[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy jeszcze mi się powodziło - zaczął niemal szep­tem - odkryłem, że moja żona spotyka się z innym mężczyzną.Powiedziała mi o tym jedna z pacjentek.Podczas badania ginekologicznego większość kobiet gada jak najęta.W każdym razie przeżyłem szok.Zaangażowałem prywatnego detektywa i ten wkrótce wykazał, że to prawda.No i kochanek mojej żony pewnego dnia.zniknął - zawiesił głos, spoglądając na mnie z wyczekiwaniem.- Zniknął?- Tak.Przepadł bez śladu.- Nie żyje? - spytałem, osłupiały.Skinął głową.- I wie pan, gdzie są zwłoki?Znów przytaknął bez słowa.- Kiedy to było?- Cztery lata temu.Palce mi się trzęsły, kiedy zapisywałem te informacje.Pelham pochylił się niżej i szepnął:- Był agentem FBI, dawnym kolegą mojej żony z college’u stanowego w Pensylwanii.- Nie do wiary - mruknąłem, nabierając podejrzeń, że facet kłamie.- Ścigają mnie.- Kto?- FBI.Tropią mnie już od czterech lat.- I co ja mógłbym zrobić w tej sprawie?- Nie wiem.Może spróbować się z nimi dogadać? Zmę­czyło mnie już ciągłe ukrywanie się.Przygryzłem wargi w zadumie.Mordecai skończył roz­mawiać z klientem i ruszył do drzwi, aby wywołać następnego.Pelham kątem oka obserwował każdy jego ruch.- Będę potrzebował więcej danych - odparłem.- Wie pan, jak się nazywał ten agent?- Tak.Wiem również, gdzie i kiedy się urodził.- A także gdzie i kiedy zginął?- Owszem.Pelham nie miał ze sobą żadnych dokumentów.- Może przyjdzie pan do mojego biura i dostarczy te informacje.Tam w spokoju dokończymy rozmowę.- Muszę to przemyśleć - mruknął, spoglądając na zegarek.Wyjaśnił szybko, że pracuje na pół etatu jako stróż w koście­le i powinien już iść.Uścisnęliśmy sobie dłonie na pożegnanie.Przekonywałem się szybko, że do głównych zadań obrońcy ulicy należy cierpliwe wysłuchiwanie klientów.Spora część z nich chciała jedynie z kimś porozmawiać.Życie nie szczę­dziło im ciosów i kopniaków, a ponieważ mieli okazję za darmo uzyskać poradę prawną, często po prostu zrzucali z barków swoje brzemię na adwokata.Mordecai był praw­dziwym mistrzem w dziedzinie umiejętnego kierowania roz­mową i błyskawicznego wyławiania rzeczywistej przyczyny czyjegoś przyjścia na spotkanie.Ja wciąż nie mogłem się otrząsnąć ze świadomości, że mam do czynienia z ludźmi tak straszliwie pokrzywdzonymi.Niemniej nauczyłem się szybko, że ci, którzy mają konkret­ny problem, mówią o nim na początku, bez przytaczania całej swojej historii.Szybko zapełniałem notes prośbami o uzyskanie prawa do bonów żywnościowych, zasiłku mieszkaniowego, pomocy opieki społecznej, zwrotu karty ubezpieczeniowej bądź prawa jazdy.Kiedy uznawałem roszczenia za uzasad­nione, szybko wypełnialiśmy odpowiednie formularze.Do południa przez salę przewinęło się dwadzieścia sześć osób.Obaj czuliśmy się wykończeni.- Chodź, przejdziemy się trochę - zaproponował Mordecai, gdy wyszliśmy przed budynek.Niebo było bezchmurne, po trzech godzinach siedzenia w dusznym pomieszczeniu bez okien nawet mroźny wiatr wydawał się przyjemny.Po drugiej stronie ulicy, w nowoczes­nym, dość ładnym budynku, mieścił się sąd federalnego urzędu skarbowego.Prawdę mówiąc, stary gmach CCNV ze wszystkich stron otaczały nowsze, okazałe budowle.Przy­stanęliśmy na rogu Drugiej i D.Obejrzałem się na przytułek.- Ich prawo do dzierżawy terenu wygasa za cztery lata - wyjaśnił Mordecai.- Inwestorzy budowlani już krążą dookoła jak sępy.Dwie przecznice dalej ma powstać nowe schronisko.- To pewnie znów wybuchną protesty.- Może nawet dojść do zamieszek.Przeszliśmy przez ulicę i ruszyliśmy w kierunku Kapitolu.- O czym tak długo rozmawiałeś z tym białym? - zapytał Mordecai.Pelham był moim jedynym białym klientem.- To zdumiewające - mruknąłem, nie wiedząc, od czego zacząć.- Był kiedyś szanowanym lekarzem w Pensylwanii.- A kto go teraz ściga?- Słucham?- Kto go teraz ściga?- FBI.- Potraktował cię ulgowo, bo ostatnio mówił o CIA.Zatrzymałem się w pół kroku, Green poszedł dalej.- Rozmawiałeś z nim kiedyś? - spytałem, dogoniwszy go.- Owszem, dość regularnie przychodzi na nasze spotkania.Na imię ma Peter, jeśli mnie pamięć nie myli.- Przedstawił się jako Paul Pelham.- Zatem nazwisko też zmienił - rzucił Mordecai od nie­chcenia przez ramię.- Jest wyjątkowo dobrym gawędziarzem, prawda?Odebrało mi mowę.Znów przystanąłem, spoglądając za Greenem, który trzymał ręce w kieszeniach płaszcza, a ramiona podskakiwały mu rytmicznie, gdyż wstrząsał nim gromki, rubaszny śmiech.ROZDZIAŁ 21Kiedy zdobyłem się w końcu na odwagę i powiedziałem Greenowi, że chciałbym wziąć wolne popołudnie, poinfor­mował mnie szorstko, że mam takie same prawa jak pozostali, nikt nie wylicza mi czasu pracy i jeśli muszę załatwić jakieś własne sprawy, mogę to uczynić w dowolnej chwili.W po­śpiechu wyszedłem z ośrodka.Tylko Sofia odprowadziła mnie czujnym spojrzeniem.Poświęciłem godzinę na rozmowę z agentem ubezpieczenio­wym.Lexus nie nadawał się do remontu i mimo że pertraktacje z ubezpieczycielem sprawcy wypadku nie zostały jeszcze zakończone, towarzystwo gotowe było mi wypłacić ponad dwadzieścia jeden tysięcy dolarów odszkodowania.Przystałem na tę propozycję.Obciążała mnie jeszcze spłata kredytu w wysokości szesnastu tysięcy, wyszedłem więc z siedziby firmy z czekiem opiewającym na pięć tysięcy z groszami.Mogłem sobie za to kupić inny samochód, bardziej stosowny do mego obecnego statusu obrońcy ulicy, a zarazem mniej kuszący złodziei.Następną godzinę przesiedziałem w poczekalni lekarza.Wciąż byłem nadzwyczaj zajętym adwokatem, mającym wielu klientów, toteż zmuszony do bezczynności i przeglądania starych czasopism ilustrowanych bezsilnie zgrzytałem zębami.Doktor znacznie pogorszył moje samopoczucie, silnie ob­macując mój obolały bok, zawyrokował jednak, że za dwa tygodnie powinienem wrócić do pełnej formy.W biurze adwokata rozwodowego Claire zjawiłem się punktualnie o szesnastej, przyjęła mnie ubrana po męsku i śmiertelnie poważna recepcjonistka.Niemal z każdego kąta kancelarii wyzierała wrogość do mężczyzn.Słychać było wyłącznie kobiece głosy: opryskliwe, gardłowe odpowiedzi telefonistki, płynącą z głośnika radia szczebiotliwą relację jakiejś terenowej reporterki, dobiegające z końca korytarza gniewne okrzyki pracownicy biura.W pomieszczeniach domi­nowały ciepłe pastelowe kolory, lawendowy, różowy i beż.Magazyny ilustrowane leżące obok ekspresu do kawy ostatecz­nie rozwiewały jakiekolwiek wątpliwości.Nie były to zwykłe kobiece czasopisma czy żurnale mody, lecz wydawnictwa skrajnie feministyczne, które klientki kancelarii powinny jedynie podziwiać, ale nie czytać.Jacqueline Hume zarobiła pierwsze większe pieniądze na demaskowaniu naciągaczy prowadzących gabinety psycho­terapii, a później zyskała rozgłos, przeprowadzając rozwody paru niewiernych senatorów.Jej nazwisko stało się postrachem dla wielu wpływowych i bogatych mieszkańców stolicy.Zależało mi na tym, by jak najszybciej podpisać dokumenty i wynieść się stamtąd.Musiałem jednak czekać pół godziny.Zamierzałem już urządzić piekielną awanturę, kiedy wreszcie zjawiła się aplikantka i poprowadziła mnie do gabinetu.Wręczyła mi papiery i chyba dopiero wtedy prawda uderzyła mnie z całą mocą.Trzymałem w ręce akta sprawy Claire Addison Brock przeciw Michaelowi Nelsonowi Brockowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl