[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A, to wy, powiedzÄ…, Nie chcieliÅ›cie czoÅ‚gać siÄ™ z wypiÄ™tym tyÅ‚kiem, narażajÄ…c siÄ™ na strzaÅ‚y, to nie bÄ™dziecie jedli, kto nie ryzykuje, ten przegrywa.Przerażony tÄ… perspektywÄ… jeden z wahajÄ…cych siÄ™ Å›lepców puÅ›ciÅ‚ linÄ™ i z podniesionymi do góry rÄ™kami ruszyÅ‚ w stronÄ™, skÄ…d dobiegaÅ‚y krzyki.Nie dam siÄ™ tak Å‚atwo oszukać, pomyÅ›laÅ‚.Jednak gÅ‚osy nagle umilkÅ‚y, sÅ‚ychać byÅ‚o tylko szmer przesuwajÄ…cych siÄ™ ciaÅ‚, zdÅ‚awione okrzyki, kakofoniÄ™ niezidentyfikowanych dźwiÄ™ków doÂbiegajÄ…cych jednoczeÅ›nie ze wszystkich stron i znikÄ…d.Åšlepiec stanÄ…Å‚ niezdecydowany, chciaÅ‚ zawrócić i chwycić siÄ™ liny, ale straciÅ‚ orientacjÄ™, gdyż nie widać gwiazd na biaÅ‚ym niebie.Wtem usÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚os sierżanta nakazujÄ…cy, by ludzie, którzy znaleźli kartony, cofnÄ™li siÄ™ do schodów.Tamci to co innego, dla nich instrukcje sierżanta byÅ‚y jasne, mieli jakiÅ› punkt odniesienia, on nie wiedziaÅ‚ nawet, gdzie jest.Nikt już nie trzymaÅ‚ siÄ™ liny, ale oni przynajÂmniej mogli zawrócić, idÄ…c tÄ… samÄ… drogÄ…, tyle że w odÂwrotnym kierunku.I rzeczywiÅ›cie, jako pierwsi znaleźli siÄ™ przy wejÅ›ciu i tam czekali na pozostaÅ‚ych.Zagubiony Å›lepiec staÅ‚ w miejscu, bojÄ…c siÄ™ ruszyć.Zrozpaczony zawoÅ‚aÅ‚, ProszÄ™, niech mi ktoÅ› pomoże.Nie wiedziaÅ‚, że żoÅ‚nierze wycelowali w niego broÅ„ w oczekiwaniu, aż przekroczy niewidzialnÄ… liniÄ™ miÄ™dzy życiem a Å›mierciÄ….DÅ‚ugo jeszcze bÄ™dziesz tam staÅ‚, Å›lepaku, krzyknÄ…Å‚ sierżant.W jego gÅ‚osie wyczuwaÅ‚o siÄ™ narastajÄ…ce napiÄ™cie, gdyż tak naprawdÄ™ nie podzielaÅ‚ opinii komendanta.Kto wie, może jutro i mnie dopadnie ta zaraza, myÅ›laÅ‚, Zwykli żoÅ‚nierze to co innego, na rozkaz zabijajÄ…, na rozkaz ginÄ…, Strzelać tylko wtedy, kiedy dam znak, przypomniaÅ‚ podwÅ‚adnym.Dopiero teraz Å›lepiec zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, w jakim znalazÅ‚ siÄ™ niebezpieczeÅ„stwie.Z pÅ‚aczem rzuciÅ‚ siÄ™ na kolana, BÅ‚agam, pomóżcie mi, powiedzcie, jak mam iść, Podejdź bliżej, Å›lepoto, no, podejdź, odezwaÅ‚ siÄ™ nazbyt przyjacielsko jeden z żoÅ‚nierzy.Åšlepiec podniósÅ‚ siÄ™, zrobiÅ‚ trzy kroki do przodu, ale po chwili zatrzymaÅ‚ siÄ™, gdyż nagle sÅ‚owa strażnika wydaÅ‚y mu siÄ™ podejrzane.Podejść to nie to samo co iść, podejść znaczy zbliżyć siÄ™ do mówiÄ…cego, iść w jego kierunku, tam, skÄ…d go woÅ‚ajÄ…, na spotkanie kuli, która jasność zamieni w ciemność.Jednak sierżant szybko zareagowaÅ‚ na podÅ‚Ä… prowokacjÄ™ żoÅ‚nierza, Stać, w tyÅ‚ zwrot, krzyknÄ…Å‚, po czym kilkoma surowymi sÅ‚owami przywoÅ‚aÅ‚ podwÅ‚adnego do porzÄ…dku.Jak widać nie każdemu można dać broÅ„ do rÄ™ki.ZachÄ™ceni przychylnÄ… postawÄ… sierżanta Å›lepcy stojÄ…cy przy wejÅ›ciu zaczÄ™li krzyczeć z caÅ‚ych siÅ‚, jakby ich krzyki mogÅ‚y przyciÄ…gnąć zagubionego towarzyÂsza niczym pole magnetyczne.RuszyÅ‚ pewnie w stronÄ™, skÄ…d dobiegaÅ‚y gÅ‚osy, GÅ‚oÅ›niej, nie przerywajcie, gÅ‚oÅ›niej, woÅ‚aÅ‚, podczas gdy Å›lepcy krzyczeli jak opÄ™tani, jakby kibicowali wyczerpanemu zawodnikowi, który zbliża siÄ™ do mety.Wreszcie padÅ‚ im w ramiona, nic dziwnego, prawdziwych przyjaciół poznaje siÄ™ w biedzie nie tylko, gdy puka ona do drzwi, ale również gdy pojawi siÄ™ na horyzoncie.Jednak serdeczna atmosfera nie trwaÅ‚a dÅ‚ugo.KorzystajÄ…c z zamieszania kilku internowanych chwyciÅ‚o kartony, które udaÅ‚o im siÄ™ przydźwigać, i pÄ™dem pobiegli do swych sal, wykazujÄ…c nielojalność wobec pozostaÅ‚ych, być może w obawie przed niesprawiedliwym podziaÅ‚em żywÂnoÅ›ci.Bardziej naiwni, a tacy zawsze znajdÄ… siÄ™ w grupie, oburzeni zaczÄ™li protestować.Tak nie można, jeÅ›li przeÂstaniemy sobie ufać, to co siÄ™ z nami stanie, pytali, nie oczekujÄ…c odpowiedzi.Inni, trzeźwo patrzÄ…cy na życie, wyrażali siÄ™ o wiele dosadniej, Te sukinsyny aż siÄ™ proszÄ… o ciÄ™gi.OczywiÅ›cie, nikt siÄ™ nie napraszaÅ‚, lecz wszyscy wiedzieli, o co chodzi.I tak byÅ‚o to okreÅ›lenie o wiele Å‚agodniejsze od tych, które nasuwaÅ‚y siÄ™ na myÅ›l wszystkim obecnym.Po krótkiej naradzie w korytarzu Å›lepcy uznali, że najlepszym wyjÅ›ciem z tej niezrÄ™cznej sytuacji bÄ™dzie rozdzielenie pozostaÅ‚ych kartonów miÄ™dzy przedstawicieli sal.Na szczęście zostaÅ‚a parzysta liczba paczek.PoÂstanowiono wyÅ‚onić komisjÄ™, dla przeprowadzenia Å›ledztwa w sprawie brakujÄ…cych, a wÅ‚aÅ›ciwie skradzionych kartonów.Jak zwykle dyskusja zaczęła siÄ™ przeciÄ…gać.Nie wiadomo byÅ‚o, czy najpierw należy odzyskać paczki, czy zabrać siÄ™ do jedzenia tego, co zostaÅ‚o.PrzeważyÅ‚y jednak gÅ‚osy tych, którzy twierdzili, że biorÄ…c pod uwagÄ™ dÅ‚ugi post, do którego zostali zmuszeni, lepiej bÄ™dzie najpierw napeÅ‚nić żoÅ‚Ä…dki, a potem prowadzić Å›ledztwo.PamiÄ™tajcie, że musicie jeszcze pochować swoich ludzi, powiedziaÅ‚ czÅ‚oÂwiek z pierwszej sali, Jeszcze nie zabiliÅ›my tych skurÂczybyków, a już mamy ich pochować, zażartowaÅ‚ ktoÅ› z drugiej sali.Wszyscy wybuchnÄ™li Å›miechem.Wkrótce jednak okazaÅ‚o siÄ™, że zÅ‚odzieje zniknÄ™li.W drzwiach obu sal staÅ‚y grupki wygÅ‚odniaÅ‚ych ludzi, którzy donieÅ›li, że przed chwilÄ… sÅ‚yszeli czyjeÅ› kroki w korytarzu, jakby ktoÅ› niósÅ‚ bardzo ciężkie rzeczy, lecz na pewno nikt nie wszedÅ‚ do sali, bo nie byÅ‚o tam żadnego jedzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]