[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inaenka postanowiła go zabić.Podeszła doń i już chciała go skropić wrzątkiem, kiedy seripigari, opanowany, pokazał jej dwa białe kamienie dyndające u jego szyi.„Póki mam te kamienie, nic mi nie możesz zrobić”, przypomniał jej.„Chronią mnie przed tobą i przed każdym złem na świecie.A może o tym nie wiesz?”„To prawda”, odpowiedziała Inaenka.„Poczekam tu, u twego boku, aż zaśniesz.Wtedy zabiorę ci kamienie, rzucę je do rzeki i skropię twoje ciało do woli.Nic cię nie uratuje.Tak samo zejdzie ci skóra jak rybie sungaro i pokryje się pęcherzami jak Tasurincziemu”.Pewnie tak się miało stać, może.Choćby i z całych sił się opierał, seripigari nie był w stanie pokonać senności.W nocy, otumaniony kłamliwym światłem Kashiriego, poplamionego, zasnął.Inaenka, kulejąc, podeszła doń.Z ogromną delikatnością zdjęła mu obydwa kamienie i rzuciła w nurt rzeki.I wtedy mogła go już pokropić wodą z dużego pęcherza, którym była jej twarz, i z radością zaczęła się przyglądać, jak ciało seripigariego się gotuje, pokrywa nieskończoną liczbą pęcherzyków, jak skóra zaczyna z niego złazić, pękać zaczyna.„Ale mnie teraz uczta czeka”, słychać było, jak krzyczy, skacząc i tańcząc.Z czółna stojącego przy brzegu jej dzieci widziały wszystkie nieszczęścia czynione przez Inaenkę.Przejęte były, pewnie.Smutne, być może.W pobliżu rosła roślina acziote.Jeden z synów kobiety-choroby dostrzegł, że roślinka wyciąga gałązki i potrząsa ku niemu Usteczkami.Może chciała mu coś powiedzieć? Chłopczyk podszedł do niej i schronił się pod płonącymi oparami jej owoców.„Ja jestem Potsotiki”, usłyszał jej drżący głos.„Inaenka, twoja matka, wyniszczy wędrujący lud, jeśli czegoś nie zrobimy”.„A co możemy zrobić?” - zasmucił się chłopczyk.„Ona ma tę moc, ona jest chorobą, która natychmiast zabija.Jeśli chcesz pomóc mi uratować wędrujących ludzi, to damy radę.Jeśli oni znikną, słońce upadnie.Przestanie grzać ten świat.A może wolisz, żeby wszystko było mrokiem i żeby wszystkim zawładnęły diabły Kientibakoriego?” „Pomogę ci”, odpowiedział chłopiec.„Co mam zrobić?”„Zjedz mnie”, odparła roślina.„Twarz ci się odmieni i matka cię nie pozna.Podejdziesz do niej i powiesz: «Znam pewne miejsce, gdzie niedoskonali stają się doskonałymi; potwory -ludźmi.Tam twoje nogi staną się takie jak nogi innych kobiet*.I wtedy zaprowadzisz ją w to miejsce”.Mądrze poruszając liśćmi i gałęźmi w radosnym tańcu i potrząsając owocami, Potsotiki wytłumaczyła dziecku, w którym kierunku ma się udać.Inaenka zajęta rozszarpywaniem szczątków tych, których zabiła, patrząc na wypływające trzewia i serca, nie zdawała sobie sprawy, co też tam knują.Kiedy wszystko już poćwiartowała, upiekła mięso i przyprawiła swym ulubionym acziote.W tym czasie chłopiec zjadł już Potsotiki.Stał się dzieckiem czerwonym, glinianoczerwonym, czerwonym czerwienią acziote.Podszedł do swej matki, a ta go nie poznała.„Ktoś ty?”, zapytała go.„Jak śmiesz podchodzić do mnie, nie trzęsąc się ze strachu? Czyżbyś nie wiedział, kim jestem?”„Jasne, że wiem”, powiedział chłopczyk-acziote.„Przyszedłem po ciebie, bo znam takie miejsce, gdzie będziesz mogła być szczęśliwa.Wystarczy stanąć na tej ziemi i wykąpać się w jej rzekach, a wszystko, co człowiek ma krzywe, natychmiast się prostuje.I wszystkie utracone członki mu odrastają.Zaprowadzę cię tam.Przestaniesz kuleć.Będziesz szczęśliwa, Inaenko.Chodź, idź za mną”.Z takim przekonaniem mówił, że Inaenka, oczarowana chłopcem o dziwnym kolorze, który nie bał się jej i przyrzekał to, czego najbardziej pragnęła - normalne nogi - poszła za nim.Odbyli nie kończącą się podróż.Niejeden las przeszli, niejedną rzekę i jezioro przepłynęli, niejeden przełom pokonali; na niejedną górę weszli i z góry zeszli, by przejść przez kolejne lasy.Wiele razy zmoczył ich deszcz.Piorun błyskał nad ich głowami, a burza ogłuszała swoim grzmotem.Jeszcze tylko przejść musieli dymiące bagnisko z gwiżdżącymi motylami i dotarli.Byli w Oskiaje.Tu łączą się wszystkie rzeki z tego świata i z innych; Meshiareni spływa tam z nieba pełnego gwiazd i Kamabiria, której wody niosą dusze zmarłych ku najgłębszym światom, też tamtędy przepływa.I były tam najprzeróżniejsze, wszelkiej postaci i wielkości, potwory, przywołujące Inaenkę swymi trąbami i szponami.„Chodź, chodź, jesteś jedną z nas”, mruczące.„Po co mnie tutaj przyprowadziłeś?” - wyszeptała Inaenka, niespokojna, zła, wyczuwszy wreszcie podstęp.„Stąpnęłam na tej ziemi, a moje nogi nadal są krzywe”.„Przyprowadziłem cię tutaj za radą Potsotiki, rośliny acziote”, wyjawił jej syn.„Żebyś przestała niszczyć wędrujący lud
[ Pobierz całość w formacie PDF ]