[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łebyśmy byli razem, może by łatwiej poszło, ale jemu samemu, wątpię, wątpię.chybaby mu przypadek jakowydrogę wskazał, bo i pytać się nie będzie mógł. To waszmościowie chcieliście z nim jechać? Tak jest.Ale cóż teraz poczniemy, panie Michale! Jechać za nim czy nie jechać? Na waszmościn przemysł to zdaję. Hum! dziesięć dni, jak pojechał, nie dognamy i co więcej kazał czekać na siebie.Bóg też wie, jaką drogąpojechał? Mógł na Płoskirów i Bar, jako stary trakt idzie, a mógł na Kamieniec Podolski.Ciężka tu jest sprawa. Pamiętaj przy tym waszmość rzekł Wierszułł że są tylko supozycje, ale pewności nie masz, że po kniaziównępojechał. Otóż to, otóż to! rzekł Zagłoba. Nuż ruszył tylko dlatego, by języka gdzie zasięgnąć, i potem wróci do Zbaraża, boto przecie wiedział, że mamy iść razem, i mógł się nas teraz spodziewać, jako w najlepszy czas.Ciężka to jest deliberacja. Ja bym radził czekać z dziesięć dni rzekł Wierszułł. Dziesięć dni na nic; albo czekać, albo wcale nie czekać. Ja zaś myślę, żeby nie czekać, bo i co stracimy, jeśli zaraz jutro ruszym? Nie odnajdzie kniaziówny pan Skrzetuski, tomoże właśnie nam Bóg poszczęści rzekł Wołodyjowski. Widzisz, panie Michale, nie można tu nic lekceważyć.wasze jesteś młody i chce ci się przygód odpowiedziałZagłoba a tu jest to niebezpieczeństwo, że gdy jej osobno on, a osobno my szukać będziemy, łatwo rozbudzi się jakaśpodejrzliwość w tamecznych ludziach.Kozactwo chytre i boi się, żeby kto nie odkrył ich zamysłów.Oni tam z baszągranicznym koło Chocimia mogą mieć konszachty lub z Tatarami za Dniestrem wedle przyszłej wojny kto ich wie! Tedyna obcych ludzi, a zwłaszcza dopytujących o drogi, baczne będą mieć oko.Ja ich znam.Zdradzić się łatwo, a potem co? To tym bardziej, bo może Skrzetuski w takowe popaść terminy, w których trzeba mu będzie pomóc. I to także prawda.Zagłoba zamyślił się tak mocno, że aż mu skronie drgały.Na koniec rozbudził się i rzekł: Zważywszy wszystko, trzeba będzie jechać.Wołodyjowski odetchnął z zadowoleniem. A kiedy? Wypocząwszy tu ze trzy dni, by dusza i ciało razne były.Jakoż nazajutrz dwaj przyjaciele poczęli już czynić przygotowania do drogi, gdy niespodzianie w wilię ich wyjazduprzybył pacholik pana Skrzetuskiego, młody kozaczek Cyga, z wieściami i listami dla Wierszułła.Usłyszawszy o tym,Zagłoba i Wołodyjowski wnet pośpieszyli do kwatery komendanta i tam czytali, co następuje: Jestem w Kamieńcu, do którego droga na Satanów bezpieczna.Jadę do Jahorlika z Ormianami, kupcami, których mniepan Bukowski wskazał.Mają oni glejty tatarskie i kozackie na wolny przejazd aż do Akermanu.Pojedziemy na Uszycę,Mohylów i Jampol z bławatami, wszędy po drodze się zatrzymując, gdzie jeno ludzie żywi mieszkają; może też Bógpomoże, że znajdziem, czego szukamy.Towarzyszom moim, Wołodyjowskiemu i panu Zagłobie, powiedz, panieKrzysztofie, by w Zbarażu na mnie czekali, jeśli im czego innego czynić nie wypadnie, bo w tę drogę, w którą jadę, większąkupą jechać nie można, a to dla wielkiej podejrzliwości Kozaków, którzy w Jampolu zimują i nad Dniestrem aż do Jahorlikakonie w śniegach trzymają.Czego ja sam nie sprawię, tego byśmy i we trzech nie dokazali, a ja prędzej od nich za Ormianinaujść mogę.Podziękuj im, panie Krzysztofie, z duszy serca za ich rezolucję, którą, pókim żyw, będę pamiętał, ale czekać nanich nie mogłem, gdyż każdy dzień w męce mi schodził i tego nie mogłem wiedzieć, czyli przyjadą, a najlepsza pora terazjechać, gdy wszyscy kupcy po bakalie i bławatny ruszają.Pacholika wiernego odsyłam, którego miej w opiece, bo nic mi ponim, boję się zaś jego młodości, żeby się gdzie z czym nie wygadał.Pan Bukowski zaręcza za owych kupców, że poczciwi,co i ja myślę, wierząc, że wszystko w ręku Boga najwyższego, któren, jeśli zechce, miłosierdzie nam swoje okaże i mękęskróci, amen.Pan Zagłoba skończył list i spoglądał na swoich towarzyszów, oni zaś milczeli, aż w końcu Wierszułł rzekł: Wiedziałem, że on tam pojechał. A co nam czynić wypada? pytał Wołodyjowski. A cóż? rzekł Zagłoba roztwierając ręce. Nie mamy po co już jechać.To, że on z kupcami jedzie, to dobrze, bowszędy może zaglądać i nikogo to nie zdziwi.W każdej chacie teraz, w każdym chutorze jest co kupować, gdyż oni przeciepół Rzeczypospolitej zrabowali.Ciężko by nam było, panie Michale, za Jampol się dostać.Skrzetuski czarny jak Wołoch isnadnie za Ormianina ujść może, a ciebie zaraz by po twoich owsianych wąsikach poznali.W przebraniu chłopskim równieżbyłoby trudno.Niechże mu Bóg błogosławi! Nic tam po nas to muszę przyznać, chociaż mi żal, że do uwolnienia tejniebogi nie przyłożymy ręki.Wielkąśmy jednak Skrzetuskiemu oddali przysługę usiekłszy Bohuna, bo gdyby on był żyw,tedy nie ręczyłbym za zdrowie pana Jana.Wołodyjowski bardzo był niekontent; obiecywał sobie podróż pełną przygód, a tymczasem zapowiadał mu się długi inudny pobyt w Zbarażu. Może byśmy choć do Kamieńca ruszyli! rzekł. A co my tam będziemy robić i z czego żyć? odpowiedział Zagłoba. Wszystko jedno, do których murów jak grzybyprzyrośniemy, trzeba czekać i czekać, bo taka podróż dużo Skrzetuskiemu może zająć czasu.Człowiek póty młody, póki sięrusza (tu pan Zagłoba opuścił melancholicznie głowę na piersi), a starzeje się w bezczynności, ale trudno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]