[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uświadomił jej nagle, że leżą na trawie w publicznym parku,dokładnie naprzeciwko okręgowego aresztu.- O Boże!- Nie, nie, nie oglądaj się - szepnął, łagodnieprzytrzymując jej głowę.- Boże! - powtórzyła, nadal sfrustrowana i miotana sprze-cznymi emocjami.- Co teraz?- No cóż.- Walcząc z emocjami, usiłował mówi spokojnie iobojętnie.- Teraz, kiedy ku zadowoleniu wszystkich ciekawskichpotwierdziliśmy prawdziwość łączących nas stosunków, tutaj, wmiejscu publicznym, niewiele zostało nam do roboty.Chyba żedopuścimy się czynu niemoralnego tudzież nieprzyzwoitego i znowutrafimy za kratki.- Ale.?- A wiedząc, że jednym z tych ciekawskich jest Charley -dodał po krótkim, acz nader satysfakcjonującym pocałunku -myślę.- Obrócił ją delikatnie na plecy i pomógł wstać.żepowinniśmy stąd odejść i zaczekać na niego dwie przecznice dalej.Inaczej ten palant zapomni, na kogo tu czeka i w ogóle nieprzyjedzie.W bezpiecznym zaciszu letniego domu w Palm Springs JakeLocotta i Joe Tassio wpatrywali się z uwagą w ekran drogiegotelewizora.Oglądali taśmę nagraną przez ekipę obserwacyjnąRosenthala.Na ekranie poruszała się zielonkawa sylwetka Eugene'aBylightera wchodzącego nerwowo do parku, potem sylwetki Kody,Sandy i Shannona nawiązujących z nim kontakt, sylwetki tęgiegoGenerała i szczupłego Orrsona, wreszcie wkraczających do akcjipolicjantów.- Więc kiedy ich zwolnili? - spytał Locotta, kiedy Tassiozapalił światło, a Rosenthal wyłączył telewizor i przewinął ta-śmę.- Dziś o wpół do jedenastej - odrzekł Al.- Podpucha - mruknął basem Tassio.Locotta skinął w zamyśleniu głową.- Albo stan faktyczny.A ten dzieciak.jak mu tam? Byligh-ter? Ten, który wziął pieniądze i uciekł? Co z nim?Rosenthal wzruszył ramionami.- Założyłem, że to plotka.Kazałem chłopakom skoncentrowaćsię na aresztowaniu.Gliniarze znaleźli go w krzakach, międzyławkami a ulicą.Leżał tam z poderżniętym gardłem.Pojedynczecięcie.Bardzo głębokie.- Tęcza - szepnął Locotta i usta wykrzywił mu leciutkiuśmiech.- A któżby inny - burknął Tassio.- Trzyma się kupy - skonstatował Locotta.- Biorą takiegogówniarza, każą mu opchnąć towar, a kiedy zrobi swoje, kiedy jużwszyscy wiedzą, że towar jest legalny, podrzynają mu gardło, żebynikogo nie przypucował.Ładnie.Bardzo ładnie - wyszeptał, a oczyzwęziły mu się z tłumionej złości.- Orrsona znam.Opowiedz mi opozostałej trójce, Rosey.O tej dziewczynie i jej przyjaciołach.Co to za jedni?- Prawdopodobnie przypadkowi klienci - odrzekł Rosenthal.-Nasi ludzie z biura szeryfa widzieli tę taśmę.Puściłem im ją, bochciałem sprawdzić, czy ich znają.Nikt ich tu przedtem niewidział.Nie ma ich ani w kartotekach federalnych, ani wstanowych, ani w miejscowych.Sądząc po tym, jak ich zatrzymano,powiedziałbym, że są czyści.Po mojemu, wyglądało to trochę zbytrealistycznie - dokończył z uśmiechem.- Ale tego wielkiego czarnucha nie złapali - mruknął Lo-cotta.- Zniknął.Pewnie jeszcze teraz ucieka - odrzekł Tassio.- Pewnie tak.Mafioso myślał o czymś innym.Wiedział, że musi rozprawićsię z tymi, którzy śmieli wkroczyć mu w drogę, i że musi zrobićto jak najszybciej, bo jeśli tego nie zrobi, lada chwila zacznąkrążyć plotki, że Jake Locotta traci kontrolę nad swoją dopieroco skonsolidowaną organizacją.Nie mógł do tego dopuścić.Nieteraz, nie w tym momencie.- Jake.- My też będziemy musieli uciekać, jeśli tego szybko niezałatwimy - dodał i spojrzał na Rosenthala.- No? Słucham, Rosey- powiedział trochę łagodniej.- Ile mamy w narkotykach?- Osiemdziesiąt jeden procent - odrzekł spokojnie Rosenthal.- Zainwestowaliśmy prawie wszystko, co mamy.- A tamci tylko na to czekają - warknął Locotta.- Jakzwęszą, że mamy kłopoty, rozerwą nas na strzgpy, jak stadorekinów.- Narkotyki to niebezpieczna sprawa, Jake - przypomniał muniepotrzebnie Rosenthal.- Dobrze wiesz, ilu naszych uważa, że.- Sram na nich - prychnął Locotta.- Jak myślą, że toniebezpieczne, niech stoją z boku.Wiesz, ile forsy przepływaprzez moje terytorium? I mam przymknąć na to oko? Nigdy.Kłopotymają ci, którzy zaczynają spiskować, zamiast myśleć o poważnychinteresach.- Mam ich załatwić? - spytał spokojnie Tassio.Locotta patrzył w dal nie widzącymi oczyma.- Nie, jeszcze nie - wyszeptał po chwili zimnym, pełnymrezerwy głosem.- Muszę wiedzieć, co jest grane.- Spojrzał naswoich wiernych pomagierów.- Rozpuśćcie wici.Do wszystkichzwiązanych z Pilgrimem, Tęczą i z Generałem.Powiedzcie im, żeJake Locotta chce informacji.I to teraz! Natychmiast!Pod czujnym okiem Tracy Nokes, jej przyjaciółka Tina Sun-Wang wstrzyknęła do chromatografu gazowego odrobinę wyciągu zkrwi Kaaren Mueller.Próbka przemknęła przezdwudziestotrzymetrową rurkę z cienkiego jak włos szkła i dotarłado czujników zamontowanych na jej końcu.Jak tego oczekiwały,dwie obce substancje zawarte w badanej krwi- w trakcie długiej podróży przez szklane, utrzymywane w tejsamej temperaturze zwoje rozdzieliły się, ponieważ mknęły z różnąszybkością - utworzyły dwa wyraźne "szczyty" na karciewykresowej.- Dobra.Teraz ty - Sun-Wang ustąpiła miejsca kryminologowiz biura szeryfa.Tracy wstrzyknęła do chromatografu kilka mikrolitrów roz-tworu, który uzyskała rozpuszczając odrobinę proszku z paczkiprzechwyconej przez sierżanta Hallsteada.Jej poczynaniaobserwowała Sun-Wang oraz detektyw z wydziału zabójstw, któregotu z sobą przyciągnęła.Zgodnie z przewidywaniami Tiny, tym razem piórko pisakawyrysowało na karcie tylko jeden szczyt, ale jego położenie ikształt wskazywały na to, że substancja zawarta w proszkusierżanta Hallsteada przeszła przez szklane zwoje chromatografu zdokładnie taką samą szybkością jak substancja w ekstrakcie z krwiofiary morderstwa w Torrey Pines.Innymi słowy, niewykluczone, że miały do czynienia z tymsamym związkiem chemicznym.Dwa jednakowe szczyty na wykresie nie stanowiły wystar-czającego dowodu, ale czterdzieści pięć minut później, po żmudnejanalizie kroplowej, dowodów było więcej: wyniki wskazywały na to,że mają do czynienia z tą samą substancją.Znużony i śpiący detektyw wyszedł po kawę, a zainspirowaneodkryciem chemiczki kontynuowały pracę.Godzinę później - teraz były już niemal absolutnie pewneswego, ale wciąż zachowywały rezerwę - skończyły badanie napodczerwień.O wpół do pierwszej w południe Tina położyła swójwykres na wykres Tracy i natychmiast zauważyły, że wyniki sąidentyczne aż w trzydziestu siedmiu miejscach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl