[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po kolacji Larkin wyszedł i usiadł na skraju asfaltowej drogi.Marlowe przykucnął w otworze drzwiowym, ple­cami do wnętrza baraku.Za horyzontem wzbierała noc.Idący w obie strony drogą ludzie byli jakby bardziej zagubieni niż zwykle w niezmierzonej samotności Changi.Mac ziewnął.- Pójdę już chyba, Peter - powiedział.- Wcześniej się dziś położę.- Dobrze, Mac.Ułożywszy moskitierę wokół łóżka, Mac wepchnął jej brzegi pod siennik.Przewiązał sobie czoło szmatką, potem wysunął manierkę Marlowe’a z filcowego futerału i wyjął fałszywe denko.W ten sam sposób wyjął denka manierek Larkina i swojej, po czym ostrożnie ułożył wszystkie trzy jedna na drugiej.Wewnątrz każdej kryła się plątanina drutów, kondensator i lampa elektronowa.Z manierki leżącej na wierzchu Mac wyciągnął wtyczkę z sześcioma kolcami i zwój drutu i wetknął ją zręcznie do gniazdka w środkowej manierce.Potem ze środkowej manierki wydobył wtyczkę z czterema kolcami i wetknął ją do odpowiedniego gniazdka w ostatniej.Ręce mu drżały i trzęsły się kolana.Było mu bardzo niewygodnie pracować w półmroku, wspierając się na jednym łokciu i osłaniając manierki ciałem.Noc zagarniała niebo, robiło się coraz parniej.Do ataku przystąpiły komary.Połączywszy ze sobą manierki, Mac, którego rozbolały plecy, przeciągnął się i wytarł ręce, śliskie od potu.Następnie wyciągnął ze skrytki w pierwszej manierce słu­chawki i sprawdził, czy wtyczki siedzą mocno w gniazd­kach.Manierka zawierała ponadto izolowany przewód doprowadzający prąd.Mac rozwinął go i sprawdził, czy przylutowane do obu końców igły nadal mocno się trzy­mają.Znów wytarł ręce i jeszcze raz sprawdził wszystkie połączenia, myśląc o tym, że radio jest równie zgrabne i czyste jak przed dwoma laty na Jawie, kiedy kończył je potajemnie budować, a Larkin i Marlowe trzymali straż.Zaprojektowanie i skonstruowanie radia zajęło mu pół roku.Mógł wykorzystać dolną część manierki - górna musiała zawierać wodę - więc nie tylko zmuszony był zmniejszyć radio do trzech małych, zwartych podzespo­łów, ale również umieścić je w wodoszczelnych pojemni­kach, a pojemniki te przylutować we wnętrzu manierek.Wszyscy trzej od półtora roku nosili je ze sobą.Na wypadek dnia takiego jak dzisiejszy.Mac ukląkł i wbił obie igły w przewody łączące żarówkę wiszącą u sufitu ze źródłem prądu.Potem od­chrząknął.Peter Marlowe wstał i upewnił się, czy w pobliżu nie ma nikogo.Prędko wykręcił żarówkę i nacisnął kontakt.Potem wrócił do drzwi i stanął tam na straży.Zobaczył, że Larkin siedzi bez ruchu na swoim miejscu po drugiej stronie drogi, i dał Macowi znak, że nie ma niebezpie­czeństwa.Wtedy Mac zwiększył siłę głosu, wziął słuchawkę i za­czął nasłuchiwać.Sekundy biegły, zamieniając się w minuty.Nagle Mar­lowe usłyszał jęk Maca i przestraszony obrócił się gwał­townie.- Co się stało, Mac? - spytał szeptem.Mac wystawił głowę spod moskitiery.Twarz miał zsza­rzałą.- Nie działa, chłopie - powiedział.- To draństwo nie działa!Księga drugaROZDZIAŁ IXSześć dni później w kącie baraku Amerykanów Max przydybał szczura.- Spójrzcie tylko na tego bydlaka - szepnął Król.-W życiu nie widziałem większego.- Rzeczywiście - powiedział Marlowe.- Uważaj, żeby ci ręki nie odgryzł!Okrążyli go.Napawający się widokiem ofiary Max z bambusową szczotką w ręku, Tex z kijem do baseballa, Marlowe również ze szczotką.Pozostali dzierżyli kije i noże.Tylko Król był nie uzbrojony, za to nie spuszczał szczura z oka, gotów w każdej chwili uskoczyć.Do tej pory siedział w swoim kącie rozmawiając z Marlowe’em.Poderwał się wraz z innymi, kiedy Max krzyknął.Było tuż po śniadaniu.- Uwaga! - zawołał, przeczuwając, że szczur rzuci się nagle do ucieczki.Max zamachnął się z całych sił, ale spudłował.Za drugim razem szczotka potrąciła szczura i przewróciła go na grzbiet, ale poderwał się błyskawicznie, popędził z powrotem do kąta i obrócił się sycząc, parskając i odsła­niając cienkie jak szpileczki zęby.- Chryste, już myślałem, że tym razem sukinkot się wymknie - powiedział Król.Włochate cielsko miało prawie trzydzieści centymetrów długości.Do tego dochodził trzydziestocentymetrowy ogon, nagi i u nasady gruby jak kciuk dorosłego mężczy­zny.Małe, paciorkowate oczka, brunatne i plugawe, bie­gały to w lewo, to w prawo, szukając drogi ucieczki.Szczur miał zwężający się spiczasty łeb, wąski pysk i duże, bardzo duże siekacze.Ważył chyba z kilogram.Był zły i ogromnie niebezpieczny.Max dyszał z wysiłku i nie spuszczał szczura z oczu.- Chryste, jak ja nienawidzę szczurów - powiedział i splunął.- Brzydzę się nawet ich widoku.Zabijmy go.Gotowi?- Zaczekaj, Max - rzekł Król.- Nie ma pośpiechu.Przecież nam nie ucieknie.Chcę zobaczyć, co zrobi.- Co zrobi? Jeszcze raz spróbuje uciec, i tyle.- To go zatrzymamy.Śpieszy nam się? - Król spojrzał na szczura i uśmiechnął się szeroko.- Wpadłeś, sukin­synu.Już po tobie.Szczur jakby zrozumiał, co do niego mówią, bo rzucił się na Króla z wyszczerzonymi zębami.Tylko gradem razów i dzikimi okrzykami udało się go zapędzić z powro­tem do kąta.- To bydlę rozerwałoby na strzępy, gdyby dosięgło tymi zębiskami.Nie wiedziałem, że szczury są takie szyb­kie - powiedział Król.- Ej, a może byśmy go sobie zatrzymali? - zapropono­wał Tex.- Co ci strzeliło do głowy!- Moglibyśmy go trzymać.Na przykład jako ma­skotkę.A kiedy nie byłoby nic do roboty, tobyśmy go puszczali i gonili.- Ty, Tex, to wcale nie jest takie głupie - odezwał się Dino.- Przypomniało ci się pewnie, co robili kiedyś, dawno temu z lisami.- Obrzydliwy pomysł - powiedział Król.- Zabić drania można.Ale po co się nad nim znęcać, nawet jeżeli to szczur.Nic wam nie zrobił.- Może i nic.Ale szczury to szkodniki.Nie mają prawa żyć.- Właśnie, że mają - sprzeciwił się Król.- Gdyby nie one.Przecież one żrą padlinę, tak jak mikroby.Czy wiesz, co by było, gdyby nie szczury? Świat byłby jedną wielką kupą gnoju.- E tam - powiedział Tex.- Szczury niszczą zbiory.Może to właśnie ten sukinsyn wyżarł od spodu worek z ryżem.Ma taki kałdun, że to całkiem możliwe.- Właśnie - przyznał Max.- Jednej nocy udało im się ściągnąć prawie piętnaście kilo.Szczur znów spróbował się uwolnić.Przebił się przez otaczających go ludzi i śmignął wzdłuż baraku.Udało się im osaczyć go w kącie, i to tylko dlatego, że mieli szczęś­cie.Ponownie go otoczyli.- Lepiej skończmy z nim.Następnym razem może nam się wymknąć - wysapał Król.I raptem go olśniło.- Zaczekajcie - zwrócił się do pozostałych, którzy coraz ciaśniejszym półkolem zamykali kąt baraku.- O co chodzi?- Mam pomysł - oznajmił Król i obrócił się szybko do Texa.- Weź koc.Prędko.Tex podskoczył do swojego łóżka i zerwał z niego koc.- A teraz weź z Maxem koc i złapcie do niego szczu­ra - polecił Król.- Jak to?- Chcę go mieć żywego.No, ruszcie się!- Do mojego koca?! Zgłupiałeś? Mam tylko ten jeden!- Załatwię ci inny.Tylko złapcie szczura.Wszyscy wytrzeszczyli na niego oczy.Tex wzruszył ramionami.Chwycił koc z jednej strony, Max z drugiej, i trzymając go jak parawan zbliżyli się do kąta.Reszta trzy­mała w pogotowiu kije i szczotki, na wypadek, gdyby szczur próbował uciec bokiem.Tex i Max runęli gwałtownie na podłogę i szczur zaplątał się w fałdach materiału.Zębami i pazurami torował sobie drogę ucieczki, ale Max wśród ogromnej wrzawy zwinął koc, który zamienił się w podry­gującą kulę.Podnieceni łupem mężczyźni zaczęli krzyczeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl