[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielki spisek ze Å›wiadkami znikajÄ…cymi w tajemniczych okolicznoÅ›ciach mógÅ‚ również być doskonaÅ‚ym alibi dla Donovanów.- Ten facet, któremu kazaÅ‚eÅ› do mnie zadzwonić, żeby mnie szantażoÂwaÅ‚, też nazywaÅ‚ siÄ™ Wiggins, Peter - powiedziaÅ‚ Clayton, pochylajÄ…c siÄ™ do przodu.- Cóż to za zbieg okolicznoÅ›ci?!- To wszystko gówno warte brednie - wybuchnÄ…Å‚ Frankel i w tej chwili, z samego wyrazu jego twarzy, wszyscy zebrani dostrzegli, jak bliska prawÂdy jest teoria Jake'a.- O Boże! - jÄ™knęła Irene.- CoÅ› ty narobiÅ‚?Frankel próbowaÅ‚ udawać wzburzenie, jakby nigdy w życiu nie sÅ‚yszaÅ‚ czegoÅ› tak niedorzecznego.Mimo to strach wyzieraÅ‚ z jego gestów i ruchów.- Nie mam zamiaru wysÅ‚uchiwać tych bzdur! - ponownie zerwaÅ‚ siÄ™ z krzesÅ‚a.Jake również wstaÅ‚, żeby go usadzić na miejscu, jak poprzednio.FranÂkel pchnÄ…Å‚ na niego stół.Jake przeleciaÅ‚ tyÅ‚em przez oparcie krzesÅ‚a.- Zejdź mi, kurwa, z drogi - warknÄ…Å‚ Frankel, przygotowujÄ…c siÄ™ do wymierzenia mu Å›miertelnego kopniaka w gÅ‚owÄ™.- PrzestaÅ„! - rozkazaÅ‚a Irene.RzuciÅ‚a siÄ™ przez stół, aby interwenioÂwać, ale silny cios na odlew odrzuciÅ‚ jÄ… w tyÅ‚.- Ty niekompetentna suko.Eddie Bartholomew zmaterializowaÅ‚ siÄ™ w drzwiach z przygotowanÄ… do strzaÅ‚u broniÄ….- Wszyscy stać! - wrzasnÄ…Å‚.- PowiedziaÅ‚em, zero przemocy i nie chcÄ™ tu widzieć żadnych burd! A teraz, panie Frankel, niech siÄ™ pan cofnie.Frankel nie ruszyÅ‚ siÄ™ z miejsca.DyszaÅ‚ ciężko, czerwony na twarzy.- Zabijesz przyszÅ‚ego szefa FBI, Eddie? Nie pomogÅ‚oby ci to w inteÂresach.Bartholomew zignorowaÅ‚ groźbÄ™.- WrÄ™cz przeciwnie.Ta knajpa staÅ‚aby siÄ™ mekkÄ… turystów.MógÅ‚bym podwyższać ceny za jedzenie w miejscu, gdzie upadniesz.To byÅ‚ niezÅ‚y dowcip i Frankel rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™.Oczy strzelaÅ‚y mu z jedÂnej strony na drugÄ…, jak zwierzÄ™ciu zapÄ™dzonemu w puÅ‚apkÄ™.Wszyscy zdaÂwali sobie instynktownie sprawÄ™, że w tej chwili lepiej trzymać siÄ™ od niego z daleka.- Nikt nie uwierzy w twoje kÅ‚amstwa - powiedziaÅ‚ i niespodziewanie oczy zaszÅ‚y mu Å‚zami.- Nic ci nie jest, Jake? - zapytaÅ‚ Eddie.Jake usiadÅ‚ na podÅ‚odze i pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…, badajÄ…c palcami obolaÅ‚e żebro.- Nie, w porzÄ…dku.- Agentko Rivers? Senatorze Albricht?Clayton pomógÅ‚ Irene podnieść siÄ™ na nogi.PocieraÅ‚a spuchniÄ™ty policzek.- Chyba wyżyjÄ™ - powiedziaÅ‚a.SprawiaÅ‚a wrażenie bardziej zażenowaÂnej niż rannej.- To dobrze - stwierdziÅ‚ Eddie.