[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Każdą sztukę miałam w ręku, dodatkowych świstków tam nie ma.Ale za notatki na marginesach gwarantować nie mogę.- Nie, marginesom damy spokój - zadecydowałam pośpiesznie.- Wolimy listy.Co się tam dzieje na strychu, bo reszta budynku była silnie użytkowana.?- Na strychu? Nic.Dawno tam nikt.A, nie, co ja mówię!.Ostatnio, ile.miesiąc temu.Włamanie było, ktoś wlazł od strony ogrodu, ale nic nie ukradł z pałacu, tylko właśnie polazł na strych, ślady zostawił.Po tym strychu się plątał, wiecie, pajęczyny, kurz.I tak wyglądało, jakby parę razy właził, ale w pierwszej chwili nikt nie zwrócił uwagi.Też chyba nic nie wyniósł, bo graty jak były, tak zostały, nawet nie zawiadomiliśmy policji, bo co on tam mógł znaleźć.No, teraz widzę, że może coś mógł rzeczywiście.- Na tym strychu, tak prawdę mówiąc nie wiadomo, co może być - oznajmił niepewnie Jędruś.- Porządku tam się nie robiło od stu lat co najmniej.Ale znów z drugiej strony, sam pamiętam, że zaraz po wojnie, jak to mieli upaństwowić, wujek wygarnął rozmaite pamiątki i do nas przeniósł.Nie wszystko, brał jak leci, no, obrazy mu się udało i srebra, to do pani Ludwiki później poszło.I chyba tam jest?- Jest - uspokoiła go Krystyna.- Pradziadkowie i prababcie na ścianach wiszą, a sama ostatnio żarłam solone migdałki ze srebrnego naczynia.- No, to właśnie.Ale czy co ważnego nie zostało, tego nikt nie wie.- A on to chce przerabiać - dodała Marta niespokojnie.- Remontować znaczy i od dachu zacznie.Ja się śpieszę z biblioteką, jedna trzecia jeszcze mi została.- Zaraz - powiedziała Krystyna z nagłym przypływem bystrości.- Mnie tu coś dziwi.Kiedy ten jakiś to kupił?- Już ze trzy miesiące temu zaczął załatwiać.I kupił jakoś od razu, bo nie było przeszkód.- A włamanie miesiąc.Nic nie rozumiem.Po cholerę Heaston miałby się włamywać i szukać nielegalnie, jeżeli już to miał? Może przecież teraz oglądać deskę po desce i sęk po sęku, spokojnie i bez pośpiechu? Skoro kupił, już to ma.Nie rozumiem, dlaczego nie wynajął sobie jakiegoś strażnika.- Kto tak powiedział? - przerwała Marta.- Wynajął, jeden taki tam już mieszka.I pilnuje, bo inaczej możliwe, że całość by rozkradli, chociaż teraz materiały budowlane już można kupić.Tyle że w ludziach jeszcze zostało, ukraść albo skombinować, bo inaczej się nie da.Naród nie idzie z postępem.- Idzie, ale nie całkiem - skorygował Jurek.- Nie mówmy o polityce - poprosiłam.- Zgadzam się z Kryśką, też tego włamania nie rozumiem.Myślisz, że włamywacz nadal tam grzebie?- A kto go wie, może i grzebie.Strychu nikt nie pilnuje, ja sama też zlekceważyłam.Jeśli chcecie tam czegoś szukać, musicie się pośpieszyć, bo ja owszem, mam klucze, ale tylko do przeniesienia reszty książek i potem do widzenia.Wchodzą z remontem.No i wygląda na to, że macie konkurencję.- Czy to aby na pewno kupił Heaston.? - powiedziałam w zamyśleniu.Objawiła się sytuacja podobna jak w Noirmont.Ktoś czegoś szukał, Heaston pchał się na myśl zgoła nachalnie.Tam było lepiej, zamek należał do nas, tu siedziba przodków wyrwała nam się z ręki.Rzuciły się na mnie skojarzenia, Heaston, jego pradziadek, żółty sepecik, głupie plotki od francuskiego pijaka, złota papierośnica, cha cha, widziałam ją, jak ona złota, to ja z marmuru.Pugilares z mnóstwem pieniędzy, żadnego pugilaresu nie było, a pieniędzy ani grosza, tak rośnie legenda.Może ten cholerny