[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.to zresztą temat na osobną opowieść.Cukinia zamrugała w jasnym świetle poranka i wsłuchała się w dość póznechóry ptaków pragnących zaznaczyć swe terytoria.Z uwagą słuchała treli skow-ronków walczących o dominację w porannym powietrzu.Z niskich krzaków do-biegało świergotanie czyżyków, w oddali dało się słyszeć kukułkę.Cukinia uwiel-biała śpiew ptaków.Marzycielsko wpatrując się w gałęzie i nucąc coś pod nosem,ruszyła w kierunku studni.* * *Jednocześnie na całym świecie ze wszystkich kopii pewnej bajki po cichui nagle usunięto elementy pewnej postaci.Stojąc w wyjątkowo cichej bibliotece,wsłuchując się uważnie i patrząc na właściwą pozycję, dałoby się prawdopodob-nie zauważyć, jak niemal nieskończenie mała srebrna smużka wlatuje do książki,by po chwili opuścić ją, powiększywszy się nieco, i odlecieć w kierunku, z które-go się pojawiła.Ba, dałoby się nawet usłyszeć przy tym cichy świst! Gdyby zaśksiążka leżała otwarta, jej stronice mogłyby zafalować nieco, jakby poruszył niąleciusieńki podmuch wiatru.Wszystkie elementy wyrwane z powierzchni stronic, na których spoczywa-ły od lat, mknęły niesione przez srebrne magiczne pociski w kierunku jednegopunktu zbiorczego.145Punkt ten znajdował się około dwóch mil od wielkiego zamczyska, na polancepośród potężnego lasu.Na owej polance stali: Firkin, Beczka, Pasztetnik i małymól książkowy.Dzięki odżywczej wartości pasztecików i determinacji Firkinaprzeszli tego ranka kawał drogi.Wszyscy czterej obserwowali, jak tworzy się przed nimi mała srebrna galak-tyka.Chór komarów znów doskonale sobie radził, więc gdy z lewej nadleciałakolejna grupa srebrnych drobinek, septyma zaczęła wybijać się w akordzie.Pasz-tetnik podrapał się po głowie, między czułkami mola skakały wyładowania elek-tryczne, zdawało się, że lada moment nadejdzie potężna burza.Dzwięk stawał sięcoraz wyższy i głośniejszy.Wstrzymali oddech, powietrze wirowało od srebrnychsmug.Firkin modlił się o rozwiązanie komarzego chóru.Włosy w jego nozdrzachzadrżały, nagle gwałtownie zachciało mu się kichać.Dzwięk stał się głośniejszy.I znów.I.Na polance zapadła cisza, jakby ktoś zamknął ją w dzwiękoszczelnym po-mieszczeniu.Firkin kichnął.Kiddy otworzył oczy, zorientował się, że mają to-warzystwo.Przed nimi na rozstawionych nogach stał zwalisty mężczyzna w peł-nej średniowiecznej zbroi odbijającej popołudniowe słońce.Przyłbicę hełmu miałspuszczoną.W pochwie na szerokich plecach dyndało swobodnie wielkie, dwu-ręczne mieczysko, na lewym nadgarstku wisiał krótszy, bogato zdobiony mieczyk,do lewego ramienia miał umocowaną małą, okrągłą tarczę, udekorowaną koronąz brązu i dwiema wstążkami na beżowym tle.Chłopcy, zaszokowani ponownym sukcesem, nie mogli ustać w miejscu,O szst zaś wyglądał na zadowolonego z siebie gdyby miał paznokcie, wycie-rałby je o koszulę na piersi.Firkin podszedł niepewnie do opancerzonego osobnika i przemówił podnie-sionym głosem, jak sądził, odpowiednim w tej sytuacji. Czołem waszej wysokości rzekłszy to, skłonił się głęboko i z namasz-czeniem.Rycerz stał niewzruszony.Firkin spojrzał za siebie.Beczka i Pasztetnik, uśmiechnięci głupawo, bezgło-śnie powtarzali ruchem warg: Da-waj, da-waj! Hmm, hmm, uszanowanie waszej wysokości.Eee.pokornie błagamy je-gomości o parol, iż wezmie udział w słusznej, a szlachetnej wyprawie, którejśmysię samowtór podjęli.Firkin zmagał się ze swoją nikłą zdolnością do stylizacji językowej. Trwamy przy nadziei kontynuował przemowę do lśniącego metalowegomonolitu iż jegomość uzna za stosowne, by u naszego boku, z orężem swoim,przyjąć służbę.Rycerz rozkrzyżował ręce i powolnym ruchem uniósł przyłbicę.Z zacienione-go wnętrza hełmu wyjrzało dwoje przeszywających, błękitnych oczu.146.naszą, a jednakowoż zobowiązać się do.ooo. Firkin spoglądałw parę błękitnych oczu. Czołem dodał jeszcze słabnącym głosem. O żeż, a się wam kiełbasi z tymi jegomościami i jednakowożami ! Odlat żem tego nie słyszał!Firkin stał zdumiony, Beczka zaś wiercił się nerwowo. Chcesz pan pysznego pasztecika? zagadnął Pasztetnik, wyczuwając oka-zję handlową i jednocześnie pragnąc przerwać krępującą ciszę. Mata, kumie, ze świniną i grochem? Ni ma to jak groch. Niestety nie, psze pana.Jestem dostawcą pasztecików bez grochu. Juści, bez grochu nie Iza.Wcalem nie taki głodny.A ty zwrócił sięsiedzący na pniaku rycerz do Firkina coś żeś chyba przed chwilą bałakał? Cośo szlachetnej wyprawie , cy cuś. No.tak odparł zbity z tropu Firkin, podchodząc do rycerza w lśniącejzbroi i starając się sobie przypomnieć, czy Franek wspominał, że on tak śmieszniemówi.Trochę to potrwa, myślał, zanim się przyzwyczaimy.Rycerz zdjął hełm i położył go na ziemi.Kaskada kruczoczarnych włosówspłynęła po ramionach wojownika.Był dokładnie ogolony, a jego podbródek opi-sać właściwie mogło wyłącznie słowo szlachetny.Twarz miał uczciwą, zna-mionowała wielką siłę woli.Odpowiadał marzeniom każdej panny wysoki,czarnowłosy, przystojny rycerz w lśniącej zbroi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]