[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poruszo-ny nerwowymi telefonami Herbert w przypÅ‚ywie nadgorliwoÅ›ci znów zabraÅ‚ pa-kunek do samochodu i udaÅ‚ siÄ™ do niej.W tym samym czasie zniecierpliwionaAlicja udaÅ‚a siÄ™ do niego.Wrócili do siebie równoczeÅ›nie, mijajÄ…c siÄ™ w drodze,za nimi zaÅ› podążaÅ‚ pan Muldgaard.W ten sposób wszyscy troje spÄ™dzili dzieÅ„pracy, ganiajÄ…c siÄ™ nawzajem bezskutecznie po mieÅ›cie.W ostatecznym rezultaciewysiÅ‚ków Herbert spotkaÅ‚ AlicjÄ™ wysiadajÄ…cÄ… z pociÄ…gu na stacji w Allerød, gdzieprzyjechaÅ‚ jej szukać.PodrzuciÅ‚ jÄ… do domu, odmówiÅ‚ wstÄ…pienia, a ze wzglÄ™duna poÅ›piech omal nie zapomniaÅ‚ w ostatniej chwili wrÄ™czyć jej przyczyny tegocaÅ‚ego zamieszania.Z paczuszkÄ… w rÄ™ku Alicja triumfalnie wkroczyÅ‚a do mieszkania. ProszÄ™, jest! JeÅ›li teraz siÄ™ okaże, że tam sÄ…, na przykÅ‚ad, stare poÅ„czochydo Å‚apania.RzuciÅ‚yÅ›my siÄ™ na niÄ… zachÅ‚annie.W paczce znajdowaÅ‚ siÄ™ maÅ‚y, kieszonko-wy sÅ‚owniczek polsko-wÅ‚oski, kalendarzyk sprzed kilku lat, jeden wiszÄ…cy klipsz jakichÅ› zielonych kamieni, bardzo oryginalny, pudeÅ‚ko ceramicznych pÅ‚ytek namozaikÄ™ i zaginione zdjÄ™cia z Florencji.Dwa filmy i kilkanaÅ›cie odbitek. WyglÄ…dacie jak wygÅ‚odniaÅ‚e hieny zauważyÅ‚ krytycznie PaweÅ‚, przyglÄ…-dajÄ…c siÄ™ nam, kiedy wyszarpywaÅ‚yÅ›my sobie wzajemnie upragnione fotografie. Jest! zawoÅ‚aÅ‚a Alicja rozradowana, patrzÄ…c pod Å›wiatÅ‚o na film. Tumi wÅ‚aÅ›nie ten kapelusz wlatuje do fontanny!W tejże samej chwili pan Muldgaard zapukaÅ‚ do drzwi.OtworzyÅ‚ mu PaweÅ‚,bo my wszystkie byÅ‚yÅ›my zbyt zajÄ™te.Wraz z panem Muldgaardem przybyÅ‚ jakiÅ›nie znany nam osobnik, wyglÄ…dajÄ…cy na bardzo ważnÄ… personÄ™.Pan MuldgaardwitaÅ‚ siÄ™ i usiÅ‚owaÅ‚ być dobrze wychowany, dokonujÄ…c prezentacji, towarzyszÄ…cymu osobnik natomiast, zaniedbujÄ…c caÅ‚kowicie formy towarzyskie, rzuciÅ‚ siÄ™ naklips jak gÅ‚odny szakal na padlinÄ™.Na chwilÄ™ zapanowaÅ‚o lekkie zamieszanie, wszyscy bowiem usiÅ‚owali od razuwyjaÅ›nić wszystko.SkÄ…d zdjÄ™cia, skÄ…d klips i o co chodzi temu panu.Mniej wiÄ™cej187po kwadransie udaÅ‚o siÄ™ ustalić kolejność udzielania odpowiedzi.Pan okazaÅ‚ siÄ™najważniejszy. PamiÄ™tam, oczywiÅ›cie powiedziaÅ‚a Alicja z radosnym ożywieniem.CaÅ‚a paczka zawiera rzeczy z Florencji.Ten klips znalazÅ‚am na poczcie, tam wÅ‚a-Å›nie spotkaÅ‚am AnitÄ™, teraz to sobie przypominam dokÅ‚adnie.WlazÅ‚am na niego,poczuÅ‚am go pod nogÄ… i podniosÅ‚am bezmyÅ›lnie, bo byÅ‚ taki Å‚adny.Nie wyrzuci-Å‚am, bo w koÅ„cu trochÄ™ gÅ‚upio wyrzucać zÅ‚oto. Hej! przerwaÅ‚ PaweÅ‚, oglÄ…dajÄ…cy odbitki przez lupÄ™. SÅ‚uchajcie, tujest chyba Anita!Alicja machnęła na niego niecierpliwie rÄ™kÄ…, bo ważny facet zażądaÅ‚ od niejdokÅ‚adnego sprecyzowania czasu pobytu we Florencji, chwili spotkania Anityi godziny znalezienia klipsa.Bez kalendarza z odpowiedniego roku Alicja niebyÅ‚aby w stanie speÅ‚nić jego życzeÅ„ w najmniejszym stopniu, na szczęście jednakkalendarz, jak na zamówienie, byÅ‚ pod rÄ™kÄ….SÅ‚uchajÄ…c jej peÅ‚nych satysfakcji od-powiedzi, na zmianÄ™ polskich i duÅ„skich, oglÄ…daÅ‚am zdjÄ™cia, wydarÅ‚szy PawÅ‚owilupÄ™. Siedemnastego maja powiedziaÅ‚a Alicja, patrzÄ…c w kalendarz upstrzonynotatkami. WysyÅ‚aÅ‚am karty, wszystkie w kupie, tylko jeden raz, i wtedy wÅ‚a-Å›nie byÅ‚am na tej poczcie.Godzina.Zaraz, godzina.Przedtem byÅ‚ u mnie Ste-fan, spotkaÅ‚am siÄ™ z nim w hotelu, co tu jest napisane.? O jedenastej.Tak, o je-denastej, mam zapisane, na poczcie mogÅ‚am być najwczeÅ›niej o wpół do pierw-szej.Zarówno pan Muldgaard, jak i jego towarzysz okazali coÅ› w rodzaju wzru-szenia.Kilkakrotnie upewnili siÄ™, czy istotnie wÅ‚aÅ›nie wtedy spotkaÅ‚a AnitÄ™ i czymoże to zaÅ›wiadczyć publicznie. Hej! powiedziaÅ‚am. Mnie też siÄ™ wydaje, że tu jest Anita.Alicja,niech sobie to obejrzÄ…, bÄ™dÄ… mieli dowód.Tak zdjÄ™cia, jak i lupa zostaÅ‚y mi natychmiast odebrane.Fotografia przedsta-wiaÅ‚a jeden z licznych piÄ™knych widoków, w perspektywie starej uliczki widocznebyÅ‚y budynki.Z drzwi jednego z nich ktoÅ› wychodziÅ‚.JakaÅ› osoba z jednÄ… nogÄ…już na chodniku, z drugÄ… jeszcze na stopniu, z gÅ‚owÄ… nieco odwróconÄ… do tyÅ‚u,jakby do kogoÅ›, kto majaczyÅ‚ w gÅ‚Ä™bi.Wszystko razem byÅ‚o maÅ‚e i bardzo niewy-razne, ale istotnie wychodzÄ…ca osoba wyglÄ…daÅ‚a na AnitÄ™.Obaj panowie rzucili siÄ™ z kolei na filmy, żądajÄ…c od Alicji okreÅ›lenia cza-su, w jakim zdjÄ™cia byÅ‚y robione.Towarzysz pana Muldgaarda dostaÅ‚ wypieków.PrzejÄ™ta Alicja zdobyÅ‚a siÄ™ na niezwykÅ‚y wysiÅ‚ek pamiÄ™ci. Rano powiedziaÅ‚a. To znaczy akurat te, to z AnitÄ…, o i te.Aż dofontanny.WyszÅ‚am z tym Stefanem z hotelu, pamiÄ™tam, po drodze robiliÅ›my zdjÄ™-cia i dopiero potem poszÅ‚am na pocztÄ™.A, nie! Tu jeszcze jest zdjÄ™cie na poczcie,to nie doÅ›wietlone, ostatnie, jakie Stefan robiÅ‚, bo uparÅ‚ siÄ™ sprawdzić, czy wyjdziewnÄ™trze.Nie robiÅ‚am z tego odbitki.A fontanna byÅ‚a tuż koÅ‚o poczty.188Pan Muldgaard podniósÅ‚ siÄ™ nagle z fotela i z wielkÄ… energiÄ…, uroczyÅ›cie, po-trzÄ…snÄ…Å‚ kilkakrotnie jej rÄ™kÄ…. My wiemy wszystko rzekÅ‚. Oto dowoda, który brakowaÅ‚o.ByÅ‚o mó-wienie, pani wie! On poszukiwaÅ‚ to! Co? spytaÅ‚a Alicja, nieco zdezorientowana. To odparÅ‚ pan Muldgaard i wskazaÅ‚ kolejno klips, kalendarzyk i zdjÄ™-cia. To poszukiwaÅ‚.Pani wielce mÄ…dra, wielce rozwaga, nie ukryć to w domie. Jak to.? Co to znaczy? WiÄ™c to jednak Anita.?!Pan Muldgaard westchnÄ…Å‚ bardzo ciężko i rzewnie. Tak odparÅ‚. Wielka dramata.Jutro przybywam, pozostaÅ‚oÅ›ci bÄ™dzierozpoznawana.Obaj z ważnym facetem wÅ›ród licznych rewerencji opuÅ›cili dom dość po-Å›piesznie, zabierajÄ…c ze sobÄ… zdjÄ™cia i klips.SiedziaÅ‚yÅ›my nadal przy stole, patrzÄ…cna siebie w oszoÅ‚omieniu, wstrzÄ…Å›niÄ™te. Zawsze byÅ‚am zdania, że jestem wielce mÄ…dra. powiedziaÅ‚a Alicjaraczej niepewnie. Nie do wiary szepnęła Zosia. Ona ma żelazne nerwy. Pasować to ona pasuje do każdego wypadku. zaczÄ…Å‚ PaweÅ‚. Przeciwnie przerwaÅ‚a Alicja. Wcale nie pasuje.On mówiÅ‚ o tychwielkich miÅ‚oÅ›ciach, do Anity to ni przypiÄ…Å‚, ni wypiÄ…Å‚. Ale pasuje do wydarzeÅ„! StaÅ‚a na tej Å›cieżce, uciekÅ‚a zwyczajnie, wcale niebyÅ‚o sÅ‚ychać, żeby ktoÅ› skakaÅ‚ przez żywopÅ‚ot! WiedziaÅ‚a, że szyba jest wybita!Alicja jej mówiÅ‚a, że wraca do domu, wtedy, kiedy napadÅ‚a AgnieszkÄ™ w szlafro-ku! CzaiÅ‚a siÄ™ w przedpokoju, bo ukradÅ‚a klucze! WiedziaÅ‚a o kapeluszu.! No dobrze, ale wielkie miÅ‚oÅ›cie.?!Nie wytrzymaÅ‚am, rzuciÅ‚am siÄ™ to telefonu i wykrÄ™ciÅ‚am numer Anity.PanMuldgaard nie domagaÅ‚ siÄ™ zachowania tajemnicy. SÅ‚uchaj, co siÄ™ dzieje?! spytaÅ‚am ze zgrozÄ…. Okazuje siÄ™, że to jednakty! CzyÅ› upadÅ‚a na gÅ‚owÄ™?! A, to już wiecie.? spytaÅ‚a Anita gÅ‚osem nieco zdenerwowanym. DokoÅ„ca miaÅ‚am nadziejÄ™, że Alicja sobie nie przypomni.PilnujÄ… mnie tu i nawetnie mogÄ™ uciec.Diabli wziÄ™li wszystko. O rany boskie, ale dlaczego?! Co ci do Å‚ba strzeliÅ‚o?! Bo dla mnie byÅ‚a tylko jedna rzecz na Å›wiecie coÅ› warta powiedziaÅ‚aAnita zimno i zdecydowanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]