[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Refren brzmiał mniej więcej tak: “Oto jak sprzysięgły się Losy”.Znajdowaliśmy się w prześwicie bramy cienia, zajęci pracą.Tobo dokonywał drobnych, eleganckich poprawek w splotach i kolejnych warstwach magii, z których zbudowany był mistyczny portal.Szkolenie, jakie przeszedłem, czyniło ze mnie na poły wykształconego murarza.W porównaniu ze mną Tobo był jak mistrz rzemieślnik, który tworzył panoramiczne arrasy, splatając je, zamiast tkać.Ja by­łem nikim więcej jak facetem od prostej roboty w naszej brygadzie.Nawet Panią trudno było uznać za kogoś lepszego niż tylko pomocnika donoszącego materiały.Lecz oni również są potrzebni.- Dzięki za komplement - powiedział Tobo, gdy zapoznałem go z moją metaforą.- Ale głównie zajmuję się rodzajem haftu i zwykłym, staromodnym wiązaniem pętelek na pękniętych niciach.Fragmenty tej tkaniny są zwyczajnie poprzecierane.Nigdy już nie będzie taka jak na początku, nawet jeśli okaże się bardziej trwała niż przed naszą repasacją.- Ale potrafisz wypruć z niej pułapkę Długiego Cienia?- Przypomina to trochę przecinanie i czyszczenie wrzodu, ale odpowiedź brzmi: tak.W istocie wykonał cholernie nieporządną ro­botę.Najwyraźniej nie wiedział wiele o bramach cienia.Nie miał pojęcia, że w naszym świecie nie spotka nikogo, kto wie więcej.Czego przede wszystkim nie rozumiał, to faktu, że istnieje wiele klu­czy.- Ależ oczywiście, że o tym wiedział - zaprotestowałem.- Dlatego właśnie posłał Ashutosha Yakshę, swego ucznia, aby wkradł się w łaski kapłanów Nyueng Bao w świątyni Ghangheshy.Tobo popatrzył na mnie z konsternacją, jakby nie znał tej historii.- Wiedział, że tam przechowywany jest klucz, i chciał go mieć.Aby wrócić do Hsien.Jeśli nie znasz tej historii, lepiej zmuś swego wujka, by ci opowiedział.Ponieważ to z jego ust słyszała ją Śpioszka.Tobo uśmiechnął się niewyraźnie.- Cóż, może i tak.Niewykluczone.- Co masz na myśli, mówiąc: niewykluczone? Pani przerwała swą robotę.- Nie zabawiaj się w gierki Doja, Tobo.Nikogo nie oszukasz.Byłam tam.W ciele białej wrony.Wiem, co człowiek powiedział.- Prawdopodobnie o to właśnie chodzi.Doj opowiedział Śpioszce parę historii.Niektóre zapewne prawdziwe, inne raczej wyssane z palca.Bajki, o których sądził, że brzmieć będą jak prawda, po­nieważ wydawały się wiarygodne na podstawie tego, co już wiedział.Mistrz Santaraksita spędził całe lata, przeszukując archiwa Khang Pni.Historia Nyueng Bao z naszego świata w niczym nie przypomina tego, co Doj mógł wam naopowiadać.- To znaczył - zadumałem się w głos.- Kłamał czy tylko zmy­ślał? - Znałem wielu ludzi, którzy nigdy nie przyznaliby się do włas­nej ignorancji, nawet w obliczu najbardziej przygniatających faktów.Tobo powiedział:- Mistrz Santaraksita twierdzi, że nasi przodkowie opuścili Hsien jako uchodźcy, wyślizgnęli się niczym węże, wykorzystując w taje­mnicy skonstruowany klucz.Próbowali uciec przed terrorem Wład­ców Cienia.Zgodnie z planem ewakuacja przez równinę miała mieć charakter regularny i stopniowy.Ponieważ byli prześladowanymi wy­znawcami Khadi, zbudowali strukturę organizacyjną spotykaną rów­nież w innych oddziałach wiernych, ale nie byli najemnikami i nie byli misjonarzami.Nie byli Wolną Kompanią.Nie byli oddziałem Dusicieli.Byli po prostu uciekinierami, których do takiego kroku zmusili Władcy Cienia, upierający się przy likwidacji ich religii.Mistrz Santaraksita jest zdania, że ich kapłani prawdopodobnie wy­myślili bardziej dramatyczną historię swego ludu dopiero po jakimś czasie, gdy już osiedli w delcie rzeki, po wielu latach spędzonych na wędrówce.Zanim przybyli na miejsce, jedynymi ludźmi zamie­szkującymi bagna byli tagliańscy banici i kryminaliści oraz naprawdę już nieliczni potomkowie tych Kłamców, których obyczaje próbował zgładzić Rhaydreynek.Może nasi Nyueng Bao próbowali na nich właśnie zrobić wrażenie.Kiedy Tobo mówił, jego dłonie ani na chwilę nie zaznały spo­koju.Jednak ich ruchy nie miały nic wspólnego z wypowiadanymi słowami.Pracował nad czymś, czego nie można było dostrzec.- Do jakiego stopnia Doj nas okłamał? - zdecydowany byłem wydobyć z niego wszystko.Nigdy nie ufałem staremu.- To jest właśnie najciekawsza część całej sprawy.Nie mam po­jęcia.Nie sądzę, by naprawdę wiedział.Wyznał mi tylko, że większość z tego, co pierwotnie wydusiła zeń Śpioszka, powiedział jej, ponieważ wydawało się to wiarygodne i ponieważ to właśnie chciała usłyszeć.Kiedy jednak poskrobać zewnętrzną powłokę, pominąwszy oczywiście umiejętności władania Różdżką Popiołu, Wujek Doj oka­zuje się większym łgarzem niż przeciętni kapłani.Kapłani zazwyczaj wierzą w to, czego nauczają.Pani powiedziała:- Od razu widać, że spędził dużo czasu, wałęsając się z Klingą.Tobo kontynuował:- Klucz, którego użyli moi przodkowie, aby pokonać równinę, został potajemnie wykonany w Khang Phi.Wrócił do Hsien, aby mogła skorzystać z niego następna grupa uchodźców.Jednak nigdy nie dano im szansy.- Ale przecież mieli złoty kilof.- Czyli klucz, który Śpioszka ostatecznie znalazła i wykorzystała, aby dostać się na równinę i uwol­nić Uwięzionych pod fortecą Shivetyi.- To musiał być klucz należący do Kłamców, którzy ukryli Księ­gi Umarłych za czasów Rhaydreyneka.To oni schowali kilof pod świątynią Ghangheshy.Świątynia ma długą historię.Jej początki się­gają kaplicy Janaki.Potem przyszli Gunni i wykorzystywali ją jako pustelnię.Następnie ocaleli z pogromu Rhaydreyneka przepędzili Gunni, jednak potem zniknęli bez śladu.W folklorze Nyueng Bao znaleźć można mnóstwo odniesień do zażartych walk o czystość do­ktrynalną za wczesnych dni.Sto lat później święci mężowie Gunni z kultu Ghangheshy zaczęli wracać na bagna.Ostatecznie większość Nyueng Bao zapomniała o Khadi i przyjęła Ghangheshę.Kilka po­koleń później kilof został odnaleziony podczas prac remontowych przy świątyni.Ktoś zrozumiał, że musi być nadzwyczaj ważną re­likwią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl