[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wziął szklanki i raptem znieruchomiał, wpatrzony w jakiś punkt ponadmoim ramieniem. Niech pan spojrzy, to Seamas Lynch z Dużego Domu.Nie powiem mu, kimpan jest.Obróciłem się i zobaczyłem, że w nasza stronę zmierza jakiś mężczyzna.Byłto duży Irlandczyk, ciemny niczym Hiszpan, szczupły i muskularny.O Donovan postawił nasze szklanki na ladzie. A ty czego się napijesz, Seamas? Połóweczkę rzekł Lynch.O Donovan wziął szklankę i odwrócił się, żeby ją napełnić. Seamas, kiedy Jaśnie Pan odpływa tą swoją wielką łódką? -rzucił przezramię.Lynch wzruszył ramionami.131 Kiedy mu przyjdzie ochota, Sean O Donovan.O Donovan postawił szklaneczkę przed Lynchem.Zauważyłem, że irlandzka połóweczka jest mniej więcej wielkości angielskiej podwójnej. Aaa, miło być bogatym rzucił barman. I mieć tyle czasu, ile duszazapragnie. Może Izba Gmin ma akurat przerwę w posiedzeniach zauważyłem. No to powinien się teraz spotykać ze swoimi wyborcami, a tu ich nie ma powiedział O Donovan i zwrócił się do Lyncha. Ten dżentelmen jest nawakacjach i zwiedza naszą piękną Irlandię.Lynch spojrzał na mnie. Więc uważa pan, że Irlandia to piękny kraj, co?Nie tyle co, ile jak to powiedział spowodowało, że zacząłem mieć się na bacz-ności.W jego głosie usłyszałem prawie nie skrywaną pogardę. Tak odrzekłem. Myślę, że to bardzo piękny kraj. A dokąd się pan teraz wybiera? zapytał O Donovan.Ogarnęło mnie natchnienie i opowiedziałem im prawdziwą historię. O ile wiem, mój dziadek ze strony matki wiele lat temu pełnił funkcjękapitana portu w Sligo.Właśnie się tam wybieram.Chcę sprawdzić, czy uda misię odszukać rodzinę. Ha! rzucił Lynch. Wszyscy Anglicy, których spotkałem, twierdzili, żemają irlandzkich przodków. Teraz-już nie ukrywał swojej pogardy. I jeszczemówią, że są z tego dumni! Z tego, co gadają, można by sądzić, że BrytyjskiParlament powinien mieć siedzibę w Dublinie!Omal mnie nie poniosło, ale udało mi się nie podnieść głosu. Może to i prawda.Może wszystko bierze się stąd, że wasze dziewczyny niemogą na miejscu znalezć dobrych mężów i muszą ich szukać po drugiej stronieMorza Irlandzkiego powiedziałem chłodno.Twarz Lyncha pociemniała i mocniej zacisnął dłoń na szklance.wyprostowałsię znad baru, O Donovan rzucił ostro: Dość tego, Seamas.Masz, na coś sobie zasłużył.Rzadko ci się to trafia.Pijtą whiskey, albo odstaw szklaneczkę na ladę.Nie ścierpię tu żadnej bijatyki i jakzaczniesz, sam ci przyłożę w łeb butelką.Lynch wykrzywił się do mnie szyderczo i odwrócił plecami. Sam pan rozumie, Anglicy nie są tu szczególnie lubiani -powie działO Donovan niezbyt przepraszająco.Kiwnąłem głową. I o ile wiem, są ku temu powody.Ale tak się akurat składa, że nie jestemAnglikiem.Pochodzę z Australii.Oblicze barmana rozjaśniło się. Naprawdę? Coś takiego! Mogłem się tego domyśleć widząc, jak ładniei z jakim szykiem zachował się pan w obliczu prowokacji.Australia to wspaniały132kraj, naprawdę wspaniały.Dopiłem whiskey, bo zauważyłem, że Alison przywołuje mnie wzrokiem.O Donovan przyglądał się z aprobatą, jak w zaledwie cztery sekundy opróżniłemirlandzką miarkę trunku.Odstawiłem pustą szklaneczkę. Miło się z panem gadało, panie O Donovan.Jeszcze tu wrócę. I będzie pan miłym gościem odwzajemnił się układnie.Ruszyłem, by dołączyć do stojącej przy drzwiach Alison.Lynch wystawił dotyłu nogę, kiedy go mijałem, ale nie, nie szukałem zaczepki.Zręcznie ominąłemprzeszkodę i poszedłem dalej.Alison była już przed sklepem.Właśnie miałem do niej dołączyć, ale odstąpi-łem od drzwi, chcąc zrobić przejście dużemu facetowi, który akurat pakował siędo środka.Minął mnie i raptem zatrzymał się niezdecydowanie.Dałem chodu.To był Taafe i jeśli nawet jego procesy myślowe uległy zwol-nieniu, to przecież całkowicie nie ustały.Podczas gdy jego ptasi móżdżek po-dejmował decyzję, jak zachować się w takiej sytuacji, ja wypadłem na zewnątrzi chwyciłem Alison za ramię. Pędz do samochodu! rzuciłem w pośpiechu. Mamy kłopoty.To, co mi się podobało w Alison, to jej lotny umysł.Nie traciła czasu i nie ob-stawała przy wyjaśnieniach, ale natychmiast co sił w nogach ruszyła przed siebie.Musiała być w doskonałej formie, bo gnała szybciej ode mnie i na dystansie stumetrów wyprzedziła mnie o dziesięć.Za sobą słyszałem ciężki łomot buciorów i podejrzewałem, że ich właści-cielem jest nie kto inny tylko Taafe.Zapadał już zmierzch, od zachodu sączyłysię promyki anemicznego światła, dlatego nie zauważyłem, że jakieś dwadzieściametrów od miejsca, gdzie zostawiliśmy samochód, suszy się rybacka sieć.Nogizaplątały mi się w oczka i jak długi runąłem na ziemię.To ułatwiło Taafemu zadanie.Słyszałem, jak nadbiegał, słyszałem skrzyp jegobutów, słyszałem też ryk uruchamianego przez Alison silnika.Następne wrażenie,jakie odebrałem, sprowadzało się do jednego: do bardzo solidnego, potężnego ko-pa, jakiego podarował mi niemy Walijczyk.Miał buty a la skinhead, najprawdopo-dobniej z noskami okutymi blachą i jeden z tych buciorów wbił mi się z niebywałąsiłą w bok.Taafe, oczywiście, nie wydał z siebie żadnego dzwięku, tylko ciężkodyszał.Przetoczyłem się na plecy, desperacko szarpiąc zaplątaną stopę, tymczasemnoga chwackiego Walijczyka minęła moją głowę ledwie o włos, tak blisko, żepoczułem podmuch wiatru.Gdyby trafił, wszystkie światła tej ziemi by dla mniezgasły, kto wie, może i na zawsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]