- A teraz wynoÅ›cie siÄ™ stÄ…d, wszyscy.- Tak, Frankel - rzekÅ‚ Jake.- WynoÅ› siÄ™ stÄ…d.Teraz ty trochÄ™ poucieÂkaj, ty plugawa kupo gówna.Frankel zaniemówiÅ‚.PrzebiegÅ‚ wzrokiem po twarzach zebranych.- To jeszcze nie koniec - odezwaÅ‚ siÄ™ wzgardliwym tonem.Kiedy odwróciÅ‚ siÄ™, żeby wyjść, przeniósÅ‚ wzrok z oczu Eddiego na lufÄ… broni.- Odłóż tÄ™ pieprzonÄ… pukawkÄ™ - wydaÅ‚ ostami rozkaz przed zakoÅ„czeÂniem panowania.Eddie zawahaÅ‚ siÄ™, ale w koÅ„cu speÅ‚niÅ‚ polecenie, opuszczajÄ…c broÅ„, tak by lufa nieszkodliwie celowaÅ‚a w podÅ‚ogÄ™.Frankel bÅ‚yskawicznie zaatakowaÅ‚.Zanim Eddie zdążyÅ‚ zareagować, wykrÄ™cono mu rÄ™kÄ™ pod niemożliwym kÄ…tem.JÄ™knÄ…wszy gÅ‚ucho, wypuÅ›ciÅ‚ pistolet, a uÅ‚amek sekundy później poczuÅ‚ zimnÄ… stal wciskajÄ…cÄ… siÄ™ w podÂstawÄ™ czaszki.Po chwili jego mózg zbroczyÅ‚ kosztowny orientalny dywan.Czekanie byÅ‚o jednym z aspektów pracy w policji, do których Paul Boersky nigdy nie potrafiÅ‚ siÄ™ przyzwyczaić.Z poczÄ…tku, kiedy pracowaÅ‚ w MinÂneapolis, zdawaÅ‚o mu siÄ™, że ta praca polega głównie na czekaniu - a w części Å›wiata, gdzie panujÄ… tylko dwie pory roku, każde oczekiwanie byÅ‚o równie dokuczliwe pod wzglÄ™dem fizycznym, co psychicznym.Wtedy przynajmniej widziaÅ‚ w tym jakiÅ› cel.Może ten zÅ‚y facet przeÂbiegnie z jednego miejsca na drugie albo jakiÅ› nie zidentyfikowany przeÂstÄ™pca zÅ‚apie przynÄ™tÄ™.Dzisiaj, na tej chÅ‚odnej waszyngtoÅ„skiej ulicy, Paul wcale nie byÅ‚ pewien, dlaczego zdecydowaÅ‚ siÄ™ na tÄ™ wycieczkÄ™.To byÅ‚a sprawa miÄ™dzy senatorem a Irene - wyraźnie to zaznaczyÅ‚a.JeÅ›li chodzi o jeÂgo rolÄ™, no cóż, nie miaÅ‚ tu nic do roboty.A jednak wiele przeszli razem przez ostatnie lata i mieli jeszcze dużo do zrobienia przy tej konkretnej sprawie.Bez wzglÄ™du na jej finaÅ‚, czuÅ‚, że powinien teraz stać u boku swojej partnerki.Bóg Å›wiadkiem, że nikt poza nim nie zbliżaÅ‚ siÄ™ teraz do niej bardziej niż na odlegÅ‚ość piÄ™tnastu metrów.Tak zawaliÅ‚a sprawÄ™.CzekaÅ‚ wiÄ™c.Minęło już pół godziny i zastanawiaÅ‚ siÄ™, czy nie powinien chociaż zajrzeć do Å›rodka i zobaczyć, co siÄ™ tam dzieje.Jak dotÄ…d nie przyÂjechaÅ‚ tu nikt inny i niewÄ…tpliwie nikt nie wyszedÅ‚ - nie miaÅ‚ co do tego wÄ…tpliwoÅ›ci pomimo częściowo przesÅ‚oniÄ™tego wejÅ›cia do restauracji.WysiadÅ‚ z samochodu o 4:37, zgodnie z czasem na zegarze cyfrowym na tablicy rozdzielczej.Wieloletnia praca w terenie nauczyÅ‚a go, by zawsze skrupulatnie sprawdzać czas.Plecy bolaÅ‚y go od dÅ‚ugiego siedzenia i miÅ‚o byÅ‚o rozprostować koÅ›ci.Jesienne powietrze przyjemnie orzeźwiaÅ‚o.MieszÂkajÄ…c na Dalekim PoÅ‚udniu, najbardziej odczuwaÅ‚ brak czterech pór roku.OczywiÅ›cie liÅ›cie zmieniaÅ‚y kolor jesieniÄ…, ale jeżeli nie towarzyszyÅ‚ temu przejmujÄ…cy chłód, zmiany byÅ‚y mniej odczuwalne.OczywiÅ›cie z nadejÅ›ciem lutego, kiedy reszta Å›wiata zostanie zagrzebana pod Å›niegowÄ… koÅ‚drÄ…, Paul bÄ™dzie zadowolony, że wybraÅ‚ poÅ‚udniowy klimat.Akurat w poÅ‚owie przeciÄ…gÅ‚ego ziewniÄ™cia usÅ‚yszaÅ‚ pierwszy strzaÅ‚.UmysÅ‚ bÅ‚yskawicznie przetworzyÅ‚ ten dźwiÄ™k, oceniajÄ…c i odrzucajÄ…c setki możliwoÅ›ci.Nie pÄ™kÅ‚ żaden balon, nie wystrzeliÅ‚a petarda.Jezu Chryste, ten odgÅ‚os doleciaÅ‚ z wnÄ™trza budynku!Paul wyciÄ…gnÄ…Å‚ broÅ„ i wbiegÅ‚ po schodach, przeskakujÄ…c po trzy stopÂnie naraz, zanim w ogóle pomyÅ›laÅ‚, że należy zareagować.ZnalazÅ‚szy siÄ™ na progu, przekrÄ™ciÅ‚ klamkÄ™ i popchnÄ…Å‚.Nic.ZaczÄ…Å‚ walić pięściÄ… w ciężkie drzwi.- Policja federalna! - wrzasnÄ…Å‚.- Otwierać! UsÅ‚yszaÅ‚ drugi strzaÅ‚, a po nim od razu trzeci.Cholera jasna! Dlaczego nie poinformowali biura w Waszyngtonie? Wtedy przynajmniej dostaliby samochód i kanaÅ‚ radiowy.Cholera! RÄ…bnÄ…Å‚ ramieniem w ciężkie, drewniane panele, lecz drzwi ani drgnęły.Z wnÄ™trza doleciaÅ‚y go jakieÅ› wrzaski.I kolejny huk wystrzaÅ‚u.- Cholera! - krzyknÄ…Å‚ na caÅ‚y gÅ‚os.OdszedÅ‚ krok na bok i wycelowaÅ‚ w zamek.Jake wrzasnÄ…Å‚ na widok eksplodujÄ…cej gÅ‚owy Eddiego Bartholomew.UÅ‚amek sekundy później dostrzegÅ‚ broÅ„ w rÄ™ku Frankela.ZareagowaÅ‚, zanim jeszcze umysÅ‚ zdążyÅ‚ go powstrzymać.Kiedy Irene i senator zanurkowali w bok, aby uciec z linii ognia, zaszarżowaÅ‚ na FranÂkela, popychajÄ…c go caÅ‚ym ciężarem ciaÅ‚a na szafkÄ™.Ten jednak nie upadÅ‚.PoleciaÅ‚ w tyÅ‚, drobiÄ…c nogami, aby zÅ‚apać równowagÄ™.Jake skupiÅ‚ uwagÄ™ na rÄ™ce, w której przeciwnik trzymaÅ‚ broÅ„.Przez chwilÄ™ lufa mignęła mu tuż przed oczami, ale Frankel nie dostrzegÅ‚ szansy na pewny strzaÅ‚.Jake pchnÄ…Å‚ go mocno na Å›cianÄ™.MógÅ‚by przysiÄ…c, że sÅ‚yszaÅ‚, jak coÅ› pÄ™kÅ‚o Frankelowi w plecach, ale sukinsyn wciąż staÅ‚ na prostych nogach.Pistolet wypaliÅ‚ zaledwie kilkanaÅ›cie centymetrów od twarzy Jake'a i w suÂficie powstaÅ‚a wielka dziura.Pół sekundy później kolejny pocisk rozbiÅ‚ w pyÅ‚ krysztaÅ‚owÄ… kulÄ™ żyrandola.Jake skrzywiÅ‚ siÄ™, gdy ziarenka pÅ‚onÄ…cego proÂchu wgryzÅ‚y mu siÄ™ w policzki.TrzymaÅ‚ teraz obie dÅ‚onie na broni, dążąc do tego, by Frankel rozluźniÅ‚ uÅ›cisk.SiÄ™gnÄ…Å‚ do jego twarzy i zawyÅ‚ z bólu, gdy przeciwnik zatopiÅ‚ zÄ™by w jego ramieniu.Ból byÅ‚ straszliwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]