[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A bo co? Chceszpowiedzieć, że może mieć jakieś kłopoty?- Jeśli pójdzie bez tego, to owszem.- Koda zdjął zegarek iustawił wskazówki na godzinę dziewiątą.- Ale proszę bardzo.Niech spróbuje przekonać Charleya na własną rękę.Szczerzemówiąc, mam to w dupie.Raynee pogrążył się w krótkiej zadumie.- Wez zegarek - rozkazał w końcu.Posępny żołdak podszedł do sofy, wyrwał zegarek z rąk Bena izniknął za drzwiami.Niecałą minutę pózniej wrócił.Stanął między drzwiami asofą, tuż przy Shannonie, który na szczęście nie widział jegociskających gromy oczu.Charley omiótł salon jednym szybkimspojrzeniem, a potem wbił bezczelnie wzrok w postać, której niemógł nie zauważyć.- Jak pragnę zdrowia, bijesz wszystko na łeb - powiedział zuśmiechem, spoglądając na ubranie Tęczy.Potem przeniósł wzrok naskonsternowanego Generała i jego rewolwer, w końcu spojrzał naBena.- Wciąż masz kłopoty z nawiązywaniem znajomości, co? -spytał.- Na to wygląda.- Ben wziął ze stołu jeden z plastikowychpakiecików i pokazał go Shannonowi.- Chcę im za to zapłacićgrubą forsę, ale oni mają to chyba gdzieś.- Obrócił pakiecik wręku, żeby przyjrzeć się dokładniej jego zawartości.- Wedługmnie to.Głośny, metaliczny szczęk otwieranego noża.Koda natychmiastzamarł, zastygł w bezruchu i nie drgnął nawet wówczas, kiedyostrze sprężynowca rozorało pakiecik w jego ręku.Z pakiecika wytrysnął kwaśno pachnący obłok, a na dłonie inogi Bena, na stół i podłogę spłynęła struga miałkiego proszku.Zanim Koda zdążył zareagować, Raynee chwycił go za koszulę,szarpnął do góry, a kiedy Ben wstał, przytknął mu do szyi płaskieostrze noża.- Rzecz w tym, mój miły - szepnął zbliżając twarz do twarzyagenta - że coś mi tu śmierdzi.Wiesz, o czym mówię?- Odjebało ci - odrzekł spokojnie Koda patrząc mu w oczy.- Nie wiem co - mówił dalej Tęcza - ale coś jest z tobą nietak.Bo widzisz, nie spytałeś nawet o czystość towaru, o jegowagę.Jakby cię to w ogóle nie obchodziło.- Daj spokój, stary.Zostaw go, robisz poważny błąd -ostrzegł Shannon robiąc krok w głąb salonu.Ale drogę zagrodziłmu Kwadratowa Gęba.Tęcza go zignorował.- A jedynym facetem, którego takie rzeczy nie obchodzą,jest.policyjny szpicel - mówił nie widząc chłodu w oczachBena.- Wiesz dlaczego? Bo chce tylko kupić towar i czym prędzejzwiać.Słyszysz, co mówię, gnojku? - Przeciągnął nożem po piersiKody i leciutkim muśnięciem ostrza obciął mu guzik od koszuli.- Przeciągasz strunę, Tęcza - ostrzegł go ponownie Shannon,nie zwracając uwagi na Kwadratową Gębę, który zrobił nagle krokdo przodu i chwycił Charleya za nadgarstek.Generał i hurtownik jakby zmienili się w kamień.Obaj bylijednakowo skonsternowani i wystraszeni.- A dobrze wiesz, co robimy ze szpiclami, prawda? - wy-charczał wściekle Raynee.- Nawet z tymi przebiegłymi ślicz-notkami, które myślą, że mogą nas podejść.Tak, zgadłeś.Zabieramy je nad wodę.- Ostrze musnęło drugi guzik.- Spokojnie, Ben! On cię tylko sprawdza! - krzyknął Charleyruszając w głąb salonu.- Zamknij mordę, czarnuchu - warknął Kwadratowa Gębaodpychając go pod drzwi.-.a tam, nad wodą, zaczynamy je powoli.krajać.- Tęczaobciął mu trzeci guzik i wybuchnął oszalałym śmiechem.Potwór drzemiący w zakamarkach duszy Bena ożył i dał upustod dawna tłumionej wściekłości.- Ben! Nie!Koda krzyknął gardłowo, wykonał błyskawiczny obrót w lewo izablokował nóż otwartą dłonią i przedramieniem.Zaskoczony Murzynstracił równowagę, ale nim zdążył ją odzyskać i zareagować, Bengrzmotnął go pięścią w nie osłoniętą twarz, łamiąc mu nos irozcinając wargi.Trysnęła krew.Tęcza runął na podłogę, nóżwypadł mu z ręki.- Nie ruszać się! Stać!- Ben! Przestań.- Shannon nie dokończył, bo KwadratowaGęba uderzył go mocno w brzuch.Charley jęknął i zgiął się wpół.Nagle podniósł wzrok i zupiornym uśmiechem na twarzy zaprawił żołdaka klasycznym bykiem.Cios był tak silny, że łamiąc po drodze meble, pociągając za sobąspanikowanego hurtownika i wciąż niedowierzającego Generała,runęli na sofę w kłębowisku splątanych nóg i ramion.- Ty pierdolony gnojku.- wycharczał Tęcza skrwawionymiwargami.Obłęd w jego oczach ustąpił miejsca nie kontrolowanejfurii.Wymierzył straszliwy cios nogą w krocze Bena, lecz chybiłi w następnej sekundzie ryknął z bólu, gdy Koda wyrżnął go wkolano krawędzią tenisówki i poprawił straszliwym ki-yi'd.TrafiłTęczę w splot słoneczny i powalił na podłogę.Jęcząc i krwawiąc obficie z ust i nosa, Murzyn natrafił ko-stkami palców na otwarty nóż.W tym samym momencie ciszę, jaka zapadła na chwilę wsalonie, rozdarł ryk gniewu, brzęk szkła i trzask pękającegodrewna.To Shannon.Wydzwignął się z kłębowiska ciał na sofie,chwycił Kwadratową Gębę, uniósł go nad głowę i wyrzucił przezokno.Wtem usłyszał szczęk odwodzonego kurka.Zrobił błyskawicznyobrót i zobaczył, że Tęcza usiłuje wstać, że klęczy na jednymkolanie i trzyma w ręku nóż.Znów chciał zaatakować, zaatakowaćBena, który stał niecałe trzy metry dalej i ściskając w oburękach rewolwer Generała, mierzył w znienawidzonego szaleńca.Shannon nie zdążył ani krzyknąć, ani wykonać żadnego ruchu.Salonem wstrząsnęła ogłuszająca eksplozja, zaraz potem druga.Oddawszy dwa strzały w pierś Murzyna, Ben przesunął lufęrewolweru do góry, wymierzył między spanikowane, otumanione bólemoczy czarnego handlarza i nacisnął spust po raz trzeci.- Przerwij ogień, do ciężkiej cholery! - ryknęły głośniki.- Koda, mówi Fogarty.Słyszysz mnie? Przerwij ogień!- O Chryste.- wyszeptał Murzyn ze złamanym nosem irozciętymi wargami, patrząc z niedowierzaniem na dymiącą lufęrewolweru w rękach Kody.Jaskrawoczerwona czapeczka z pomponikiemzwisała smętnie z przekrzywionej kędzierzawej peruki.Shannon dopadł Bena pierwszy.Gdy wyrwał mu broń, do pokojuwpadli pierwsi agenci ukryci dotychczas w sąsiednim budynkuCentrum Szkoleniowego Federalnych Służb Zledczych.Pięciu agentów siedziało w dzwiękoszczelnej i zabezpieczonejprzed podsłuchem sali konferencyjnej, patrząc w milczeniu namigotliwy ekran telewizora.Magnetowid odtwarzał wydarzenia,które miały miejsce niecałą godzinę wcześniej w jednym z domówpołożonych na przedmieściach Glynco w Georgii.Gdy doszli do sceny, w której agent odgrywający rolę Kwa-dratowej Gęby (w rzeczywistości instruktor karate z pobliskiegoBrunswicku, który służył niedawno w piechocie morskiej i tęgopracował na przykrywkę faceta z uprzedzeniami rasowymi)roztrzaskał głową drewnianą ramę i wyleciał przez aż nadtoprawdziwe okno, Shannon jęknął i wymamrotał coś niezrozumiałego.Potem przyszła kolej na Kodę.Aż się skurczył z bólu iwspółczucia, gdy zobaczył, jak pracownik agencji - instruktor-szkoleniowiec - który zgodził się odegrać rolę Tęczy, obrywapięścią w twarz, kantem tenisówki w kolano, by wreszcie runąć napodłogę po straszliwym ki-yi'd w przeponę.Podczas końcowych fragmentów sceny odwrócił wzrok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]