[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale żeby się do tego otwarcie przyznawać?Doktor Franklin wyczuł, co się we mnie dzieje, lecz nie był tym wcale speszony.- Prawda rzadko popłaca.Ale pozwala nam oszczędzić wiele czasu, a szczególnie mnóstwa obłudnych słów.- Czy fakt, że pańska żona odebrała sobie życie, nie dręczy pana? - zapytałem dość sucho.- Wie pan, jakoś nie mogę w to uwierzyć - zamyślił się Franklin.- To nie w jej stylu.- Więc co pan myśli?- Nie mam pojęcia.Nie wiem.a co więcej, nie chcę wiedzieć.Rozumie pan?Co za niebywały człowiek.Patrzył przed siebie ze ściągniętymi brwiami.- Nie chcę wiedzieć - powtórzył.- Nic mnie to nie obchodzi.Rozumie pan?Rozumiałem, owszem, ale zachwycony nie byłem.3Nie pamiętam już dokładnie, kiedy się zorientowałem, że Stephen Norton jest czymś poważnie zaniepokojony.Po rozprawie wstępnej, a szczególnie po pogrzebie, trzymał się jakby z dala od nas wszystkich i przechadzał się godzinami po ogrodzie z oczami wbitymi w ziemię.Coraz częściej, jak to było jego zwyczajem, rozczesywał palcami swoje krótko ostrzyżone siwe włosy, aż w końcu wyglądał jak strach na wróble.Ruch ten był tym śmieszniejszy, że bezwiedny, i dowodził niewątpliwie, że Norton jest czymś całkowicie pochłonięty.Na pytania odpowiadał bez ładu i składu, tak że w końcu zrozumiałem, że coś go gryzie.Zapytałem go mimochodem, czy aby nie otrzymał jakichś złych wiadomości, ale zaprzeczył kategorycznie.Na tym na razie poprzestałem.Nieco później jednakże Norton usiłował wyciągnąć ze mnie, co myślę o pewnej sprawie, i to w sposób bardzo zawiły.Jąkając się - co czynił zawsze, kiedy zaczynał mówić poważnie - wdał się w szalenie skomplikowane rozumowanie natury etycznej.- Wie pan, Hastings, wydawałoby się, że rozróżnienie, co jest dobre, a co złe, nie powinno być nazbyt trudne - zaczął - ale jak dochodzi do tego, okazuje się zazwyczaj, że nic nie jest proste.To znaczy, chcę powiedzieć, że człowiek może się natknąć zupełnie przypadkowo na informację, która nie jest dla niego przeznaczona.Rozumie pan? Czysty przypadek, sytuacja, z której nie można by wyciągnąć dla siebie żadnych korzyści, nawet gdyby się chciało, ale która może mieć kolosalne znaczenie dla osób trzecich.Czy pan rozumie, co mam na myśli?- Obawiam się, że niezupełnie - przyznałem się.Norton ściągnął brwi.Po raz nie wiedzieć który przeczesał palcami włosy i zrobił z siebie istne czupiradło.- Trudno mi to panu wytłumaczyć.Dam przykład.Powiedzmy, że przeczytał pan cudzy list - otworzył go pan, oczywiście, przez pomyłkę.Zaczął go pan czytać w pełnym przekonaniu, że jest skierowany do pana, i w rezultacie przeczytał pan coś, co nie było przeznaczone dla pańskich oczu.Taka rzecz może się zdarzyć, prawda?- Oczywiście.- No i co powinno by się wtedy zrobić?- Bo ja wiem - zamyśliłem się.- Należałoby chyba pójść do tej osoby i powiedzieć: „Szalenie mi przykro, ale otworzyłem ten list przez pomyłkę”.Norton westchnął.- A jeżeli przy tej okazji dowiedziałby się pan czegoś kompromitującego o adresacie?- W takim razie trzeba by udawać, że się listu nie czytało.Ja na przykład powiedziałbym, że otworzyłem go przez pomyłkę, lecz spostrzegłem się w porę.- No tak - zgodził się Norton bez przekonania.- A jednak wciąż zastanawiam się, co robić - dodał po chwili.Oświadczyłem raz jeszcze, że widzę tylko jedno wyjście z tej sytuacji.Norton myślał intensywnie.- Niech pan posłucha, Hastings, bo to jest bardziej zawiłe.Proszę sobie wyobrazić, że to, co pan przeczytał, ma duże znaczenie dla osoby trzeciej.Straciłem cierpliwość.- Panie kochany - żachnąłem się - dajże pan spokój.Po prostu nie trzeba czytać cudzych listów i tyle.- Naturalnie, że nie.Nie to miałem na myśli.A poza tym, w tym wypadku wcale nie chodzi o list.Dałem to jedynie za przykład, ale w rzeczywistości jest to zupełnie inna sprawa.Sam wiem doskonale, że nie wolno rozpowszechniać informacji, jakie się zdobyło przez przypadek.Nawet jeśli chodzi o coś, co się niechcący widziało, na własne oczy, chyba że.- Chyba że co?- Chyba że jest to absolutnie konieczne - powiedział Norton powoli i z naciskiem.Spojrzałem na niego z większym zainteresowaniem.- Powiedzmy - ciągnął dalej Norton - że zobaczył pan coś.przez dziurkę od klucza.Poirot ma zawsze rację, pomyślałem w panice
[ Pobierz całość w formacie PDF ]