[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech zawiążą sobie oczy, by uniknąć zawrotu głowy na wysokościach, a gdyprzekręcą kołek na końskiej szyi, zacznie się podróż powietrzna, która skończy się wewłaściwej chwili.161 Wsiadamy, Sanczo surowo obwieścił Don Kichot. Co pomyślą moi poddani na wyspie, której jestem gubernatorem powiedział Sanczo jeżeli tak ich opuszczę i nie wiadomo za ile lat wrócę, bo koń może się zepsuć i powrotnądrogę trzeba będzie odbyć piechotą? Kiedykolwiek wrócisz odezwał się Książę znajdziesz wyspę na miejscu, a poddanychczekających wiernie na wielkorządcę.Nie chcę, oczywiście, wpływać na twoją decyzję, alepowiem ci, Sanczo, że rezygnując z wyprawy dla ocalenia i ogolenia cierpiących, stawiasz sięw świetle, utrudniającym w ogóle powierzenie ci rządów wyspy. Już wsiadam powiedział ostatecznie przekonany Sanczo. Zawiążcie mi oczy, a japolecę się Najświętszej Panience i niech będzie, co będzie.Zanim jednak naprawdę wsiedli, Don Kichot wziął jeszcze giermka na stronę izaproponował mu, żeby przed podróżą udał się pod pretekstem zabrania potrzebnych wdrodze rzeczy do swej izdebki i tam wymierzył sobie choć z pięćset batów na rachunek tychtrzech tysięcy dwustu dziewięćdziesięciu pięciu, jakie mu jeszcze zostały. Niech Bóg broni! wykrzyknął Sanczo. Poranionym tyłkiem mam potem siadać na tejkońskiej desce? Nie, wasza niedomyślność, nic z tego; po powrocie to co innego; wtedywszystko załatwię z taką gorliwością, że będziecie zadowoleni. Ta obietnica mi wystarczy skinął głową Don Kichot i ruszył w stronę konia, a SanczoPansa, choć nieco ociągając się, za nim.Wsiedli, dali sobie zawiązać oczy i Don Kichot położył rękę na kołku; ledwie to uczynił,rozległy się okrzyki hrabiny Trifaldi i pozostałych dwunastu duenii, a wszystkie te głosybrzmiały raczej jak męskie nizli niewieście, co związane być musiało z wpływem bród nacały organizm. Już unieśliście się nad ziemią! wołały ochmistrzynie. Coraz wyżej i wyżej! Przecinacie powietrze szybciej niż strzała! Jak wysoko, jak wysoko! Zdumiewacie wszystkich, którzy z zadartymi głowami was oglądają! Uważaj, nieustraszony Sanczo, byś nie spadł! Oj, chwiejesz się na tym łęku, chwiejesz! I wy, Don Kichocie z La Manczy, uważajcie, bo gdybyście runęli z takiej wysokości, nicwas nie ocali!Sanczo dla pewności mocno oplótł swego pana ramionami i zapytał: Jakże nas widzą, jeżeli lecimy tak wysoko, i czemu głosy ich dochodzą mnie takwyraznie? Nie zastanawiaj się nad szczegółami poradził Don Kichot bo cały nasz lot wykraczapoza znane prawa natury i należy do dziedziny czarnoksięskiej, w której prawa te nie sąważne.Ale nie łap mnie tak kurczowo, bo razem spadniemy.Nie ma przecież powodu dolęku: lot drewnianego konia jest tak łagodny jakby stał w miejscu.Gdyby nie ten wiatr z tyłu,nie czułbym, że lecimy. I ja czuję taki wiatr przyznał Sanczo Pansa jakby wielkie miechy we mnie dmuchały.Nie da się ukryć (choć przed podróżnikami było to ukryte), iż naprawdę dmuchały na nichwielkie miechy, poruszane przez sługi książęcej pary.Po chwili zaprzestano dmuchania izaczęto Don Kichota i Sancza Pansę ogrzewać zapalonymi pakułami na długich trzcinach. Teraz jesteśmy w sferze ognia oznajmił Don Kichot. Czuję to rzekł Sanczo Pansa a nawet obawiam się, że całą brodę mam osmaloną.Zaraz odsłonię oczy i zobaczę, gdzieśmy dotarli. Nie czyń tego, bo cię oślepi ostrzegł Don Kichot. Lepiej zdajmy się na wroga, którynas wezwał, bo zależy mu przecież, żebyśmy dotarli na miejsce w dobrym porządku. Ale nie zależy mu na naszych siedzeniach odparł Sanczo Pansa. Moje na przykładjest już dosyć obolałe.162Nie wiadomo, czy z litości nad obolałym siedzeniem giermka, czy znudzony zabawą,Książę dał znak, że czas kończyć przygodę.Przytknięto ogień do ogona drewnianego konia, aponieważ był on nafaszerowany racami i petardami, rozległ się huk i wszystko się rozleciało;osmoleni Don Kichot i Sanczo Pansa znalezli się na ziemi.Kiedy się pozbierali i ściągnęli przepaski z oczu, stwierdzili ze zdumieniem, iż znajdują sięw tym samym ogrodzie, z którego, dosiadłszy drewnianego konia, wzbili się w przestworza.Naokoło leżało całe towarzystwo jakby omdlałe, a po hrabinie Trifaldi i pozostałych dueniachnie było śladu.W klombie pośrodku ogrodu tkwiła za to potężna dzida, a na niej zawieszonybył pergamin z wielkim złotym napisem, który Don Kichot głośno odczytał: Mądry Malambruno uznaje warunki za spełnione wskutek samego podjęcia podróży nadrewnianym koniu przez nieustraszonego Don Kichota z La Manczy i jego wiernego giermkaSancza Pansę.Mądry Malambruno rezygnuje z walki i przywraca właściwą postać DonKlawichowi i Antonomasji, jak również niewieścim podbródkom hrabiny Trifaldi, zwanejduenią Doloridą, i pozostałych dwunastu duenii.Triumfujący Don Kichot zaczął budzić z omdlenia Księcia i Księżnę i podsuwać im podoczy ostatni komunikat czarnoksiężnika.Dali się wreszcie doprowadzić do zmysłów, a z nimiwszyscy obecni przy tym dworzanie, i gratulując błędnemu rycerzowi zwycięstwa nadMalambrunem, dopytywali się o wrażenia z podróży.Don Kichot wypowiadał siępowściągliwie, ale Sanczo Pansa zaraz się rozgadał, utrzymując, że w trakcie drogi raz po razuchylał chustki i spoglądał to na ziemię, to znów na niebo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]