[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drut, napięty jak struna fortepianu, umieszczony na ceramicznych wspornikach - pod napięciem, pod­łączony do systemu alarmowego, czuły na najlżejsze dotknięcie.Między murem a domem ciągnęła się otwarta przestrzeń - pięć­dziesiąt jardów w najwęższym miejscu - omiatana obiektywami kamer, patrolowana przez psy.Widział poranną zaprawę dwóch dober­manów.Opiekun zwierząt był za młody na Bernhardta.Za pięć dziewiąta zobaczył Mercedesa 600 z ciemnymi szybami wyjeżdżającego w kierunku Bremy.Chodząca lada chłodnicza usa­dziła na tylnym siedzeniu zakutaną postać w futrzanej czapie, po czym sama zajęła miejsce z przodu, obok kierowcy, który natychmiast ruszył i pełnym pędem wyjechał przez stalowe wrota na drogę.Prze­mknęli dokładnie pod konarem, na którym leżał Quinn.Quinn oszacował Lenzlingera na czterech goryli, może pięciu.Sądząc z wyglądu, szofer mógł być jednym z nich, co do lady chłod­niczej nie było cienia wątpliwości.Pozostawał zatem opiekun psów i pewnie jeszcze jeden wewnątrz domu.Bernhardt?Wyglądało na to, że centrum systemu zabezpieczającego mieści się w pokoju na parterze, u styku skrzydła służbowego z budynkiem głównym.Opiekun psów wchodził i wychodził stamtąd kilka razy.używając małych drzwi prowadzących wprost na trawnik.Quinn po­czynił założenie, że nocny strażnik musi mieć możliwość operowania reflektorami oświetlającymi teren, kamerami telewizyjnymi i psami z wewnątrz domu.Nim nastało południe, miał już gotowy plan, zszedł z drzewa i wrócił do Oldenburga.Całe popołudnie spędzili na zakupach.Quinn kompletował zestaw narzędzi do wyposażenia wynajętej furgonetki, a Sam listę przedmio­tów, którą jej wręczył.- Nie zabrałbyś mnie ze sobą? - spytała.- Mogłabym zaczekać na zewnątrz.- Nie.Już jeden samochód na tej wiejskiej drodze w samym środku nocy będzie wyglądał dość fatalnie.Dwa to uliczny karambol.Wyjaśnił, czego od niej chce.- Po prostu bądź tam, kiedy się zjawię.Podejrzewam, że może mi się śpieszyć.O drugiej nad ranem zaparkował swoją furgonetkę w alejce pod zewnętrzną ścianą muru.Ustawił ją na tyle blisko, by stanąwszy na podwyższonym dachu zabudowanego samochodu móc bez przeszkód zajrzeć na drugą stronę.Na wypadek wzbudzenia czyjejś ciekawości na boku pojazdu umieścił wykonany z folii samoprzylepnej znak fir­mowy serwisu anten telewizyjnych.Co tłumaczyłoby także rozsuwaną drabinkę przymocowaną do bagażnika na dachu.Kiedy jego głowa wychynęła sponad krawędzi muru, ujrzał w świe­tle księżyca nagie, bezlistne drzewa parku, ciągnący się aż do domu trawnik i przyćmione światło padające z okna pokoju kontrolnego strażnika.Akcję dywersyjną postanowił przeprowadzić w miejscu, gdzie odosobnione drzewo w parku rosło zaledwie osiem stóp od muru.Stanął na dachu furgonetki, wyjął niewielkie plastykowe pudełeczko przywiązane na końcu rybackiej żyłki i zaczął nim ostrożnie zataczać koła wokół głowy.Kiedy pudełeczko nabrało odpowiedniego impetu, puścił żyłkę.Plastykowa skrzyneczka zatoczyła łagodny łuk, po­szybowała w gałęzie drzewa i zaczęła opadać na ziemię.Żyłka wy­hamowała ją z szarpnięciem w połowie drogi.Quinn popuścił jej tyle, by huśtające się pudełko zawisło dokładnie osiem stóp nad mura­wą parku, po czym umocował linkę.Uruchomił silnik, furgonetka przetoczyła się cicho wzdłuż muru i zatrzymała sto jardów dalej, dokładnie na wprost pokoju kontrol­nego strażników.Na bokach miała teraz przymocowane sworzniami stalowe klamry, co rankiem miało wprawić w osłupienie agencję wynajmu samochodów.Quinn wsunął w nie drabinę, tak że alumi­niowa konstrukcja wyrosła wysoko ponad krawędź muru.Z jej naj­wyższego szczebla mógł swobodnie skoczyć do parku, unikając zetknięcia z metalowymi taśmami i drutem czujnika.Wspiął się na drabinę, przytwierdził do najwyższego szczebla linę, za pomocą której miał pokonać mur w drodze powrotnej i zamarł w oczekiwaniu.Ujrzał, jak przez plamę księżycowej poświaty w parku sadzi susami sylwetka dobermana.Dźwięki, które zaczęły się rozlegać, były zbyt ciche, by mógł je usłyszeć, ale psy je usłyszały.Zobaczył, jak jeden z nich przystaje, zastyga w bezruchu, nasłuchuje, po czym rzuca się pełnym pędem w kierunku miejsca, gdzie między drzewami wisiało na nylonowej żyłce czarne pudełko.Drugi pies dołączył do niego kilka sekund później.Dwie kamery umieszczone na ścianie domu przesunęły się w ślad za nimi.Nie odwróciły się już z powrotem.Pięć minut później wąskie drzwi się otworzyły i stanął w nich jakiś mężczyzna.Nie poranny opiekun psów - nocny strażnik.- Lothar, Wotan, was ist denn los? - zawołał cicho [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl