[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biskup szedł obok mnie, kiedy prze­kroczyłam próg budowli i zagłębiłam się w mrok.Położyłam Johnny’ego na chłodnej posadzce.Wokół nas zaszeleściły szaty.Spróbowałam zdjąć z niego resztki zbroi, ale w wielu miejscach wtopiły się w ciało.Dotknęłam zdrową ręką spalonego policzka Johnny’ego.- Wybacz mi.Poruszył głową i otworzył oko, a następnie podniósł rękę i przesunął ją po mojej twarzy, włosach i głowie.- Fanny.Wiem, że właśnie wtedy umarł, ale sekundę wczesnej poczułam, jak jego palce dotykają gniazdka z tyłu mojej głowy i w przeraźliwie jaskrawej, zapierającej dech w piersi eksplozji wszystko to, czym kiedykolwiek był lub miał być John Keats, wypełniło wszczepiony pod moją czaszkę dysk Schröna.Było to prawie to samo co jego orgazm, który czułam w sobie dwie noce wcześniej: nagłe napięcie, maksymalne naprężenie, a potem ciepło i spokój, wypeł­niony dogasającymi echami niedawnego przeżycia.Ręka opadła bezwładnie, a ja pozwoliłam akolitom zabrać ciało.Wynieśli je na zewnątrz, by pokazać tłumowi, władzom i wszystkim, którzy chcieli wiedzieć.Nie protestowałam, kiedy odprowadzano mnie stamtąd.W świątyni Chyżwara spędziłam dwa tygodnie.Przez ten czas wyleczono moje oparzeliny, usunięto odłamki, prze­szczepiono fragmenty nowej skóry, naprawiono pozrywane nerwy.Mimo to nadal cierpiałam.Interesowali się mną już tylko kapłani Chyżwara.TechnoCentrum zostawiło mnie w spokoju, upewniwszy się, że Johnny nie żyje, a jego obecność w Centrum nie wywołała żadnych poważnych skutków.Władze zarejestrowały moje zeznania, cofnęły mi licencję i zatuszowały całą sprawę najlepiej, jak mogły.Prasa doniosła, że na głównym pasażu rozegrała się krótka, ale zacięta bitwa między gangami z Kopca Dregsa.Zginęło wielu bandytów oraz spora liczba niewinnych przechod­niów.Policja wszystko potwierdziła.Tydzień temu dowiedziałam się, że Hegemonia zezwoli, by drzewostatek “Yggdrasill” z pielgrzymami na po­kładzie odbył podróż do wnętrza strefy wojennej, w któ­rej granicach znalazł się także Hyperion.Natychmiast skorzystałam ze świątynnego transmitera i przeniosłam się na Renesans, gdzie spędziłam ponad godzinę w bi­bliotece.Każda kartka została osobno zamknięta w próżnio­wej, plastikowej kopercie, w związku z czym nie mogłam ich dotknąć, ale pismo, którym były pokryte, z pewnością było pismem Johnny’ego.Papier zżółkł ze starości i wyglą­dał na bardzo kruchy.Pierwszy fragment brzmiał następu­jąco:Dzień minął, zniknęły dnia tego ponęty,Głos słodki i usta, i dłonie gorące,I oddech tak ciepły, i szept tak namiętny,I oczy tak jasne, i ciało mdlejące!Kwiat uwiądł, już jego uroda stracona,Pieszczota już szeptu czułego nie płoszy,Już kształtów kuszących nie trzymam w ramionachI nie ma już ciepła, i nie ma rozkoszy.Nie mroczna sprawiła to jakaś potęga,Co rozkosz okrywa oparem ciemności -Po prostu kochania czytałem dziś księgę,Więc zasnę, świadomy, żem modlił się, pościł.Drugi napisano w pośpiechu, znacznie mniej starannie i na gorszym papierze:Ta żywa ręka, gorąca i skłonnaDo uściśnienia - gdyby była martwaI lodowata w milczeniu mogiły -Byłaby zmorą twoich dni i nocy,A ty, by zgłuszyć wyrzuty sumienia,Serce byś własnej pozbawiła krwi,Byle w mych żyłach znów mogła popłynąćCzerwoną strugą.patrz, oto ma dłoń,Którą wyciągam ku tobie.Jestem w ciąży.Wydaje mi się, że Johnny wiedział o tym, choć oczywiście nie mogę mieć pewności.Jestem w ciąży dwa razy.Noszę w sobie nie tylko dziecko Johnny’ego, ale także dysk Schröna z zapisem tego, czym był.Nie wiem, czy ma to jakiekolwiek znaczenie, ponieważ dziecko urodzi się dopiero za kilka miesięcy, a ja już za dzień lub dwa stanę twarzą w twarz z Chyżwarem.Pamiętam jednak doskonale kilka pierwszych minut po tym, jak zabrano zmasakrowane ciało Johnny’ego, a mnie poprowadzono w głąb świątyni, by opatrzyć mi rany.Setki kapłanów, akolitów, egzorcystów i zwykłych wyznawców stało w pogrążonym w czerwonawym mroku wnętrzu wielkiej budowli, pod obracającą się bez przerwy koszmarną rzeźbą Chyżwara, i nagle wszyscy, jak jeden mąż, zaczęli cicho śpiewać, a ich głosy odbijały się echem od niewidocz­nych ścian i sklepienia.Słowa pieśni brzmiały następująco:NIECH BĘDZIE BŁOGOSŁAWIONANIECH BĘDZIE BŁOGOSŁAWIONA MATKA NA­SZEGO ZBAWICIELANIECH BĘDZIE BŁOGOSŁAWIONE NARZĘDZIE NASZEGO ODKUPIENIANIECH BĘDZIE BŁOGOSŁAWIONA OBLUBIENI­CA STWORZYCIELANIECH BĘDZIE BŁOGOSŁAWIONAByłam ranna i w szoku.Wtedy tego nie rozumiałam, teraz też tego nie rozumiem.Wiem jednak, że kiedy nadejdzie czas spotkania z Chyż­warem, Johnny i ja razem stawimy mu czoło.Już od dawna było ciemno.Wagonik sunął, kołysząc się lekko, zawieszony w połowie drogi między gwiazdami a wiecznym lodem.Przez długi czas cała grupa siedziała w milczeniu, wsłuchując się w poskrzypywanie liny.Ciszę przerwał Lenar Hoyt, który powiedział do Lamii:- Ty także nosisz krzyżokształt.Kobieta popatrzyła na niego bez słowa.Fedmahn Kassad pochylił się w jej stronę.- Myślisz, że tym templariuszem, który rozmawiał z Johnnym, był Het Masteen?- Możliwe - odparła Brawne Lamia.- Czy to ty zabiłaś Masteena? - zapytał pułkownik z doskonale nieruchomą twarzą.- Nie.Martin Silenus przeciągnął się i ziewnął.- Do wschodu słońca zostało już tylko parę godzin - powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl