[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwrotnie zaś Mary i George mieli motyw, ale nie mieli okazji.Nie można teżpominąć w podejrzeniach Emmy Gaunt.Była ogromnie przywiązana do swych mło-dych państwa, a nienawidziła Spraggów.Sądzę, że nie oparłaby się pokusie zamiany te-stamentu na czystą kartkę papieru, gdyby tylko mogła.Jednakże mimo że miała ko-pertę w ręce podnosząc ją z podłogi w pokoju Clode a, z pewnością nie miała możliwo-ści dokonania jakichkolwiek machinacji z jej zawartością.Poza tym kopertę przynio-słem osobiście i nie przypuszczam, by u Clode a mogła się znalezć druga taka sama.Towięc wyklucza ewentualność zamiany kopert przez Emmę.Adwokat rozejrzał się po zgromadzonych. Tak więc wygląda moja zagadka.Mam nadzieję, że przedstawiłem fakty wystar-czająco jasno.A teraz z ciekawością wysłucham kolejnych wersji jej rozwiązania.Ku zdziwieniu wszystkich panna Marple zaczęła chichotać.Wydawało się, że bar-dzo ją coś bawi. Co się stało, ciociu Jane? Czy nie powiesz nam, co cię tak rozśmieszyło? za-pytał Raymond. Przypomniał mi się Tommy Symonds, mały łobuziak, ale bardzo czasem za-bawny.Jedno z tych dzieci o buzi niewiniątka, a zawsze skorych do jakiegoś psikusa.Zeszłego tygodnia w szkółce kościelnej zapytał nauczycielkę: Proszę pani, jak się mówi: żółtka są białe czy żółtko jest białe? Nauczycielkawyjaśniła, że obydwie formy są prawidłowe, na co Tommy: Hm, zawsze myślałem, żeżółtko jest żółte.Nieładnie to z jego strony, ale żart wcale niezły, choć stary jak świat.Ja również gopamiętam z mojego dzieciństwa. To bardzo zabawne, kochana ciociu, ale niewiele ma wspólnego z historią panaPethericka łagodnie zaprotestował Raymond. Ależ ma! To pułapka, a opowieść pana Pethericka jest również pułapką.Nic dziw-nego, jest przecież adwokatem.A fe, mój stary przyjacielu karcąco pokiwała głową. Ciekaw jestem, czy rzeczywiście odgadła pani prawdę mrugnął do niej adwo-kat.46Panna Marple napisała kilka słów na kawałku papieru, zwinęła w rulonik i padałapanu Petherickowi.Ten rozwinął papierek, przeczytał i spojrzał na nią z podziwem. Droga pani, czy jest coś, czego by pani nie odgadła? Znam ten trick jeszcze z czasów dzieciństwa.Również się tym zabawiałam. Nic z tego nie rozumiem wtrącił sir Henry. Jestem pewny, że pan Petherick trzyma coś jeszcze w zanadrzu. Ależ nie, wcale nie zaprotestował adwokat. Przedstawiłem państwu sprawęnajzupełniej uczciwie.I proszę nie sugerować się panną Marple, ona ma swoisty spo-sób myślenia. Powinno i nam się udać odgadnąć prawdę rzucił nieco poirytowany Raymond. Fakty zdają się proste.Pięć osób miało dostęp do tej koperty.Spraggowie na pewnomieli z tym coś wspólnego, ale to nie oni dokonali zamiany.Zostają wobec tego pozo-stałe trzy osoby.Wydaje mi się, że George Clode znał jakieś sztuczki magiczne i zamie-nił testament na czystą kartkę papieru, gdy niósł płaszcz w drugi koniec pokoju. Cóż, ja uważam, że to sprawka tej wychowanicy, Mary typowała Joyce. Pokojówka zbiegła do niej na dół i powiedziała, co się stało, a ta przygotowała sobiedrugą niebieską kopertę, a potem dokonała zamiany.Sir Henry z wolna pokręcił głową. Nie zgadzam się z żadnym z was.Takie sztuczki robią tylko zawodowi iluzjoni-ści.Ogląda się je na estradzie lub czyta o nich w książkach, ale raczej niemożliwe, byzdarzyły się w życiu, zwłaszcza na oczach przenikliwego pana Pethericka.Mam jednakpewien pomysł.Wiemy.że profesor Longman podczas swej wizyty u Clode ów nie-wiele mówił.Można by więc przypuścić, że Spraggowie czuli się zagrożeni po jego po-bycie w domu.Jeśli pan Clode nie wtajemniczył ich w bliższe szczegóły o opinii profe-sora na temat seansów, to wydaje się prawdopodobne, że mogli zrozumieć wezwanieadwokata zupełnie inaczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]