[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obowiązek rozwikłania sprawy spadł na nas i, było nie było, należało mu sprostać,szczególnie że ów tajemniczy depozyt obciążał nasze sumienia.Przypuszczenie,iż cenny przedmiot stanowiła zaginiona ozdobna klamka i jej to właśnie pożądałmorderca, wydawało się mało prawdopodobne.W ten sposób, zamiast czym prędzej opuścić okolicę, w której ściele się trupza trupem, a zbrodniarz dyszy zza węgła, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi,wszyscy postanowiliśmy pozostać na miejscu bardzo zgodnie, acz każdy w in-nych intencjach.Lucyna zreflektowała się nieco i jęła starannie dozować posiewypaniki, żeby przypadkiem nie przesadzić i nie wypłoszyć swych sióstr z tak nie-zwykle atrakcyjnego terenu.Poruszona wizją znękanej duszy stryja AntoniegoTeresa załamała się i poniechała protestów.Marek nie zdradził nam swoich poglądów, ale w bierności nie wytrwał.Popołudniu, bez żadnego nacisku, przystąpił do pracy.Obaj z Jędrkiem do wieczoru84 wydłubali dziurę głębokości dwóch metrów.Kamienie i rozmaite żelastwo utwo-rzyły malowniczy stos. No, tego już chyba ten bandyta nie da rady zasypać  powiedziała z satys-fakcją moja mamusia, zaglądając w głąb. Owszem, da radę  odparł Marek i pomógł Jędrkowi wylezć na górę.Nawet bez wielkiego trudu. Jak to? To co zrobimy? Nic.Zobaczymy, co on zrobi.Jędrek spojrzał na Marka z wyraznym niesmakiem i skrzywił się boleśnie.Ciocia Jadzia ustawiła się plecami do zachodzącego słońca i zrobiła kilka zdjęć.Moja mamusia znów zajrzała do dziury. Tyle wykopane!  westchnęła. Co by tu zrobić? Mieliśmy zastawić pułapkę  przypomniała Lucyna. Taką na myszy?  zainteresowała się ciocia Jadzia, zamykając aparat. I szczury  mruknęła zgryzliwie Teresa. Nie wiem, co tu chcecie za-stawiać, chyba wilcze paści czy jak tam się to nazywa. Wilczych nie mamy  ożywił się Jędrek. Są tylko takie na zające, alenie mówcie ojcu, bo już mnie za to kiedyś sprał.Zresztą, i tak się nie zdadzą. To może wilczy dół?  zaproponowała moja mamusia. Nad wilczym dołem właśnie stoisz. Wszyscy się mieli zastanowić i co?  powiedziałam z wyrzutem.Odpowiedniego rodzaju pułapki nikomu się jakoś nie udało wymyślić, padłazatem propozycja stróżowania nad dziurą przez całą noc.Zaprotestowały z wielkągwałtownością dwie osoby: Marek i Teresa. Głupie jesteście potwornie!  wykrzykiwała Teresa, waląc się pięściąw czoło. Zaćmienie umysłowe was opętało! Przecież ten bandyta wymordu-je nas tak samo, jak zabił tego, jak mu tam.no, wnuka notariusza! Na głowętrzeba upaść, żeby mu tu w zęby włazić!!! W jakie zęby, on nie gryzie.Marek ostro poparł Teresę.85  W ogóle mowy nie ma! Nie będę was tu do rana pilnował, ja też się muszęprzespać! Nie nas masz pilnować, tylko studni  poprawiła Lucyna. Akurat! A rano znajdziemy nowe zwłoki, tak? Oj, co on się taki lękliwy zrobił!  powiedziała z niezadowoleniem mojamamusia. On jeden ma trochę rozumu!  wrzasnęła Teresa. Ale rozum, ho, ho! Tyle roboty ma się zmarnować! Pół studni wykopali,żeby teraz głupi bandyta zasypał! Kretynki skończone! Czy wy ciągle nie możecie pojąć, że on was pozabi-ja?! Mnie nie zabije  oświadczyła Lucyna stanowczo. Bo co?! Masz z nim taką umowę?! Nie.Ale ja się schowam.Wcale nie zamierzam pętać mu się pod nosem.W ogóle mnie nie zobaczy. Bardzo dobrze  pochwaliła moja mamusia. Ja też się schowam.Teresa zaczęła jęczeć i chwytać się za głowę. I co ci z tego przyjdzie, że się schowasz, głupia jesteś, ty będziesz schowa-na, a on zawali studnię! A tylko mu się pokaż!Lucyna wzgardliwie wzruszyła ramionami, moja mamusia prychnęła lekce-ważąco. Już się rozpędziłam, żeby mu się pokazywać.Jak tylko zobaczę, że przy-szedł, wystraszę go. Jak?! Zwyczajnie.Zaryczę na niego tak.uuuuuuu! I zobaczycie, że ucieknie. Matko święta!  powiedziała Teresa ze śmiertelną zgrozą.Pomysł wydał mi się wcale nie taki zły, postanowiłam przyłączyć się do tegochowania.Ciemno będzie, ale księżyc przecież trochę świeci.Schowam się w sa-mochodzie i na widok obcej sylwetki zacznę trąbić.Ciocia Jadzia zerwała sojuszz Teresą i drżącym głosem wyraziła chęć przystąpienia do chowającej się ligi.Marek przez chwilę wyglądał tak, że do produkcji nowych zwłok żaden bandzior86 nie wydawał się już potrzebny, ale nagle jakby zmienił zdanie.Przyjrzał się namz rezygnacją i machnął ręką. W porządku, niech wam będzie.Ale pod warunkiem, że ja wyznaczę kolej-ność tego chowania.I żadna nie ma prawa wyłazić za oborę, możecie podglądaćz podwórza.Teresa i ciocia Jadzia poszły na pierwszy ogień.Kryjówkę znalazły sobiew ogródku przed domem, pod krzakiem bzu, gdzie ustawiły dwa stołeczki.Miej-sce wydawało się bezpieczne, bo ogródek był otoczony parkanem, a rodzina spaław pobliżu, tuż za otwartymi oknami, ponadto od zagrożonego terenu oddzielałaje część podwórza i obora.Rzeczywiście, wróciły żywe.Odsiedziałam swoje w samochodzie, wdychając wonie nocy połączone z wo-niami chlewni i gapiąc się na przejście między oborą a stajnią.Księżyc istotnieświecił, we wsi niekiedy poszczekiwały psy, na łące rechotały żaby, a w oborzeczochrały się i pobrzękiwały łańcuchami krowy.Poza tym nie działo się nic i pa-nował święty spokój.Obudziłam w końcu Lucynę i poszłam spać.Przed wschodem słońca dziki rejwach wybuchł w kurniku.Z potwornymwrzaskiem wyleciały z niego wszystkie kury, kaczki i gęsi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl