[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było jej teżu boku sir Henry'ego, który zrezygnował z zawodów z powoduurazu ręki, lecz obserwował rozgrywki oparty o drewnianą ścianęprzy końcu szranków.W końcu Will uznał nieobecność panny zakolejny afront z jej strony,choć nadal nosił się z zamiarem przeproszenia jej.Wyobrażałsobie, że zrobi to, siedząc na koniu w pełnej zbroi.Zamierzałzwrócić Ellie chusteczkę, którą z rozmysłem owinął w jedwab,aby pokazać, jak bardzo żałuje, że wczorajszej nocy cisnął jejznak w błoto.A potem odjechałby szybko, zadowolony, żespełnił swój obowiązek.Will podjechał do braci i zsunął się z konia.Tobias i nowysługa Diego przejęli wodze i jęli oprowadzać Barbary'ego, abysię ochłodził.- Dobra robota, Will! - zawołał James, pomagając mu zdjąćhełm i parę części zbroi, aby brat odpoczął przed ostatnimpojedynkiem.- Nie mogę uwierzyć, że doszedłeś do finałowejwalki.- Przeciw komu stanę? - Will polał sobie głowę wodą.Cienkiestrumyczki spłynęły mu na kark, miło chłodząc rozgrzane ciało.-Przeciw Raleighowi albo Blountowi.Zaraz się rozstrzygnie.Will dziwił się sobie, że jest mu to obojętne.Leżał na plecach,patrząc w niebo.- Nieobecność Percevala mocno osłabiła stawkę - ciągnąłJames. Braciszek uwielbia umniejszać moje zasługi - pomyślał Will.- Po to właśnie jest rodzina - aby nie pozwoliła swoim członkomzbytnio się cenić".-Jeśli to będzie Raleigh, lepiej zastanów się, czy chcesz zwalićz siodła sławnego syna Devonu.Naszej pani mogłoby się to niespodobać.-A może wręcz przeciwnie stwierdził Will, znającnieprzewidywalne humory królowej.- Fakt.W takim razie walcz uczciwie i zobacz, co Fortuna ciprzyniesie.Głośne oooch!" rozległo się z trybun.- Co to?-Blount trafił Raleigha w żebra, ale ten utrzymał się w siodle.- Sir Charles jest w formie.-Zdecydowanie.Opowiadał dzisiaj na prawo i lewo, jakodprawił rano tego alchemika.Wyrzucił go z zamku decyzjąlorda Burghleya.Will usiadł tak gwałtownie, że zakręciło mu się w głowie.- Naprawdę?-Tak.Mówił, że Hutton odjechał z całym dobytkiem, któryzmieścił się na trzech wynajętych chabetach.Jego córka tkwiła wsiodle wśród tobołów jak jakaś Cyganka.Will zaklął.-A ty co? Powinieneś być zadowolony, że wreszcie zeszli ci zoczu.Will znów ułożył się w trawie.- Pamiętasz lady Eleanor?- Mam nie pamiętać takiej ładnej dziewczyny? - James sięuśmiechnął.-To córka Huttona.Dowiedziałem się o tym dopiero wczorajwieczorem.- Hańba.- James zerknął na hełm brata.- Na szczęście są tuinne damy do wyboru.Widzę, że jesteś na dobrej drodze, jeślichodzi o lady Jane.-Wiem, wiem, nie zamierzam gonić za tamtą, jednak winienjej jestem przeprosiny.- Za co masz przepraszać? Ojciec tej dziewczyny zrujnowałnaszą rodzinę i jeśli już, to on winien nas po stokroć przeprosić.Co do niej zaś, sam mówiłeś, że zasługuje na wszystko, conajgorsze.-Nie mów tak o lady Eleanor, James.Poniewczasieprzekonałem się, że jest wiele warta.I w tym właśnie problem.Wczoraj w nocy niechcący natknąłem się na nią, kiedy szarpałasię w altanie z Percevalem.I jak pijany idiota porównałem ją dopospolitej dziewki, zamiast zaoferować pomoc.-A co jej zrobił Perceval? Czy zdołała uciec? - James gniewnieposzukał wzrokiem sir Henry'ego.To prawda, brat Willa zwykle odgrywał libertyna, ale miałrycerską duszę i nie znosił, kiedy ktoś niegodnie traktował płećpiękną.Will uśmiechnął się ponuro.-A jakże, uciekła.Ale najpierw kopnęła go z całych sił wklejnoty rodowe, a mnie, dla równej miary w goleń.Jamesryknął śmiechem.- Przebóg, lubię tę damę! Marnuje się przy swoim szalonymojczulku.-Kiedy ocknąłem się rano, zrozumiałem, że muszę ją odszukaći sprawdzić, czy nic jej się nie stało.Zwłaszcza iż Perceval,odchodząc, zapowiadał, że z niej nie zrezygnuje.Teraz jednak dlanas obu jest za pózno, bo już odjechała.- Może tak będzie lepiej.- Dla mnie nie, bo wiem, że odeszła w przekonaniu, iż jestemniewychowanym prostakiem.I nie podoba mi się myśl, żepopadła w tak straszne kłopoty z powodu ojca.- Istotnie, nie zasłużyła na swój los - przyznał James. Nicjednak nie możesz jej ofiarować poza przeprosinami.Nieodpowiadasz za nią.- Zapewne tak.- Nie zmieniło to faktu, że Will czuł się podle.-I co, przeciw komu staję?James spojrzał na tablicę, na której kredą zapisano nazwiska iwyniki zawodników.- Przeciw Raleighowi, niech cię Bóg wspiera.Widać, żesędziowie przez cały czas rozstrzygają na jego korzyść, chyba żebędzie wyrazne i czyste trafienie.Widzisz, jakie profity dajebycie w łaskach?-W takim razie muszę zrobić wszystko, żeby wysadzić go zsiodła, jeśli nie z pozycji faworyta królowej.Tobiaspodprowadził Barbary'ego do podestu.- Musisz wygrać, Will - rzekł.- Postawiłem swój srebrnysztylet na to, że go pokonasz.- Powinienem przegrać, żeby wybić ci z głowy hazard-mruknął Will, sadowiąc się w siodle.- Tak daleko się chyba nie posunie? - Tobias z niepokojemzwrócił się do Jamesa.- No nie?Na widok Raleigha stojącego naprzeciwko w drugim końcuszranków w głowie Willa na moment pojawiła się myśl: Co ja turobię?".Przybył na dwór z pilnym zadaniem podreperowaniarodzinnego majątku poprzez korzystny mariaż, a tymczasem miałpognać galopem po wąskim torze ogrodzonym drewnianymibarierami, aby strącić z konia królewskiego faworyta.Wdodatku, jaksłusznie powiedział James, nie mając pojęcia, czy jednymciosem kopii nie zniweczy szans na zyskanie uznania królowej.Tak mogłoby się stać, gdyby wygrał.Gdyby zaś przegrał,ocaliłby zapewne swoją dobrą opinię, lecz naraziłby się naobrażenia i skazę na rycerskim honorze, co wcale mu się nieuśmiechało.- Tak zle i tak niedobrze - mruknął pod przyłbicą.W dodatku Raleigh już wyglądał jak triumfator.Will wiedział,że sam prezentuje się rycersko i romantycznie na białym ogierze iw lśniącej zbroi, jednak surowy rynsztunek Raleigha czynił zniego prawdziwego wojownika, a nie turniejowego panka.Byłoto irytujące i raczej nie podnosiło Laceya na duchu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]