[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.oto przed wami starzec osrebrzony siwizną, jedną nogą stojący w grobie.Ja.ja płaczę.Azresztą, czym są łzy ludzkie? To tylko małoduszna psychiatria i nic poza tym! Głowa do góry,starcze! Precz ze łzami! Nie wolno popuszczać nerwom.Trzymajcie palec wzwyż wzniesio-ny! Przed wami, przyjaciele, stoi aktorzyna Tigrow, ten, który wstrząsał murami trzydziestusześciu teatrów, ten, który wcielał się w postacie Belizariusza, Otella, Franciszka Moora!Trzydzieści sześć miast zna moje nazwisko! Tak!.Tigrow sięgnął do bocznej kieszeni, wydobył paczkę rachunków z hotelu i traktierni, i po-trząsnął nią w powietrzu. Oto dowód! krzyknął wznosząc dumnie głowę. Rachunek moskiewskiego GrandHotelu , rachunek charkowskiego Bellevue , penzeńskiego Warencowa, taganrogskiego Europejskiego , saratowskiego Stołecznego , orenburskiego Europejskiego , tambowskie-go Grand Hotelu , archangielskiej Złotej Kotwicy , i tak dalej! Tak! Trzydzieści sześćmiast! I cóż? Nie było dnia w mym życiu, abym nie padał ofiarą podłej intrygi.Taki przeskok w przemówieniu Tigrowa nie może wydać się dziwny: widocznie istniejeprawo przyrody, które sprawia, że aktor rosyjski, mówiąc nawet o pogodzie, musi wspomniećo intrygach. Każdy, kto tylko mógł, zastawiał przede mną sieci złośliwości i obłudy! mówił dalejtragik, tocząc gniewnym wzrokiem dokoła. Wypowiem wszystko! Niech wam włosy stanądęba, niech krew zastygnie w żyłach, niech zadrżą mury, lecz niech zatryumfuje prawda! Nicmnie nie przeraża!58Lecz prawda nie zdążyła zatryumfować, bowiem drzwi do sali otwarły się i wszedł antre-, z duży-prener Feniksow Diamantow, wysoki, chudy, o twarzy emerytowanego strapczego21mi kłakami waty w uszach.Wszedł tak, jak wchodzą zazwyczaj wszyscy rosyjscy antreprene-rzy: drobnym kroczkiem, zacierając ręce i lękliwie oglądając się wstecz, jakby właśnie przedchwilą kradł kury lub dostał porządną burę od swej małżonki.Jak wszyscy antreprenerzy wy-glądał niczym człowiek zziębnięty i winny, mówił niemiłym, przypochlebnym tenorkiem isprawiał wrażenie, że wiecznie się śpieszy, że coś gdzieś zapomniał. Witaj, Wasilisku Afrikanowiczu zaczął pośpiesznie, zbliżając się do jubilata. Win-szuję ci, kochaneczku.Uf, alem się zmęczył! No, daj ci Boże, sam wiesz.Przecież znamciebie, kiedyś jeszcze u Miłosłowskiego pracował! Och, jakem się nabiegał.Diamantow rozejrzał się płochliwie dokoła i zacierając ręce usiadł przy stole. Byłem przed chwilą u burmistrza trzepał dalej, spoglądając podejrzliwie na talerze.Zapraszał mnie na herbatę, ale odmówiłem.Po prostu umęczyłem się tym bieganiem!Wprawdzie do składki obiadowej, zdaje się, nie należałem, a jednak.wódki wypiję. Mów dalej, mów dalej! zwracając się do jubilata wołali aktorzy.Tigrow zasępił się jeszcze bardziej i przemówił: Jeżeli, moi państwo, komuś z was moje słowa się nie spodobają, ten niech wyjdzie, alemprzywykł prawdę rżnąć w oczy i.i żadnego Belzebuba się nie ulęknę.Nikt nie śmie zabro-nić mi mówić.Tak.Co chcę.to mó.mówię.Jestem wolny! No, więc mów! I w ogóle chciałem wam powiedzieć, że w ostatnich latach sztuka sceniczna upa.upa-dła.A dlaczego? A dlatego, że trafiła do rąk.(tu tragik zrobił straszną minę, wykrzywiłtwarz i ciągnął świszczącym szeptem).trafiła do rąk nikczemnych wyzyskiwaczy, godnychpogardy niewolników pogrążonych w groszoróbstwie, oprawców sztuki, stworzonych po to,by pełznąć, a nie przewodzić w świątyni muz! Ta ak! Czekaj, czekaj przerwał mu Diamantow kładąc na talerz kawałek gęsi z kapustą.Wcale nie tak! Masz rację, sztuka upada, ale dlaczego? Dlatego, że zmieniły się wymagania,poglądy! Teraz przyjęto wymagać od sceny życiowości.Mamuniu moja, po co na scenie ży-ciowość? Niech przepadnie! %7łyciowość znajdziesz wszędzie: i w traktierni, i w domu, i narynku, ale teatrowi daj ekspresję! Tu trzeba ekspresji! Po kiego licha ekspresja! Trzeba żeby było mniej szubrawców i łajdaków, a nie ekspre-sji! Czy diabeł w niej siedzi, w tej ekspresji, jeżeli aktorzy całymi miesiącami pensji nieotrzymują! Widzisz, jakiś ty! westchnął antreprener robiąc płaczliwą minę. Zawsze starasz sięcoś uszczypliwego powiedzieć! I po co tu półsłówka, aluzje? Powiedziałbyś wprost, w oczy.Zresztą.nie mam czasu, wpadłem tu przecież tylko na chwilę.Muszę jeszcze biec do dru-karni.Diamantow zerwał się, podreptał przy stole, zerknął tęsknym okiem na gąskę i skłoniwszysię zebranym, ruszył drobnym kroczkiem do drzwi. A fotelik panowie z teatru wzięli? dorzucił od drzwi i wskazał na fotel, na którym sie-dział jubilat. Proszę nie zapomnieć odnieść, bo potem, jak się będzie grało Hamleta, toKlaudiusz nie będzie miał na czym siedzieć.Miłej zabawy!Po jego wyjściu jubilat siedział nadęty. Tak porządni ludzie nie robią burczał. To niegodziwość z waszej strony.Czemuściemnie nie podtrzymali? Chciałem tego bydlaka zetrzeć na miazgę.21strapczy - za czasów Czechowa potocznie nazywano tak pośredników (adwokatów) w sprawach prywatnych.*"Praga" - istniejąca do dzisiaj restauracja moskiewska w dzielnicy Arbat59Kiedy po deserze damy pożegnały się i odjechały, jubilat oklapł zupełnie i zaczął nieprzy-zwoicie wymyślać.Butelki z winem były już puste, toteż aktorzy zaczęli znów od wódki.Zewszystkich stron stołu posypały się anegdoty, gdy zaś zasób ich się wyczerpał, zaczęło sięrozpamiętywanie przeżyć.Wspomnienia są zazwyczaj najlepszą ozdobą zebrań aktorskich.Rosyjski aktor jest niezmiernie sympatyczny, kiedy jest szczery, i zamiast tego, aby pleść ba-łamutnie o intrygach, upadku sztuki, stronniczości prawdy itp., opowiada o tym, co widział isłyszał.Czasami wystarczy posłuchać jakiegoś podupadłego, rozpitego aktorzynę komika,wspominającego przeszłość, aby w wyobrazni ukazała się jedna z najbardziej pociągających,poetycznych zjaw postać człowieka lekkomyślnego aż do grobowej deski, płochego, nierazzepsutego, lecz niezmordowanego w swej włóczędze, wytrzymałego jak kamień, burzliwego,niespokojnego, pełnego wiary i zawsze nieszczęśliwego, a swą nieokiełznaną naturą, beztro-ską, nieprzeciętnym trybem życia przypominającego legendarnych junaków.Wystarczy po-słuchać wspomnień, aby wybaczyć opowiadającemu wszystkie jego zawinione i niezawinionewystępki, dać się porwać wspomnieniom, odczuć zazdrość.Około dziesiątej uczestnicy uroczystości zaczęli płacić za obiad, po czym, oczywiście, nieobeszło się bez długich pertraktacji połączonych z wzywaniem gospodarza hotelu.Ponieważna sen było jeszcze za wcześnie, z Karsa wszyscy aktorzy udali się do Gruzji , gdzie graliw bilard i pili piwo. Panowie, szampana! rozpędził się jubilat. Dziś pragnę pić szampana! Częstujęwszystkich!Lecz wypić szampana się nie udało, bowiem w kieszeni tragika nie było ani grosza. Gr isza! bełkotał jubilat wychodząc z Gruzji z Borszczowem i Wiolańskim. Wartoby jeszcze do Pragi zajechać.Na spoczynek za wcześnie! Gdzie by tak pięć rubli dostać?Aktorzy zatrzymali się i zaczęli rozmyślać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]