[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mogą!- Mogą.Wszystko mogą.Dziś jesteś tu, jutro.- Nie - szepnął Tait i zacisnął pięści.Nagle zaczął się trząść.Cleve przestraszył się, że to nawrót choroby, ale po chwili chłopak opanował się.Na nie ogolonej twarzy miał żółto-zielone pozostałości po sińcach.Patrząc na niego, Cleve miał wyrzuty sumienia.- Powiedz mi - poprosił.- Co mam ci powiedzieć? - Billy spojrzał na niego zaskoczony.- Co się stało przy grobach?- Zakręciło mi się w głowie i upadłem.Następną rzeczą, którą pamiętam, był szpital.- To powiedziałeś im, a jak było naprawdę?- To jest prawda.- A ja słyszałem co innego.Dlaczego nie chcesz powiedzieć? Zaufaj mi.- Ufam ci - odpowiedział Billy - ale muszę zachować to dla siebie.To sprawa między mną a nim.- Tobą a Edgarem? Człowiekiem, który wymordował całą swoją rodzinę, oprócz twojej matki?- Tak - powiedział z wahaniem.- Tak, zabił ich.Mamę pewnie też by zabił, gdyby nie uciekła.W ten sposób chciał uchronić ich przed dziedziczeniem złej krwi.- Twoja krew jest zła? Billy uśmiechnął się lekko.- Nie.Nie sądzę.Dziadek mylił się.Czasy się zmieniły, prawda?On jest szalony - pomyślał Cleve.Billy jakby czytał w jego myślach.- Nie zwariowałem - powiedział.- Powiedz im to.Powiedz Devlinowi, gdyby pytał.innym też.- W oczach chłopaka pojawił się dawny blask.- Nie muszą mnie stąd wyrzucać, Cleve.Nie teraz, kiedy mam kumpla.Mam tu interes do załatwienia.Ważny interes.- Z nieboszczykiem?- Z nieboszczykiem.Cokolwiek Billy zamierzał, odgrywając przed Cleve'em tę scenę, nie wyszło na jaw, nawet gdy wrócił do codziennych zajęć.Nikomu nie zadawał żadnych pytań, nikomu nie podpadł.Cleve był pod wrażeniem.Chłopak okazał się wspaniałym aktorem.Tylko Cleve wiedział, że coś kombinuje.Dla innych po prostu uspokoił się i nie szukał kłopotów.Lekarz, do którego Billy musiał zgłaszać się co jakiś czas, stwierdził, że chłopak wyszedł już z depresji i dochodzi do siebie.Uważał, że w tej sytuacji sen jest najlepszym lekarstwem i przepisał mu środki nasenne, które Billy uznał za zbędne i odstąpił Cleve'owi.Ten z kolei był mu wdzięczny, bo po raz pierwszy od miesięcy mógł się porządnie wyspać.W dzień ich przyjazne stosunki zmieniały się w chłodną uprzejmość.Cleve miał wrażenie, że Billy zamyka się w sobie, ograniczając jego protekcję.Nie po raz pierwszy był świadkiem takiego zachowania.Trzy lata temu jego przyrodnia siostra, Rosanna, zmarła na raka płuc.Przez cały czas miała nadzieję, że wyzdrowieje, ale w ostatnim tygodniu załamała się.Cleve nie był z nią zbyt blisko, ale może właśnie ten dystans pozwalał mu na obiektywną ocenę jej zachowania.Widział, jak systematycznie przygotowywała się na śmierć.Nie mogła jedynie pogodzić się z faktem, że zostawi dzieci.O innych, nawet o męża, nie martwiła się.Taką samą beznamiętność zauważył w zachowaniu Billy'ego.Zamykał się w sobie, jak rozbitek płynący wpław do beznadziejnie odległego lądu.To było przerażające.Mieszkanie z nim w celi dwanaście stóp na osiem stawało się nie do zniesienia.Jedyną korzyścią były środki nasenne, które lekarz nadal zapisywał Billy'emu.Gwarantowały Cleve'owi odpoczynek, a czasem nawet sny.Najczęściej śnił o mieście.Nie, nie o mieście - o pustyni.Szedł przez pustkowie, po niebiesko-czarnym piasku, który dostawał mu się do oczu i nosa, unoszony zimnym wiatrem.Skądś znał to miejsce, ten monotonny krajobraz bez drzew, ale nie mógł skojarzyć.Był sam, a nad jego głową zbierały się ciemne chmury.Poobcierane stopy krwawiły i coraz częściej miał halucynacje.Ani śladu oazy.Żadnych drzew owocowych ani źródła z wodą - kompletnie nic.Potem było miasto - z domami bez drzwi.Niektóre były spalone, na wpół zburzone, inne dobrze utrzymane, z otaczającymi je ogrodami.Wiedział, że są zamieszkane, choć nigdzie nie zauważył ludzi.Miał wrażenie, że ktoś go obserwuje.Tak było za pierwszym razem.Za drugim - śniło mu się tylko miasto.Stopy nadal krwawiły i szedł tą samą drogą, ale wiatr był jakby silniejszy.Zrywał z okien firany i potrząsał błyszczącymi, chińskimi dzwoneczkami.Słyszał przerażające nieludzkie wycie, dochodzące gdzieś spoza miasta.Nie chciał znać jego źródła, w ogóle nie chciał wchodzić na to terytorium.Sen powtarzał się noc po nocy - za każdym razem szedł, krwawiły mu stopy, wszędzie widział tylko motyle i szczury, i czarny piasek zasypujący ulice.Zawsze to samo.Nic się nie zmieniało.Tylko raz widział tam innego człowieka i to był Billy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]