diament urósł podobnie.Krystyna konferowała z Martą, namawiając ją do zbadania sprawy, kto w końcu kupił Przylesie, jak się ten parszywiec nazywa, jak wygląda, może ktoś go widział.Przejęta klejnotem rodzinnym Marta obiecywała wszelką pomoc, znała wszystkich w gminie, z połową pracowników chodziła do szkoły.Mogła się dowiedzieć nawet jutro, nie musiała służbowo, mogła iść do nich z wizytą prywatnie do domu.Przestałam słuchać ich gadania, w jakiś tajemniczy sposób majaczył mi przed oczami Heaston razem z sakwojażykiem, tworzyli jedną całość.Prawie widziałam, jak w Calais leci przerażony, płosząc konie we fiakrze pokojówki, macha rękami, sakwojażyka nie ma.I równocześnie jawił mi się z tym idiotycznym sepecikiem, przewieszonym przez ramię.Wyszła mi z tego zapłakana Antoinette.- Zaraz - przerwałam wszystkim, nie bacząc, co kto mówi.- Czekajcie, bo ja strasznie myślę.- Żeby ci nie zaszkodziło - mruknęła Krystyna.- Już szkodzi.Chcę rozwikłać problem historyczny.Coś mętnie babcia mówiła o francuskiej żonie w rodzinie Kacperskich i z listów też taka wychodzi.Czy Jędruś może przypadkiem pamięta.?Jędruś przerwał mi od razu.- Osobiście pamiętać, to w żadnym razie.Była taka, owszem, ale umarła przed wojną, albo może na samym początku wojny.Ale później o niej słyszałem, wuj Marcin.Tak prawdę mówiąc, to ani Marcin, ani Florek, jaki tam wuj, wyliczyłem sobie to już dawno, że wujeczny dziadek.No, Marcin w każdym razie, jako małe dziecko musiałem go widywać, ale w pamięci mi nie został.Od wuja Florka słyszałem, że żonę sobie przywiózł z Francji i komplikacje jakieś tam były, czysta kołomyja, wuj Florian często wspominał, jaśnie panienka Justyna, ta co ją z topieli ratował, bo to ją chyba.? Coś z tą żoną miała wspólnego, ale nie wiem co.Jak to głupi chłopak, mało słuchałem.Ale wiem, że coś było.Ale.! Jej portret przecież tu wisi! I Joasia, i Krysia patrzyły na to ze sto razy.Poderwało nas od stołu.Możliwe, że patrzyłyśmy nie wiedząc, teraz mogłyśmy spojrzeć na tajemniczą Antoinette nowym okiem.Wisiała w ciemnym miejscu, w samym kącie paradnej komnaty, uważanej zapewne niegdyś za coś w rodzaju salonu.Jurek skoczył po nocną lampkę, z której zdjął klosz, Henio wyciągnął reflektorek.Obejrzałyśmy damę dokładnie.Ładna była.Może nawet więcej niż ładna, miała wdzięk.Urocza twarz, piękne oczy i jakaś bystrość w tym wszystkim, jakiś łasicowaty spryt, kto ją malował, diabli wiedzą, ale chyba wywlókł charakter.Musiała wiedzieć, czego chce, a namiętności szalały w niej duże.Na gorsie miała ozdobę nietypową, jak na owe czasy, mianowicie naszyjnik z egzotycznych muszelek, malarz odrobił je rzetelnie i z wielką precyzją.Podejrzliwie przyjrzałyśmy się dekoracji przez lupę, a potem spojrzałyśmy na siebie.- Interesujące - mruknęła Krystyna.No owszem, może coś w tym było.W sepeciku po narzeczonym też znajdowały się muszelki, muszelki, szczególnie egzotyczne, przeważnie pochodzą z mórz, panienka mieszkała w Calais, nad morzem, kochała je.? Pochodziły od ulubionych marynarzy.? Do pozowania zawiesiła sobie na szyi pamiątkę z sentymentów czy też o czymś powinno to świadczyć.? Prawdziwą biżuterię musiała posiadać, Marcin Kacperski ubogi nie był.Ciekawa rzecz, swoją drogą, muszelki na szyi i muszelki w sakwojażyku.Sakwojażyk zresztą, wyjeżdżając w pośpiechu i zajęte perypetiami uczuciowymi, zostawiłyśmy w Noirmont
[ Pobierz całość w formacie PDF ]