[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Długi, czarny samochód powoli parł bezczelnie naprzód.Nie, pomyślał Jack.Sam wprawiam się w przera\enie.Mimo to nie był w stanie ruszyć z miejsca.Patrzył, jak limuzyna dociera dodziedzińca i zatrzymuje się, ale silnik wcią\ pracował.Czarny kierowca, szeroki wbarach jak obrońca futbolowy, wysiadł i otworzył tylne drzwi po prawej stronie.Zsiedzenia bez wysiłku wstał siwowłosy, nieznajomy mę\czyzna w czarnej jesionce, wktórej wycięciu widać było nieskazitelnie białą koszulę i jednobarwny, ciemnykrawat.Mę\czyzna kiwnął głową szoferowi i ruszył z wysiłkiem przez dziedziniec wstronę głównego budynku.Nawet nie spojrzał w stronę Jacka.Szofer ostentacyjnieprzegiął szyję i popatrzył w górę, jakby zastanawiał się, czy mo\e spaść śnieg.Jackcofnął się i patrzył, jak starszy mę\czyzna dochodzi do stopni Thayer Hali.Kierowcanadal demonstracyjnie wpatrywał się w niebo.Jack ruszył tyłem niepostrze\enie wstronę rogu gmachu.Gdy węgieł go wreszcie go osłonił, odwrócił się i pobiegł.Nelson House był trzykondygnacyjnym budynkiem z cegły, który usadowił siępo przeciwnej stronie dziedzińca.Przez dwa okna na parterze Jack dojrzał okołotuzina uczniów najstarszej klasy, napawających się swoimi przywilejami: czytalirozwaleni na sofach, grali beztrosko w karty przy stoliku do kawy.Jeszcze inni gapilisię na coś pod parapetem - pewnie telewizory.Gdzieś w wy\szej części wzniesienia klapnęły niewidoczne, zatrzaskiwanedrzwi.Jackowi mignął Etheridge - wysoki blondyn z ostatniej klasy - maszerujący doswojego dormitorium po uporaniu się ze zbrodniami pierwszorocznych.Jack przeszedł przed frontem budynku.Gdy tylko wyszedł za róg, zakołysałnim silny powiew wiatru.Zobaczył wąskie drzwi z tabliczką (tym razem drewnianą, zczarnym, gotyckim liternictwem), głoszącą: KLATKA 5.Rząd okien sięgałnastępnego rogu.Przy trzecim oknie Jack wreszcie mógł pozwolić sobie na ulgę.W środkubowiem siedział Richard Sloat, z porządnie zahaczonymi za uszy okularami, równozawiązanym krawatem i dłońmi jedynie odrobinę poplamionymi atramentem.Richardsiedział prosto przy biurku i czytał jakąś opasłą księgę, jakby od tego zale\ało jego\ycie.Był zwrócony bokiem do Jacka, który miał czas nasycić się widokiemdoskonale znanego profilu, nim zastukał w okno.Richard poderwał głowę znad ksią\ki.Rozejrzał się nieprzytomnie dokoła,zaskoczony i przestraszony nagłym hałasem.- Richard - powiedział cicho Jack.Nagrodził go widok zdumienia na zwracającej się w jego stronę twarzyprzyjaciela.Wskutek zaskoczenia Richard wyglądał prawie jak idiota.- Otwórz okno - polecił Jack, składając przesadnie starannie usta, by przyjacielmógł zrozumieć słowa z ruchu warg.Richard wstał zza biurka; z powodu wstrząsu wcią\ poruszał się powoli.Jackwykonał ruch, jakby otwierał okno.Gdy Richard do niego dotarł, poło\ył ręce naframudze i przez chwilę popatrzył na Jacka surowo z góry.Krótkie, krytycznespojrzenie wyra\ało, co sądzi o brudnej twarzy Jacka, jego nieumytych, potarganychwłosach, niezwykłym trybie odwiedzin i wielu innych sprawach.Coś ty znowuwymyślił, na miłość boską? Wreszcie otworzył okno.- No có\, większość ludzi korzysta z drzwi - powiedział.- Doskonale - odparł prawie ze śmiechem Jack.- Kiedy będę jak większośćludzi, pewnie te\ będę tak robił.Odsuń się, dobrze?Richard cofnął się parę kroków.Wyglądał jak ktoś przyłapany na wstydliwymuczynku.Jack podciągnął się na parapet i wśliznął głową naprzód.- Uff!- No dobrze.Cześć - rzekł Richard.- Pewnie nawet milo znowu cię widzieć,ale muszę niedługo iść na obiad.Chyba mo\esz wziąć prysznic.Wszyscy inni będą wjadalni na dole.- Umilkł, jakby przestraszył się, \e powiedział za du\o.Jack zdał sobie sprawę, \e będzie musiał postępować z Richardem delikatnie.- Będziesz mógł mi przynieść coś do zjedzenia? Naprawdę umieram z głodu.- Wspaniale - odparł Richard.- Najpierw doprowadzasz swoją ucieczką doobłędu wszystkich włącznie z moim tatą.Potem włazisz tutaj jak włamywacz ijeszcze chcesz, \ebym ukradł dla ciebie jedzenie.Zwietnie.Pewnie.No dobrze.Zwietnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]