił przytomność.Rozpięła jego mokry od śniegu ki-tel i obejrzała ranę.Była wysoko, na lewym barku, szczęśliwie znacznie powyżej serca.Mimo to stracił już wiele krwi, którą przesiąkło jego ubranie. Mamo? Chris stał w drzwiach gotowy do wyjścia w zimową noc. Bierz jeden z tych uzi, zdejmij tamten z drzwi spiżarni, a potem wrzuć je do dżi-pa. To on powiedział Chris z oczami rozszerzonymi ze zdumienia. Tak, to on.Pojawił się w takim stanie, jest ciężko ranny.Wez dwa rewolwery, jedenz tej szuflady, a drugi z jadalni.I uważaj, żeby przypadkowo. Nie bój się, mamo rzucił i ruszył spełnić jej polecenia.Tak delikatnie, jak to tylko możliwe, przewróciła mężczyznę na prawy bok; zajęczał,ale nie ocknął się.Chciała sprawdzić, czy ma też ranę wylotową na plecach.Tak.Kulaprzeszyła go na wylot przechodząc pod łopatką.Na plecach miał wielką czerwoną pla-mę, ale nie krwawił wyraznie z żadnej z ran.Mógł mieć krwotok wewnętrzny, ale niebyła w stanie ani go zlokalizować, ani zatamować.Pod ubraniem miał jeden z tych pasów.Odpięła mu go.Nie mieścił się w samej tor-bie, więc musiała upchać go w bocznej kieszeni zamykanej na zamek błyskawiczny,uprzednio wyrzucając zwykle noszone tam drobiazgi.Zapięła mu koszulę i zastanowiła się, czy nie powinna zdjąć z niego przemoczonegokitla.Uznała jednak, że ściągnięcie rękawów byłoby zbyt trudne.Obracając go ostrożniez boku na bok, wsunęła mu pod plecy szary wełniany koc i owinęła go nim.Kiedy Laura okrywała rannego mężczyznę, Chris wykonał parę kursów do dżipa,znosząc broń.Używał do tego celu wewnętrznych drzwi łączących pralnię z garażem.Potem zjawił się z małą drewnianą platformą na kółkach, szeroką na dwie i długą nacztery stopy, półtora roku temu pozostawioną przypadkowo przez jakiegoś dostawcęmebli.Jadąc na niej w kierunku spiżarni jak na deskorolce, wyjaśnił: Musimy zabrać skrzynkę z amunicją, ale jest dla mnie za ciężka, więc położę ją so-bie na tym.Zadowolona, że w tej sytuacji Chris wykazuje inicjatywę i spryt, dorzuciła: Mamy dwanaście naboi w rewolwerach i trzy setki w trzech uzi i nie sądzę, żebybyło nam potrzebne więcej, bez względu na to, co by miało nastąpić.Dawaj tu tę plat-169formę.Szybko.Nie mogłam wykombinować, jak przenieść go do dżipa bez zbytnichwstrząsów.To się nam przyda.Działali sprawnie, jakby już kiedyś przećwiczyli sobie tę alarmową sytuację, aleLaura czuła, że zabiera im to zbyt dużo czasu.Ręce jej się trzęsły, a mięśnie brzucha ska-kały bez przerwy.Oczekiwała, że lada chwila ktoś zacznie walić do drzwi.Chris trzymał platformę, podczas kiedy Laura układała na niej nieprzytomnegomężczyznę.Kiedy wepchnęła deskę pod jego głowę, barki, plecy i pośladki, mogła pod-nieść mu nogi i pchać jak taczkę.Chłopiec posuwał się w kucki przy przednich kół-kach, trzymając jedną rękę na ramieniu nieprzytomnego mężczyzny, chroniąc go przedupadkiem, a równocześnie pilnując, żeby deska nie wysunęła się spod niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]