[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odruchowo podniosłam rękę, żeby zasłonić czoło, alew ten sposób wystawiłam na pokaz szramę na ramieniu.283Pedro też to zauważył.- Ty nam czegoś nie mówisz, prawda, Kiciu? - spytałczujnie.- Jesteś dzisiaj jakaś dziwna.Jakby.wystraszo-na.- To ty, Franku? - Panienka Elżbieta wyszła na po-dest z książką w dłoni, zakładając miejsce lektury pal-cem.- Zdawało mi się, że kogoś słyszę.- Na nasz widokuśmiechnęła się promiennie.- O, jak miło! Przyprowa-dziłeś mi gości! Szybko, wchodzcie tutaj! Pan Herbertwstąpił na wojenną ścieżkę, ale nigdy mu nie przyjdziedo głowy, by szukać mojego brata w bibliotece.- Jasne, że nie! Cóż ja miałbym tam robić? Tylko ta-kie uczone głowy jak ty uważają, że to najlepsze miejscena odpoczynek przed kolacją - rzekł panicz Franciszek.Panienka Elżbieta wprowadziła nas do najpiękniejsze-go pomieszczenia, jakie widziałam w swoim życiu.Dwawysokie okna w jednej ścianie wychodziły na ciemnieją-cy plac.Na kilku stolikach rozstawionych między fote-lami i sofami migotały świece w lichtarzach.Po drugiejstronie kominka kusiło duże biurko ze srebrnym kałama-rzem, bibularzem, zapasem czystego papieru i laku.Jakąż284miałam ochotę zasiąść przy nim i pisać! Jednak najwięk-sze wrażenie robiły liczne półki pełne książek, schludniepoustawianych i bogato oprawionych.Można by się tuzaszyć i nie wychodzić stąd latami, mając pod ręką tylefascynującej lektury.Pozazdrościłam paniczowi Fran-ciszkowi i panience Elżbiecie tego przywileju, któryprzewyższał wszystkie inne, jakie były ich udziałem.- A teraz mówcie: co się dzieje? - zapytała panienkaElżbieta, wskazując mi miejsce na obitej jedwabiem so-fie.Zawahałam się, czy nie pobrudzę drogiego meblaubłoconą spódnicą, i na wszelki wypadek przysiadłam nadrewnianej drabince do zdejmowania książek z górnychpółek.- Sam za bardzo nie wiem - przyznał się paniczFranciszek, raz jeszcze wychylając się na korytarz i nad-stawiając ucha, zanim zamknął drzwi.- Kicia musi namwszystko wyjaśnić.Chodzi o lorda Jonatana Fitzroya.Panienka Elżbieta poczerwieniała.- O lorda Jonatana Fitzroya? - zdziwił się Pedro.285- To Janek - wyjaśniłam niechętnie.- Jest kimś in-nym, niż nam się zdaje.- Ach tak - rzekł Pedro, powoli przełykając informa-cję.- Lord? To najbardziej niezwykły lord, oprócz byćmoże Franka, jakiego w życiu spotkałem.- Nie znasz nawet połowy prawdy - powiedziałam.-Ale najpierw obiecajcie mi wszyscy, że nawet jeśli niezdecydujecie się pomóc Jankowi i mnie.to znaczychciałam powiedzieć: lordowi Jonatanowi i mnie.to, cowam teraz powiem, zostanie tylko między nami.Musicieobiecać, że go nie zdradzicie, nawet gdyby trzeba byłozrezygnować z szansy zdobycia wielkich pieniędzy.Popatrzyłam przy tym wprost na Pedra, do któregopowoli docierała moja wcześniejsza aluzja.- Jasne, że nie zdradzę - oburzył się.Wciąż nie mając pewności, czy mogę wierzyć mu nasłowo, musiałam brnąć dalej, gdyż była to jedyna drogado uzyskania tak potrzebnej nam pomocy.- Janek ma jeszcze inne nazwisko, nazwisko na pew-no wam znane.To Kapitan Iskra.Bacznie obserwowałam Pedra: wydawało mi się, żewidzę dziwny błysk w jego oku.To mnie zaniepokoiło:286co sobie myśli Pedro? Wie już teraz, że Janek należy doklasy uprzywilejowanej - może nawet pochodzi z jednejz licznych rodzin, które wzbogaciły się na handlu cukremi tytoniem, kosztem tysięcy niewolników wiodącychnędzny żywot na Karaibach.Czy ta wiadomość nie osłabilojalności Pedra wobec Janka? Czy pokusa wydania goza pieniądze nie okaże się zbyt silna? Nikt w końcu niedbał o uczucia Pedra i jego bliskich, gdy ich sprzedawa-no.Dlaczego więc on miałby troszczyć się o Janka?Aatwiej było zrozumieć reakcje książęcych dzieci.Poniewzruszonej minie panienki Elżbiety poznałam, żeujawnienie tożsamości Janka nie zaskoczyło jej; co dopanicza Franciszka - wiadomość wręcz go ucieszyła.- Coś podobnego! - wykrzyknął.- A więc lord Jona-tan Fitzroy jest tym słynnym Kapitanem! Nie przypusz-czałem, że jest taki zdolny, że to ktoś więcej niż wystro-jony manekin, jak większość konkurentów Lizi.- Cicho bądz! - skarciła go panienka Elżbieta, zau-ważywszy, że Pedro zerka na nią z nowym zainteresowa-niem.287Truchlałam z niepokoju, jaki plan układa sobie wgłowie na podstawie tych strzępów poufnych informacji.- Wydaje mi się jednak, że wasz znajomy, March-mont, coś podejrzewa - ciągnęłam dalej, próbując nie daćsię zbić Pedrowi z pantałyku.- Nie wie, rzecz jasna, olordzie Jonatanie, ale przypuszcza, że Kapitan Iskraukrywa się w Drury Lane.Robi się niebezpiecznie.Janekmusi poszukać nowej kryjówki.- Potrzebujesz więc naszej pomocy w znalezieniu munowego miejsca? A co sądzi sam lord Jonatan? - spytałapanienka Elżbieta.Spuściłam głowę i przyjrzałam się swoim brudnymrękom.- Powiem prawdę: on nie ma pojęcia, że zwróciłamsię do was o pomoc.O Marchmoncie wiem dopiero odniedawna.- Będzie na ciebie zły - rzekła panienka Elżbieta.-Jest bardzo dumny.- Ale sam sobie z tym wszystkim nie poradzi - od-parłam.- Za wiele naraz ryzykuje.Nie dostrzega niebez-pieczeństwa.albo gwiżdże na nie.A przecież chodzi nietylko o niego - także o diament.288- Diament? Więc naprawdę jest jakiś diament? Niezmyśliłaś go? - zapalił się panicz Franciszek.Pokiwałam głową, znów patrząc na Pedra, który sie-dział podejrzanie cicho.- Bardzo możliwe, że gang Shepherda będzie chciałwykraść diament, a to stwarza dla Janka jeszcze większezagrożenie.- A co ma Janek wspólnego z Billym Pryszczem? -wtrącił czujnie Pedro.Wyraznie zaciekawiła go informacja, że Billy wie cośo diamencie.Starałam się wymyślić naprędce jakąś odpowiedz,która by pomijała zdarzenia ubiegłej nocy, ale panienkaElżbieta okazała się szybsza ode mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]