[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nóż zniknął, niczym ciśnięty w porośnięty szarą rzęsą staw, a widmowy błękitny płomień, niczym odległa błyskawica, rozjaśnił podwórze i natychmiast zgasł.Wola Folka darła na strzępy, dławiła i rozrzucała resztki atakującego chwilę wcześniej wroga, rozpłaszczony na ziemi szary cień odpełzał jak rozlana woda; wewnętrznym słuchem hobbit odbierał tylko bezdźwięczne syczenie.Cień z Mogilników był bezsilny.Folko odparł jego napór, zwyciężył!Folko zachwiał się, pozbawiony sił; przygnieciony gwałtowną falą zmęczenia, zaszlochał, nogi ugięły się pod nim i niemal upadł w progu, opierając się czołem o ościeżnicę drzwi.- Folko! Dlaczego walisz do drzwi! - W progu stał rozzłoszczony, zaspany Torin z łuczywem w dłoniach.- Jak się tu znalazłeś? Co się stało?Hobbit milczał, słaniając się na nogach przeszedł przez podwórko i pozbierał noże.Rękojeści, oplecione paskami cienkiej skóry, były z lekka nadpalone - skóra poczerniała, zmarszczyła się, a gdzieniegdzie nawet się zwęgliła.Folko zaczął przecierać je rękawem.- Wyjaśnij mi, co się tu wydarzyło? - Torinowi chciało się spać, zbudził go hałas i teraz usiłował wszystko jak najszybciej załatwić i wrócić do łóżka.- Torinie.- zaczął hobbit, znowu bezsilnie opierając się plecami o drzwi.- Nie, nie będziemy tutaj rozmawiać.chodźmy, chodźmy stąd! - Pociągnął krasnoluda za rękaw i zaskoczony, ziewający potężnie Torin wszedł za nim do domu.Przerywanym szeptem, drżąc przy każdym szeleście czy skrzypnięciu, Folko zdał relację z niedawnego pojedynku.Teraz, kiedy wszystko już miał za sobą, nie mógł się opanować i nerwowo dygotał.W nierównym świetle łuczywa widać było nachmurzone czoło krasnoluda i zaciśnięte szczęki.Sięgnął po topór leżący na klocku przy wezgłowiu.- A więc znalazł nas - powiedział Torin ze złością, ale radośnie mrużył oczy.- Przyszedł! Pierścienioręki, znaczy! - Krasnolud pospiesznie sprawdzał, czy całe jego uzbrojenie znajduje się na właściwym miejscu.- A co się z nim w końcu stało? Nie bardzo wierzę, żeby upiory znikały po uderzeniu zwykłym nożem.- Nóż nic mu nie zrobił, według mnie - pokiwał głową hobbit.- Po prostu przeleciał na wylot, i tyle.Już prędzej potrafiłem go czymś odepchnąć, tak mi się wydaje.Natomiast zasłona rzeczywiście została rozcięta nożem.- Cóż, wszystko jasne - westchnął krasnolud.- Miałeś chyba wtedy rację, Folko! Nie powinienem był brać tego miecza.Przeklęty, przyszedł po niego! A może i nie, kto wie.Chyba zapamiętali nas w Mogilnikach.- Westchnął.- Dobra, teraz już nic na to nie poradzimy.Będziemy czuwać i walczyć ostro, gdy znowu się pojawi.Chodźmy spać.Chociaż.lepiej ty śpij, a ja popilnuję.Folko położył się i wsłuchał w siebie.Nie, już się uspokoił, nic nie zapowiadało nowego ataku mogilnego widma, i hobbit nieco się odprężył.Pojął nagle, że nie pojawi się dzisiaj, i znowu nie wiedział, skąd wzięła się ta niezachwiana pewność.Jeszcze się spotkamy, a trzecie spotkanie będzie ostatnim.dla jednego z nas.Potem wszystko ściemniało i Folko pogrążył się w niezwykle kojącym, spokojnym śnie.Następnego ranka, jak zwykle, poszedł do kuchni - według umowy miał jeszcze przez siedem dni pracować, akurat tyle, ile wyprosił Teofrast.Nocne lęki, ku własnemu zdziwieniu, zniknęły bez śladu, pojawiło się jednak coś