[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gospoda Tabbarda była tak stara, że jadał tu zapewne Thomas Jefferson.W patio siedzieli hałaśliwi Niemcy.Przez otwarte okna wpadało chłodne powietrze.Pomyślał, że łatwo mógłby zapomnieć o smutnym losie ściganych.- Skąd masz taką sukienkę?- Podoba ci się?- Bardzo ładna.- Po południu zrobiłam zakupy.Sukienka, jak większość mojej garderoby, nie pozostanie długo moją własnością.Pewno zostanie w hotelu, kiedy po raz kolejny będę salwowała się ucieczką.Pojawił się kelner z dwoma jadłospisami.Zamówili drinki.Restauracja była cicha i sprawiała wrażenie bezpiecznej.- Jak dojechałaś do Waszyngtonu?- Przez Afrykę.- Nie żartuj.- Pojechałam pociągiem do Newark, samolotem do Bostonu i Detroit i wreszcie wylądowałam na lotnisku Dullesa.Nie spałam całą noc i dwa razy zdarzyło mi się, że zapomniałam, gdzie jestem.- Zgubiłaś ich.- Mam nadzieję.Płaciłam gotówką, której zaczyna mi brakować.- Ile potrzebujesz?- Sprowadzę pieniądze telegraficznie z banku w Nowym Orleanie.- Zrobimy to w poniedziałek.Myślę, że nic ci nie grozi.- Ja też tak myślałam.Kiedy wsiadałam na statek z Verheekiem, który nie był Verheekiem, wydawało mi się, że jestem uratowana.Potem czułam się bardzo bezpiecznie w Nowym Jorku, ale zobaczyłam na ulicy Tucznika i od tamtej pory nic nie jadłam.- Schudłaś.- Chyba tak.Jadałeś tutaj? - Spojrzała na menu.- Nie, ale słyszałem, że dobrze karmią.Zmieniłaś kolor włosów.- Tym razem były jasnobrązowe.Ujrzał także delikatny róż na jej policzkach i podkreślony kredką zarys oczu.I szminkę.- Wyłysieję, jeśli wciąż będę wpadać na tych ludzi.Kelner przyniósł drinki i zamówili obiad.- Jutro rano mają puścić coś w “Timesie”.- Nie wspomniał o artykule z Nowego Orleanu ze zdjęciami Callahana i Verheeka.Na pewno go czytała.- Na przykład co? - spytała, rozglądając się po sali.Nie przejęła się specjalnie tą wiadomością.- Nie jesteśmy pewni.Moi szefowie nie lubią “Timesa” i byliby wściekli, gdyby nas wyprzedził.Prowadzimy z nim odwieczną rywalizację.- Nie obchodzi mnie to.Nie znam się na dziennikarstwie i nie mam zamiaru się nim zajmować.Przyjechałam tu, bo mam jeden, podkreślam: jeden pomysł na znalezienie Garcii.Jeśli się nie uda, znikam.- Przepraszam.O czym chcesz rozmawiać?- O Europie.Jakie jest twoje ulubione miejsce na Starym Kontynencie?- Nienawidzę Europy i Europejczyków.Jeżdżę do Kanady, Australii, czasami do Nowej Zelandii.Dlaczego podoba ci się Europa?- Mój dziadek przyjechał tu ze Szkocji.Mam tam mnóstwo kuzynów.Odwiedzałam ich dwa razy.Gray wycisnął plasterek limona do dżinu z tonikiem.Gdy weszła sześcioosobowa grupa gości, Darby spojrzała na nich badawczo.Jej oczy nieustannie omiatały niespokojnie salę.- Musisz wypić parę drinków dla odprężenia - zasugerował.Kiwnęła głową, lecz się nie odezwała.Goście usiedli tuż obok i zaczęli rozmawiać po francusku.Przyjemnie było posłuchać.- Słyszałeś kiedyś francuski, jakim mówią Cajuni? -spytała.- Nie.- To taki zanikający, jak mokradła, dialekt.Cajuni mówią, że Francuzi ich nie rozumieją.- I słusznie.Jestem też pewny, że Cajuni nie rozumieją prawdziwego francuskiego.Upiła duży łyk białego wina.- Czy opowiadałam ci o Chadzie Brunecie?- Chyba nie.- Chad był biednym cajuńskim chłopcem z Eunice.Jego rodzina żyła z tego, co złapała w sidła i złowiła na mokradłach.Chad był bardzo bystry i dostał się na Uniwersytet Stanowy w Luizjanie dzięki pełnemu stypendium naukowemu.Potem przyjęto go na wydział prawa w Stanford, który ukończył z najwyższą średnią w historii uczelni.Miał dwadzieścia jeden lat, kiedy został członkiem kalifornijskiej palestry.Mógł pracować w dowolnej kancelarii w kraju, ale zatrudnił się w pewnej organizacji związanej z ochroną środowiska.Był błyskotliwy - prawdziwy adwokacki geniusz.Pracował bardzo ciężko i po jakimś czasie zaczął wygrywać duże procesy przeciwko kompaniom naftowym i chemicznym.W wieku dwudziestu ośmiu lat stał się prawdziwym sądowym wyjadaczem.Nafciarze i inni korporacyjni truciciele bali się go jak ognia.- Upiła łyk wina.- Zarobił dużo pieniędzy i założył fundusz ochrony luizjańskich mokradeł.Chciał reprezentować Zielonych w sprawie pelikanów, jak o niej mówiono, ale miał inne zobowiązania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]