[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Po prostu się odpręż, zaraz będziemy w domu i położę cię do łóżka.Annie znowu jęknęła, teraz głośniej.- Nie jedź do domu - poprosiła - tylko zawieź mnie do szpitala.Pędząc przez Westville, Fletcher wypatrywał nazw ulic i próbował ustalić, jaka będzie najlepsza trasa do szpitala Yale-New Haven, kiedy po drugiej stronie drogi dostrzegł stojącą taksówkę.Zakręcił ostro i zahamował obok taksówki.Opuścił szybę i krzyknął:- Moja żona rodzi, jak mogę najszybciej dojechać do Yale-New Haven?- Jedź pan za mną! - polecił taksówkarz i ruszył szybko przodem.Fletcher trzymał się taksówkarza, a ten jechał, nie bacząc na ruch uliczny, naciskając klakson i migając światłami, trasą, o której istnieniu Fletcher nie miał pojęcia.Annie trzymała się za brzuch i coraz głośniej jęczała.- Nie martw się, kochanie, jesteśmy prawie na miejscu - powiedział, przeskakując przez kolejne czerwone światło, żeby nie stracić z oczu taksówki.Kiedy w końcu oba samochody dotarły do szpitala, Fletcher zdumiał się na widok lekarza i pielęgniarki, stojących przy noszach na kółkach obok otwartych drzwi i najwidoczniej na nich czekających.Gdy taksówkarz wyskoczył i dał pielęgniarce znak podniesionym w górę kciukiem, Fletcher domyślił się, że musiał poprosić dyspozytora, żeby ich zapowiedział.Fletcher miał nadzieję, że ma przy sobie dość pieniędzy, żeby zapłacić taksówkarzowi za kurs, nie mówiąc już o sporym napiwku za jego inicjatywę.Fletcher wyskoczył z samochodu i obiegł go dokoła, żeby pomóc Annie, ale taksówkarz był pierwszy.Wziąwszy ją pod łokcie, wydostali z samochodu, a potem delikatnie umieścili na noszach.Pielęgniarka zaczęła rozpinać Annie sukienkę, zanim jeszcze wjechała na noszach przez otwarte drzwi.Fletcher wyjął portfel, zwrócił się do taksówkarza i rzekł:- Dziękuję panu, zrobił pan wszystko, co możliwe.Ile jestem winien?- Ani centa - odparł taksówkarz.- Ale.- zaczął Fletcher.- Gdybym powiedział żonie, że wziąłem od pana pieniądze, chybaby mnie zabiła.Powodzenia! - zawołał, odwrócił się i poszedł do taksówki.- Dziękuję - powtórzył Fletcher i popędził do szpitala.Dogonił żonę i ujął ją za rękę.- Wszystko będzie dobrze, kochanie - zapewnił ją.Sanitariusz zadał Annie kilka pytań i na wszystkie otrzymał krótką odpowiedź twierdzącą.Potem zadzwonił na salę operacyjną, powiadamiając doktora Redpatha i czekający zespół, że za niecałą minutę dotrą z pacjentką na miejsce.Powolna, duża winda stanęła z szarpnięciem na piątym piętrze.Noszę z Annie przetoczono szybko korytarzem; Fletcher biegł koło nich truchtem, nie wypuszczając ręki Annie.Widział w oddali dwie pielęgniarki, które trzymały z obu stron otwarte drzwi, aby nie trzeba było zwalniać.Annie ściskała rękę Fletchera, kiedy przenoszono ją na stół operacyjny.Na salę wpadło jeszcze troje ludzi, twarze mieli osłonięte maskami.Pierwszy sprawdził narzędzia chirurgiczne wyłożone na stoliku, drugi przygotował maskę tlenową, trzeci próbował pytać o coś Annie, która teraz krzyczała z bólu.Fletcher ani na chwilę nie puszczał ręki żony.Na salę wkroczył starszy mężczyzna.Naciągnął na dłonie rękawiczki chirurgiczne i zanim zbadał pacjentkę, spytał, czy wszyscy są gotowi.- Tak, doktorze Redpath - odparła pielęgniarka.- Dobrze - powiedział i zwracając się do Fletchera, dodał: - Muszę poprosić, żeby pan nas zostawił.Wezwiemy pana, gdy tylko dziecko przyjdzie na świat.Fletcher pocałował żonę w czoło.- Jestem z ciebie bardzo dumny - wyszeptał.Nat zbudził się o piątej rano w dniu wyborów i odkrył, że Su Ling bierze już prysznic.Spojrzał na plan dnia na nocnym stoliku.Spotkanie całego zespołu o siódmej rano, a potem półtorej godziny wystawania przed stołówką, żeby przywitać wyborców, schodzących się na śniadanie.- Chodź pod prysznic! - zawołała Su Ling.- Nie mamy ani chwili do stracenia.Miała rację, gdyż zdążyli na zebranie zespołu tuż przed wybiciem siódmej.Wszyscy już byli obecni i Tom, który przyjechał z Yale, mówił o doświadczeniach ze swoich ostatnich wyborów.Su Ling i Nat zajęli dwa puste miejsca po obu stronach nieformalnego szefa sztabu wyborczego, który kontynuował odprawę, jakby ich tu nie było.- Nikt nie robi przerw, nawet dla zaczerpnięcia tchu, aż do minuty po szóstej, kiedy zostanie oddany ostatni głos.Sugeruję, żeby kandydat z Su Ling stali przed budynkiem stołówki od wpół do ósmej do wpół do dziewiątej, a reszta zespołu, żeby poszła na śniadanie.- Mamy jeść te paskudztwa przez całą godzinę? - zdziwił się Joe.- Nie, Joe.Nie chcę, żebyście coś jedli.Macie chodzić od stolika do stolika, ale broń Boże nie podchodźcie we dwójkę do jednego i pamiętajcie, że prawdopodobnie ludzie Elliota będą robić dokładnie to samo, dlatego nie traćcie czasu na ich wyborców.No dobrze, zaczynajmy.Czternaście osób wybiegło z pokoju, przecięło trawnik i zniknęło w drzwiach wahadłowych stołówki natomiast Nat i Su Ling zostali przy wejściu.- Cześć, jestem Nat Cartwirght, ubiegam się o stanowisko przewodniczącego rady uczelnianej i mam nadzieję, że poprzecie mnie w dzisiejszych wyborach.- Pięknie, człowieku, gejów masz za sobą - odpowiedziało mu dwóch zaspanych studentów.- Cześć, jestem Nat Cartwright, ubiegam się o stanowisko przewodniczącego rady uczelnianej i mam nadzieję, że mnie poprzesz.- Tak, wiem, kim jesteś, ale jak możesz zrozumieć, co to znaczy przeżyć z pożyczki studenckiej, skoro zarabiasz dodatkowo czterysta dolarów miesięcznie? - padła cierpka odpowiedź.- Cześć, jestem Nat Cartwright, ubiegam się o stanowisko przewodniczącego rady uczelnianej i.- Nie będę głosował na żadnego z was - rzucił inny student i pchnął drzwi.- Cześć, jestem Nat Cartwright, ubiegam się o.- Przykro mi, ale jestem z innego kampusu, więc nie mam prawa głosu.- Cześć, jestem Nat Cartwright i.- Powodzenia, ale ja głosuję na ciebie tylko dla twojej dziewczyny.Uważam, że jest fantastyczna.- Cześć, jestem Nat Cartwright.- A ja jestem członkiem zespołu Ralpha Elliota i tak wam przyłożymy.- Cześć, jestem Nat.Dziewięć godzin później Nat mógł się tylko zastanawiać, ile razy wygłosił to zdanie i ile rąk uścisnął.Wiedział tylko, że stracił głos i czuł się tak, jakby palce miały mu odpaść.Minutę po szóstej obrócił się do Tonią i powiedział:- Cześć, jestem Nat Cartwright i.- Daj spokój - powiedział ze śmiechem Tom.- Jestem przewodniczącym w Yale i wiem tylko, że gdyby nie Ralph Elliot, ty byłbyś na moim miejscu.- Co dla mnie teraz zaplanowałeś? - spytał Nat.- Mój plan dnia kończy się o szóstej i nie mam pojęcia co dalej.- Jak każdy kandydat - rzekł Tom.- Myślę, że możemy we troje zjeść kolację u Maria i odprężyć się.- A co z resztą zespołu? - spytała Su Ling.- Joe, Chris, Sue i Tim są obserwatorami przy liczeniu głosów w stołówce, a reszta korzysta z zasłużonego odpoczynku.Ponieważ liczenie głosów zaczyna się o siódmej i zajmie co najmniej dwie godziny, zaproponowałem, żeby wszyscy tam się stawili o wpół do dziewiątej.- Dobrze pomyślane - zauważył Nat.- Zjadłbym konia z kopytami.Mario poprowadził trójkę przyjaciół do ich stolika w rogu i nazywał Nata przewodniczącym.Kiedy popijali zamówione napoje, Mario pojawił się z wielką misą spaghetti, polanego sosem bolońskim i posypanego parmezanem.Nat zagłębiał widelec w górę makaronu, która zdawała się nie maleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl