[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwrócił kuniemu czarne szkła, jak ekrany wideo. Człowieku  powiedział. Rozzer siedzi tu i robi maślane oczy do wiel-kiego aluminiowego termosu. Pan jej nie widzi? Hologramy to dziwna rzecz, stary  odparł perkusista, czubkiem palcadotykając okularów. Zabrałem moje dzieciaki do Nissan County.Zadzwoniłemwcześniej i trochę podkręcili holo.Wtedy je widziałem.Ta dama ma chyba innączęstotliwość albo co.Widzę tylko ten projektor i ten, no.ektoplastik czy jakmu tam? Taką poświatę.Mężczyzna siedzący między nim a panem Kuwayamą, niejaki Ozaki, przepra-szająco skłonił się Jude owi. Bardzo przepraszamy.Naprawdę bardzo nam przykro.Konieczna jest drob-na korekta, ale nie możemy dokonać jej teraz. Hej  odparł Jude  nie ma problemu.Już ją widziałem.Oglądam wszyst-kie muzyczne kanały.Na przykład, jak ona jest jakąś mongolską księżniczką czykimś takim, wysoko w górach.Laney upuścił pałeczkę. Najnowszy singiel  powiedział Ozaki. Tak  rzekł Jude  bardzo dobry.Nosi na nim tę złotą maskę? Niezłegówno.Wrzucił do ust kawałek maki i zaczął żuć. Rozdział 26Hak NamChia i Masahiko siedzieli naprzeciw siebie na białej wykładzinie.Jedyne krze-sło w pokoju było nie budzącym zaufania meblem o cienkich wygiętych nogachi sercowatym oparciu z różowego plastiku imitującego metal.Oboje nie mieliochoty siadać na łóżku.Chia położyła Sandbendera na kolanach i wsunęła czub-ki palców w naparstki rękawiczek.Masahiko postawił swój komputer na podło-dze; umieścił na miejscu panel kontrolny i wyjął spod tylnej ścianki parę bardzozmyślnych rękawic oraz dwa czarne spodki połączone światłowodem.Inny prze-wód biegł od komputera do niewielkiej szczeliny z tyłu Sandbendera. W porządku  powiedziała Chia  zaczynajmy.Muszę znalezć kogoś. Tak  zgodził się.Podniósł czarne spodki i zasłonił sobie nimi oczy.Kiedyodjął ręce, okulary pozostały na miejscu.Wyglądało to niesamowicie.Chia wzięłaswoje okulary i założyła je. Co mam?.Coś w jądrze spraw poruszało się w absolutnie niewiarygodnych kierunkach.Nie miała wrażenia, jakie zwykle towarzyszyło łączeniu.Konflikt programowy? Jak światło sączące się przez trzepoczące szmaty.A potem to coś przed nią: budynek z biomasy albo stromy urwisty brzeg, nie-zliczone, bezładne poziomy, bez ładu i składu.Gmatwanina płytkich balkonów,tysiące okienek rzucających mgłę pustych srebrnych prostokątów.Ciągnąca siępo bokach aż po krańce pola widzenia i na tej wysokiej, poszarpanej skale nie-równej fasady, pokrytej czarnym futrem poskręcanych rur, anten przechylonychpod ciężarem splątanych kabli.I wysoko w górze skraj nieba, po którym barwyrozlały się jak benzyna na wodzie. Hak Nam  powiedział obok niej. Co to takiego? Miasto ciemności.Między ścianami świata.Przypomniała sobie chustę, którą widziała w jego pokoju na zapleczu kuch-ni, szczegółową mapę planowego chaosu, niesymetryczne segmenciki czerwieni,139 czerni i żółci. To DWU, prawda?Większa, trwalsza wersja miejsca, jakie tokijski oddział stworzył na spotkanie,albo dżungli zrobionej przez Zonę i Kelsey.Ludzie wykorzystywali DWU do gier:wymyślali sobie postacie i wcielali się w nie.Robiły tak małe dzieci i samotni. Nie  zaprzeczył. To nie gra.Znalezli się w środku, powoli przyspieszając, aż ruchliwy gąszcz otoczeniastał się nieustannym wyzwaniem dla wzroku, optycznym werblem. Ulica TaiChang.Mury atakujące przewijającymi się wiadomościami, widmowe drzwiśmigające obok, jak karty w tasowanej talii.I nie byli tu sami: opodal przelatywały jakieś widmowe postacie i to wrażeniewszechobecnych oczu.Fraktalowe śmiecie, okruchy bitów, powietrzny korytarz w szalonych zwojachjakichś słabo migoczących linii. Zaułek Alms House.Ostry zakręt.Kolejny.A potem pięli się labiryntem spiralnych schodów, coraz szybciej, aż Chia wstrzy-mała dech i zamknęła oczy.Pod powiekami zawirowały jej czerwone plamki, aleciśnienie zelżało.Kiedy otworzyła oczy, znajdowali się w znacznie czyściejszej, ale nie więk-szej wersji pokoju Masahiko na tyłach restauracji.%7ładnych opakowań po zupach,żadnych ciuchów.Siedział obok niej na łóżku, patrząc na zmieniające się wzo-ry na konsoli komputera.Obok, na półce, jej Sandbender.Tekstura prymitywna,wszystko trochę zbyt gładkie i szkliste.Popatrzyła na niego, ciekawa, jak się za-prezentuje.Standardowy skan, chyba zrobiony rok wcześniej: miał krótsze włosy.I nosił tę samą czarną tunikę.Na ścianie za komputerami wisiała animowana wersja chusty, z lekko pulsu-jącymi czerwonymi, czarnymi i żółtymi prostokącikami.Przez jej środek biegłajasnozielona linia, a z jej zakończenia rozchodziły się zielone, koncentryczne krę-gi.Chia spojrzała na Masahiko, ale on wciąż gapił się na pulpit.Jakiś dzwięk.Zerknęła na drzwi, szczególnie kiepsko imitujące słoje drew-na.Zobaczyła mały biały prostokąt, wysuwający się spod drzwi.Sunął dalej popodłodze, aż zniknął pod łóżkiem.Spojrzała nań w samą porę, by zobaczyć, jakunosi się  równie powoli  nad pasiastym materacem i zawisa w powietrzu nawysokości jej oczu.Wiadomość była napisana taką samą czcionką, jakiej używaliw  Whiskey Clone , albo bardzo podobną.Głosiła  Ku-Klux-Klan Kollectibles ,a potem kilka liter i cyfr, które nie wyglądały na jakikolwiek znany jej adres.Znów dzwonek.Spojrzała na drzwi i zdążyła dostrzec wypadającą spod nichszarą smugę.Płaską, wirującą.Jak cień jakiegoś kraba lub pająka, dwuwymiaro-wy i wielonogi, dopadła białego prostokąta.Połknęła go i śmignęła do drzwi. Zakończyłem moje zadanie dla Warownego Miasta  oznajmił Masahiko,odwracając się od konsoli.140  Co to było?  zapytała Chia. Co takiego? Coś jak wizytówka.Wpełzła pod łóżko.A potem pojawiło się drugie coś,jakby szary krab, i zjadło ją. Ogłoszenie  wyjaśnił  i podprogram z krytycznym spojrzeniem. Wcale nie krytykował, tylko zjadł ją. Może osoba, która napisała ten podprogram, nie lubi reklam.Często tak by-wa.Albo nie lubi ogłoszeniodawcy.Z pobudek politycznych, estetycznych, oso-bistych  wszelkich możliwych.Chia rozejrzała się po replice jego pokoiku. Dlaczego nie postarałeś się o większy pokój?Natychmiast zaniepokoiła się, że może przywykł do takiego, będąc Japończy-kiem.Mimo wszystko była to chyba najmniejsza przestrzeń wirtualna, w jakiejprzebywała, a przecież większa wcale nie była droższa, chyba że ktoś chciał miećcały kraj, tak jak Zona. Warowne Miasto opiera się na koncepcji skali.To bardzo ważne.Wykorzy-stując skalę, otrzymujemy miejsce, prawda? Oryginał zamieszkiwały trzydzieścitrzy tysiące ludzi.Na dwóch i siedmiu dziesiątych hektara.Do wysokości czter-nastego piętra.Chia nie rozumiała, o czym mówił. Muszę się połączyć. Oczywiście  odparł i wskazał na Sandbendera.Była pewna, że znów ujrzy tę dwuwymiarową rzecz, ale tak się nie stało.Bit-mapowe rybki pływały w kółko w szklanym blacie stolika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl