[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Już za pózno, nie wyjadę dziś. mruknął powodząc okiem po pokoju, po którym gęstyzapadał zmrok.I pozostał w swych marzeniach, a marzył ciągle o jednym tylko przedmiocie.Snadz nienudził się bynajmniej jednostajnością, bo nawet rozmowę z Katyliną odłożył na jutro, a samdo póznej nocy siedział nieruchomy na sofce.210 Nazajutrz trzezwiejszym umysłem zaczął Juliusz roztrząsać na nowo swe nieprzewidzianepołożenie.I po długim namyśle przyszedł do przekonania, że wczorajsze zeznanie staregokozaka nie może go bynajmniej zasłaniać ani wobec prawa, ani nawet wobec własnego su-mienia.Przywiązany ślepo i bez granic do osoby starościca, mógł Kost' Bulij tłumaczyć sobie na-turalnie wszelkie dziwactwa i szczególności swego pana, lecz inaczej przedstawiłyby się oneczłowiekowi obojętnemu i bezstronnemu.w zaś tajemniczy przyjaciel nieboszczyka, ukry-wający się w przebraniu maziarza, nie mógł ani wobec świata, ani wobec prawa wystąpić zswym świadectwem.Nie zachwiany zgoła w swym pierwotnym postanowieniu, myślał Juliusz z swej strony na-pierać się wszelkimi siłami, aby wyjaśniło się stanowczo, jaką wagę należy przywiązywać doostatniej woli nieboszczyka.Zród tego rozmyślania Katylina z promieniejącą miną tryumfatora wszedł do pokoju. Ty śpisz, Zygmuncie, a twoi sąsiedzi  zadeklamował we drzwiach zacny wiersz Karpiń-skiego 256 i puścił spory kłąb dymu z świeżo zapalonego sygara.Juliusz schmurzył czoło i spojrzał na wchodzącego przyjaciela poważnie, a nawet surowo.Katylina parsknął śmiechem. Ho, ho, widzę, nie zapomniałeś jeszcze, żem wczoraj fimfę w nos puścił hrabiemu! ozwał się wesoło. Bądz spokojny, naprawiłem złe.Wieczorem pojechałem umyślnie doOrkizowa. Wiem o tym i to jest właśnie, co mię oburza do najwyższego. Najpierw się dowiedz, po co tam jezdziłem. Przywłaszczyłeś sobie prawo jakiegoś opiekuna czy protektora nade mną i uwziąłeś sięskompromitować mię wobec świata.Katylina wyjął sygaro z ust i wypatrzył się na przyjaciela osłupiały z zdziwienia. Jak to, ty już wiesz o wszystkim i potępiasz moje kroki? Nie tylko potępiam, ale się ich wstydzę. Eheu! 257  mruknął Katylina i sygaro na nowo wetknął do ust, a obie ręce schował dokieszeni.Juliusz zarumienił się i wpadł w niezwykły ferwor. Zrobiłeś burdę u mandatariusza  zawołał żywo i głośno  znieważyłeś gościa jego do-mu, co niczym nie da się uniewinnić, i różnych innych dopuściłeś się głupstw i szaleństw, doktórych najmniejszego nie miałeś upoważnienia!. Oho  podchwycił nieprzebłagany szyderca  twoim zdaniem potrzeba, jak widzę, wy-raznego upoważnienia do robienia głupstw i szaleństw.Ty uznajesz tylko durniów uprzywi-lejowanych, za osobnymi niby patentami.Zimne szyderstwo Katyliny wprowadziło w istną furię Juliusza. Nie potrząsaj dzwonkami błazeńskimi tam, gdzieś się wstydzić powinien, jeśliś jeszczenie ogłuchł na głos honoru!Katylina znowu sygaro wyjął z ust i nieznacznie wstrząs! głową.Juliusz nie zrażony prawił dalej: Postąpiwszy sobie jak istny hajdamaka z moimi oficjalistami, nadużyłeś na domiarwszystkiego mojego zaufania, pognałeś w moim imieniu na łeb na szyję do hrabiego.Katylina w ciągu tego przystąpił do sznurka i zadzwonił gwałtownie.Juliusz urwał nagle. Cóż to znowu znaczy?256z a c n y w i e r s z K a r p i ń s k i e g o (1741 lub 1743 1825)  %7łale Sarmaty; początek wiersza, tutajzacytowany, brzmi: Ty spisz, Zygmuncie, a twoi sąsiedzi / Do twego domu w goście przyjechali!./ Ty śpisz, aczeladz przyjęciem się biedzi / Tych, co cię czcili, co ci hołdowali.257E h e u! (łac.)  Biada! Niestety!211 Katylina obrócił się do wchodzącego lokaja: Przynieść karafkę świeżej wody dla swego pana!  rzekł z flegmą i skinął ręką.Juliusz zacisnął zęby, a widać było, że wszystka krew wezbrała mu do głowy. Panie!  zawołał groznie, kiedy lokaj z głupią miną wyszedł z pokoju.Katylina spokojnie wzruszył ramionami. Mój kochany  odrzekł spokojnie  nim zechcesz dalej sypać gromy i pioruny, napij siępierwej wody i daj sobie powiedzieć, że nigdy niczyim nie lubię się zasłaniać imieniem i podniczyją nie chowam się połę.Co robiłem, robiłem na własną odpowiedzialność, a tobie zo-stawiłem zupełną wolność zaparcia się, dezawuowania mnie, jak mówi język dyplomatyczny. Jak to, nie odprawiłeś w moim imieniu mandatariusza?.Katylina wzgardliwie machnął ręką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl