[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na piasku leżały, powiązane splecionymi sznurami, mocne, drewniane drągi.Taprowizoryczna kładka była wystarczająco długa, żeby można po niej dojść do platformy.Należało ją tylko ustawić pod dość ostrym kątem.Pierścień ciągnął mnie coraz mocniej, zupełnie jakby się niecierpliwił.Prawiebiegłem w kierunku kładki, a raczej próbowałem biec, bo nogi grzęzły w miękkimpiasku.W wyprostowanej ręce trzymałem pierścień.Czułem, jak powoli drętwieją mizaciśnięte palce.Gdy dotarłem nad wodę, pojawił się kolejny problem.Nie wiedziałem,czy mam puścić pierścień, czy schować laser.Jakoś przecież musiałem przenieść kładkę.Wątpiłem, czy uda mi się to zrobić tylko jedną ręką.Kładka była wprawdzie wykonanaz jasnego drewna, które mogło być lżejsze, niż wyglądało to na pierwszy rzut oka, ale.Powoli, z trudem i pocąc się, zupełnie jakbym znów walczył z Horym, wepchnąłempierścień do kieszeni i zapiąłem ją.Choć się wyrywał, wiedziałem, że mocny materiałto wytrzyma.Schowałem też laser i zabrałem się do ustawiania kładki.Nie była zbyt poręczna, aletak, jak się spodziewałem, dosyć lekka.Podniosłem ją i przerzuciłem nad wodą, tak żejej drugi koniec oparł się o mur przy platformie.Ledwo zdążyłem to zrobić, a zapięciew kieszeni, gdzie znajdował się pierścień, puściło.Nie udało mi się pochwycić klejnotu.Z jasno świecącym kamieniem, jakby w geścietriumfu, pierścień poleciał w stronę platformy.Teraz nie miałem już odwrotu.Przeszedłem po kładce na czworakach.Eet popędził przede mną.Kiedyprzechodziłem nad wodą, czułem się bardzo niepewnie.Kładka chwiała się i kołysałapod moim ciężarem.Bałem się, że w każdej chwili może się obsunąć i spadnę razemz nią do wody.Możliwe też, że zaraz pojawią się tubylcy, a na kładce nie bardzo mogłem się bronić.Wreszcie jednak udało mi się dotrzeć do celu.Chwyciłem za brzeg muru i wciągnąłemsię na platformę.Owiał mnie dym i zachłysnąłem się jego smrodem.Przez chwilę wydawało mi się,że pośrodku platformy również rozpalono ognisko, ale nie dostrzegłem nad nim dymu.W chwilę pózniej zorientowałem się, że to klejnot.Nigdy wcześniej nie widziałem, żebypłonął takim blaskiem.Eet kręcił się dookoła kamienia, na którym leżał pierścień. Odsuń się! ostrzegł mnie. Jest zbyt gorący, żeby go teraz dotykać.Próbujedostać się do tego, co go tak przyciąga.I albo sam się teraz zniszczy, albo dopnie swego.Nie mamy na to żadnego wpływu.Przyklęknąłem, żeby lepiej widzieć.Nie mamy wpływu? A kiedy mieliśmy?Przyspawaliśmy go przecież na statku, a uwolnił się bez trudu.Przez cały czas to japodążałem za nim, a nie na odwrót.128Eet nie mylił się.Pierścień był tak nagrzany, że nie dawało się podejść bliżej.Płomieńoślepiał mnie.Cofnąłem się i oparłem plecami o mur, tuż pod jedną z dymiącychgłów.Eet miał rację, mówiąc, że pierścień chciał przepalić skałę, która blokowała mudrogę.Jeśli jednak miałby tutaj zakończyć swój żywot, byłaby to prawdziwie płomiennaśmierć.Musiałem zakryć nie tylko oczy, ale i całą twarz.%7łar stał się nie do wytrzymania.Niebyło koło mnie Eeta.Miałem nadzieję, że siedział gdzieś po drugiej stronie, bezpiecznyi z dala od tego piekła. Słusznie zareagował na moje myśli. Pierścień cały czasusiłuje się przedrzeć.Nawet nie próbowałem przyglądać się tej walce.Blask klejnotu oślepiłby mnie.Spodprzymkniętych powiek i z zasłoniętą rękami twarzą, czułem efekty zmagań kamienia.Bałem się, że nie wytrzymam tego dłużej.Jeśli temperatura podniesie się jeszcze trochę,spalę się tu żywcem albo będę musiał skoczyć do jeziora.Niewielki miałem wybór, boobie możliwości przyniosłyby zapewne ten sam efekt.Nagle żar ustał.Pierścień zgasł.Podniosłem się powoli, ale nie śmiałem odsłonić twarzy i otworzyć oczu, dopóki niestanąłem pewnie.Rozejrzałem się, ze strachem myśląc o tym, co zobaczę.Spodziewałem się, że znajdę spalony pierścień, zwęgloną grudkę podobną dotych, które widziałem na porzuconym statku.Zamiast tego jednak ujrzałem przejściew kształcie kwadratu, jakby moc klejnotu wypaliła w platformie drzwi.Wewnątrzzobaczyłem blask pierścienia, słabszy jednak i nie tak rażący jak przed chwilą.Eetwyprzedził mnie i już stał przy otworze.Wsadził łeb do środka i uważnie penetrowałpodziemne pomieszczenie.Szedłem ostrożnie, badając drogę.Otwór przypominałpułapkę lub zapadnię i nie chciałem wpaść głębiej.Powierzchnia platformy wydawała się jednak dosyć stabilna.Po kilku niepewnychkrokach dotarłem do wejścia.Pierścień leżał na skrzyni podobnej do tej, jaką widzieliśmyna porzuconym statku.Jednak inne kamienie, które tam zobaczyłem, nie były martwe,jak we wraku w kosmosie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]