innego.Hobbit nagle zrozumiał, że tak naprawdę wcale nie chce mu się iść do tej nieznanej Morii.Już mógł spokojnie przypominać sobie nocną przygodę i rozumiał, że uratował go tylko cud; wróg nie był specjalnie silny, a i tak omal nie zabił hobbita.A jeśli będzie ich kilku? Co wtedy? Zresztą, nawet jeśli nie marnował czasu podczas ćwiczeń z Malcem, co może zdziałać w prawdziwej walce? Ciemność, strach, głód i chłód.Wszystko to zwaliło się jednocześnie, pozbawiało go sił; w duchu jęczał, myśląc o miłej, przytulnej izdebce, do której tak chciał wrócić i która wydawała się teraz najbezpieczniejszym miejscem na ziemi.Wieczorem zastał go w takim stanie Torin, który już spieszył na spotkanie z dziej opisem.Widząc przygnębioną minę przyjaciela, uważnie popatrzył mu w oczy, a potem przez jego twarz przebiegł skurcz; Torin odwrócił się i również nachmurzył, jednakże nie powiedział ani słowa.Niespokojnie oglądając się, doszli do znajomego domu kronikarza.Satti otworzyła drzwi i uśmiechnęła się do nich jak do starych znajomych.Ulokowali się w tym samym gościnnym pokoju.Dziewczyna, jak i wczoraj, stanęła za pulpitem, przygotowując się do zapisywania ciekawej historii któregoś z gości.Teraz częściej pytał Torin.Ale zanim zaczęli rozmowę, Folko, jeszcze się wahając, przekazał w drżące chude ręce kronikarza swój skarb.- Woziliście ją w przysiodłowych sakwach, nie zawinąwszy przynajmniej w pergamin? - jęknął kronikarz.- A to co?! Który to z was ośmielił się chłeptać piwo, czytając to wielkie dzieło?! -krzyknął oburzony, gdy otworzył tom i znalazł na jednej z pierwszych kart podejrzane plamy.Folko uśmiechnął się.Kronikarzowi księgi zastępowały wszystko inne na tym świecie i o los Czerwonej Księgi chyba można było się nie martwić.Przeprosiwszy, Teofrast wyskoczył z izby, a zza drzwi rozległ się jego szybki władczy głos, którym wydawał jakieś dyspozycje.Wkrótce wrócił, zacierając dłonie z zadowoleniem.- Introligator już się zabrał do roboty - zakomunikował.- Księga nie dozna u nas uszczerbku.I zaczęła się rozmowa, podczas której przyjaciele dowiedzieli się, że Zielona Ścieżka, która wiedzie przez wszystkie dzielące Arnor i Rohan ziemie, jest dobrze zagospodarowana i zadbana.Tylko w połowie Zielonej Ścieżki, zaraz za przejściem przez Gwathlo, przy zachodnich granicach Dunlandu, leżą wzdłuż niej niezamieszkane obszary, ale żaden nie ciągnie się dłużej niż na jeden, dwa dni drogi.Wzdłuż całego Traktu znajdują się duże wsie, w których wędrowcy zawsze mogą znaleźć przyjazny stół i bezpieczny nocleg - bezpieczny, rzecz jasna, o ile to możliwe poza granicami Północnego Królestwa.Wsie zamieszkują przede wszystkim Arnorczycy, którym przypadły do gustu soczyste i obszerne tamtejsze łąki, znakomicie nadające się na pastwiska dla bydła.Ten wąski pas zasiedlonych ziem wzdłuż Traktu na długim odcinku płaci daninę Amorowi, a mniejsza część, mniej więcej od granicy z Dunlandem - Rohanowi.Lud tam mieszka krzepki i niebo jacy się znoju, ale teraz nadeszły niełatwe czasy.Całego Traktu chronią drużyny Arnoru na północy i Rohanu na południu, życie stało się niebezpieczne.W obszerne południowe stepy i lasy uszło wielu zuchwałych ludzi; po porażkach na północy również przeniosło się tam wielu rozbójników [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl