[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziecko by zostawili,mieszkanie własnościowe, trzy pokoje z kuchnią.? Bo mieli.skąd mieli? A tego to już dobrze nie wiem, trochę tylko, bo to na postojuzawsze się gada.Stary Misiak coś tam po sobie zostawił, w transporcie robił, nazagranicznych kursach latał, pokombinował.Wtedy już nie żył, krótko przed-tem umarł.A młodej Misiakowej matka, co za rybaka poszła, podobno badylarzo-wą córką była, spod Warszawy, i na ślubny prezent ojciec im mieszkanie kupił.No i Misiak na mercedesa się szarpnął, prawie płakał, jak mu ten gnój całą maskęrozwalił.ano właśnie, patrz pan, na moje wyszło.Parę lat pózniej pokazało się, żezwłoki znalezli i to były ich.Nie bardzo się na tym bursztynie wzbogacili.kto starą Misiakowa dwa lata temu woził, to ja pojęcia nie mam.Nie ja.I nic o tym całkiem nie słyszałem, jakbym wiedział, tobym powiedział, bo co miszkodzi.Nie, o córce nie słyszałem.a.! Podobno z babką została, czy cośtakiego, a mieszkanie, zdaje się, sprzedali.Nie wiem kto, ta babka chyba.? Panie, a skąd ja mam pamiętać, kogo woziłem dwa lata temu?! DziesięćMisiakowych mogło ze mną jezdzić, ja pasażera o nazwisko nie pytam! Długikurs, długi kurs, czy to jeden długi kurs się przytrafia? Dokąd ona jechała, możepo miejscowości.? A, to właśnie ja mam wiedzieć? Ale nie wiem i żeby mniepan zabił, nie przypomnę sobie.Zaraz, Misiakowa.? Misiaka znałem, ale tocholernie dawno temu, już nie żyje.Też jezdził.Nie, szczegółów nie znam, tyle cood kumpli, bo mnie wtedy nie było.No pewnie, że to pamiętam, z urlopu, z nartwróciłem, a nie co dzień się zdarza, że zaraz na pierwszym postoju o znajomychtrupach człowiek usłyszy, no to taką rzecz się pamięta. Panie władzo, co jest grane? Urodzaj taki czy u was bajzel? Dopiero co,ile.? Przedwczoraj, palant jakiś o to samo się dopytywał.O, najmocniej prze-praszam, może on od was, taki, no, cichociemny.? O co, o co, no mówię, o tosamo.Kto jakąś Misiakową dwa lata temu woził na długi kurs.A skąd ja mam towiedzieć, o żadnej Misiakowej w życiu nie słyszałem. Kolega ma rację, panie śledczy, myśmy już między sobą pogadali, z cieka-wości, bo uparty był, wszystkich pytał, na postojach się czaił.Paru z nas jeszczeMisiaka pamięta, kumpel po fachu był i dziwną śmiercią zginął, ale kto Misiako-wą.to jego matka chyba.? Woził, albo w ogóle widział, to skarz mnie Bóg,nikt nie wie.A co się właściwie stało, kraksę jaką zrobił, zabił ją.? Chwileczkę, panie nadkomisarzu, zaraz sprawdzę.Momencik.Już tuktoś od was przedwczoraj pytał.O mam! Dwa lata.? Proszę, przez ostatniedwa lata nikt z zawodu nie odszedł, widocznie dobrze im się powodzi, pewnie,ruch coraz większy.Paru przybyło.Nie chce pan? To nie.A ci co dwa lata208temu jezdzili, wszyscy nadal jeżdżą.I wątpię, czy który na urlop wyjechał, bow lecie właśnie najwięcej zarabiają.Słuchaliśmy tego wszystkiego w milczeniu, pełni współczucia dla Bieżana,chociaż wiadomo było, że nie sam po tych taksówkarzach latał.Ale wszędziewyprzedzał go wymarzeniec, który potem musiał chyba ulatywać w powietrze,tak dokładnie ślad po nim ginął.Biuro meldunkowe w osobie jakiejś wściekle rozzłoszczonej baby powiedzia-ło to samo.Już pytali i czego jej jeszcze zawracają głowę, Misiak Grażyna, nie-letnia, wymeldowana została przez Misiak Zofię, główną lokatorkę, w kierunkunieznanym.No dobrze, jest papierek, czasowe zameldowanie w Warszawie u ja-kiejś Bistro Magdaleny, krewnej.Domaniewska sześć, mieszkania dwa.Nie wie,jakiej krewnej, jej pokrewieństwo nie obchodzi, niech się Warszawa o to martwi. Mogłam to kapitanowi sama powiedzieć oznajmiłam z niesmakiem,przeglądając zabrany ze sobą na wszelki wypadek notes wymarzeńca. Wszyst-kie adresy tu są, ten na Domaniewskiej lipny, bo budynek już dawno został roze-brany.Jeden meldunek miała w Pułtusku, a może to nie meldunek, tylko jakieśzródło informacji.Ostatni w Warszawie, sprzed jedenastu lat, na Groszowickiej,nawet wiem, gdzie to jest.Moim zdaniem on jej szukał. Moim też przyświadczył Kocio. Po co? A cholera go wie. I wygląda na to, że z uporem szuka nadal.Co z nią jest, do diabła, przepadłatak samo, jak rodzice? Możliwe powiedziałam w zadumie. Nie zapominaj, że ona jest le-galną spadkobierczynią złotej muchy.Coś w tym musi być.Mogli ją kropnąć jużdawno. Bo co? Bo się upominała o spadek.? Nie wiem.Wrócił Bieżan z mokrymi włosami i od razu zaczął wyjaśniać wątpliwości. Słuchali państwo.? Otóż, pierwsza rzecz.Trochę piwa jeszcze jest?Mogę się umizgnąć.? Dziękuję bardzo.Znalezliśmy ten szpital, w którym Mi-siakowa umarła, pracuje tam ten sam personel co dwa lata temu i żadna pielę-gniarka do domu chorej nie jezdziła.Ta, która się nią opiekowała, twierdzi, żenikt jej nie odwiedzał i tylko raz jeden była u niej jakaś młoda kobieta.W przed-dzień śmierci.Przed tą wizytą starsza pani okropnie się denerwowała, a po niejsię uspokoiła i umarła z uśmiechem na ustach.Moim zdaniem to była wnuczka,ta zaginiona Misiakówna. Też tak uważam, ale z czego pan wnioskuje? spytałam chciwie. Górski z tą pielęgniarką pogawędził, a to przystojny chłopak, może panizauważyła.Powitały się ze łzami w oczach, padły sobie w objęcia, dziewczynaprzypadkiem zauważyła, bo to były godziny wizyt i dużo ludzi, spojrzała tylko,przechodząc.Ta hipotetyczna Misiakówna siedziała do końca, ostatnia wyszła,209ale przy wychodzeniu nikt na nią nie zwrócił uwagi.A koleżance zginął fartuchsłużbowy i czepek.O drugiej skończyła dyżur, fartuch zostawiła w szafce, mająwspólną szafkę, no i nazajutrz była awantura, a potem ten fartuch z czepkiem zna-lazły się, owinięte w gazetę, w szpitalnej recepcji.Osobiście sądzę, że pożyczyłato sobie, żeby od razu ją wzięto za pielęgniarkę i żeby nikt nie pytał o dokumenty. Jak wyglądała? zainteresował się Kocio. Opisała ją? Opisała.Zredniego wzrostu, szczupła, bardzo ładna.Ciemne włosy, krót-kie, kręcone.Aagodne wrażenie robiła.I tyle.Więcej nie zdołała zauważyć. Ona się ukrywa, ta Grażynka powiedziałam stanowczo. My uważa-my, że ze strachu.Pan jak.? Ja się nie ukrywam ze strachu.Ale owszem, ma to sens.Mam trochę ską-pą ekipę do tej sprawy, nie wszystko jeszcze wiadomo, mnie się jednak widzi, żeoni dotychczas tych bursztynów nie upłynnili nie tylko z chciwości.Bali się wła-śnie legalnego właściciela, tej córki.Stara Misiakowa była energiczna, mogła imnamieszać.Ja z państwem rozmawiam prywatnie! zastrzegł się nagle. My z panem też mruknął Kocio. Chcę znalezć Zaleskiego.Ukąsiłam się w język, żeby go nie skorygować.Nie Zaleskiego, tylko wyma-rzeńca..on szuka Misiakówny.Jak jej dopadnie, będę go miał, o ile znajdę jąwcześniej niż on. Centralne biuro meldunkowe, czy jak to się tam nazywa podsunęłamżywo. Niech pani sobie wyobrazi, też nam to przyszło na myśl powiadomiłmnie kapitan bardzo grzecznie. Potrzebne dane dostaliśmy dopiero z jej szkoły,data i miejsce urodzenia, imiona rodziców i tak dalej.Szukają.Przypuszczam, żezmieniła nazwisko. Mogła wyjść za mąż. Mogła.Urzędy stanu cywilnego też uda nam się ucieszyć. A czy nie dałoby się po budynku? Po jakim budynku? Po tej willi w Piaskach, dawnym baraku, gdzie tych Misiaków zamordo-wali, podobno to była własność jakiejś ich rodziny. W dalszym ciągu oficjalnie to jest własność ich dalekiej rodziny, a nie-oficjalnie jakiejś Piotrowskiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]