[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili zniknęła im z oczu.Tarlach przygarnął do siebie Panią Morskiej Twierdzy, jakby obawiał się, że nawet teraz może wciągnąć ją zamykająca się brama.Puścił ją dopiero wtedy, gdy brama zniknęła.— Uno, chciałbym, żebyś towarzyszyła moim żołnierzom…Spojrzała mu w oczy i zrozumiał, że głazy jej starożytnego zamku byłyby bardziej uległe.— Pod żadnym pozorem nie pozwolę, żebyś tylko ty przyjął na siebie całą odpowiedzialność.Razem będziemy ją ponosić, ty jako dowódca moich żołnierzy, ja zaś dlatego, że to moja Dolina i że ta wojna wybuchnie z mojej woli.Będziemy dzielić się skutkami dopóty, dopóki się nie skończy.— Dodała miękko: — Czy pożyłabym długo, gdyby Ciemność wtargnęła do naszego świata, Tarlachu?— Nie.Jeżeli tamta brama się otworzy, wszyscy zginiemy — przyznał.— Pochłonęłaby nas prędzej czy później.— Wyprostował się.— Czas iść.Czy mam przekazać innym te nowiny?Una zastanawiała się chwilę.— Nie — powiedziała w końcu.— W każdym razie nie moim ludziom.I tak muszą walczyć.Po co budzić w nich nowy strach, jeżeli nic, co zrobią, nie zmniejszy ryzyka? Będą obstawali przy ataku na samą Kolebkę.Pokręcił z niechęcią głową,— Tak jak ty nie chciałbym obciążać ich dodatkowym brzemieniem tego, czego nie będą mogli kontrolować.Niech skoncentrują się na walce z ludźmi bez lęku, że obudzą złe siły.Wszystko było gotowe, kiedy weszli do wielkiej sali.Szybko pożegnali się z tymi, którzy nie mogli im towarzyszyć.Ruszyli w stronę statku mającego zawieźć ich na pole bitwy, która mogła zdecydować o losie ich świata.Elfthorn wraz z całą swoją załogą stał u wejścia do zamku, ale zamiast jak inni życzyć im szczęścia, zrównał się z nimi.— Proszę cię o łaskę, kapitanie.— Czego pragniesz, przyjacielu? — zapytał Tarlach.chociaż odgadł, o co go poproszą.— O miejsce na pokładzie „Mewy”.Powiedziałem wam, że Gunwold i ja byliśmy rywalami, ale nie dzieliła nas nienawiść.Nie wspomniałem jednak, że wychowywaliśmy się na jednej barkentynie.Chciałbym pomścić jego śmierć i cierpienia, które zadał wam pan Kruczego Pola, wam, którzy ocaliliście życie mnie i moim ludziom, a potem przyjęliście nas tak dobrze.— Masz je, także udział w desancie.Twoja siła i odwaga bardzo nam się przydadzą w walce, jaka nas czeka.Rozdział dwudziesty czwartyTarlach stał na pokładzie „Mewy” obserwując surowe i piękne wybrzeże Kruczego Pola.Zdjął hełm–maskę i otulił się opończą, którą mógłby nosić każdy z marynarzy Morskiej Twierdzy.Będąc tak blisko wykonania swego zadania, nie chciał, żeby wróg w jakikolwiek sposób odgadł ich prawdziwe zamiary.Szczególnie zależało mu na tym, by nie dowiedziano się o obecności Sokolników na pokładzie „Mewy”, zanim nadejdzie czas ataku.Początkowo był pełen napięcia, gdyż przypomniał sobie nagłą panikę, jakiej uległ na „Gwieździe Dionu”, ale ta nieprzyjemna reakcja już się nie powtórzyła i Tarlach czuł, że się od niej uwolnił na zawsze.Mimo to był w złym nastroju.Jeżeli plany zawiodą, jego ukochaną Dolinę czekają miesiące rzezi i zniszczeń.Wiedział, że ani on sam, ani nikt z jego kompanii nie chciał myśleć o podobnej strasznej perspektywie.Niewiele więcej wiedział o uczuciach, jakie jego towarzysze żywili do Morskiej Twierdzy.Tak, lubili tę Dolinę, lecz nie zdziwiłby się, gdyby się okazało, że większość z nich lub nawet wszyscy przywiązali się do niej tak jak on.Te góry rzucały potężne czary…Potrząsnął głową.Może w ten sposób tylko sam przed sobą ukrywał, usprawiedliwiał większą słabość, próbując przypisać swoje uczucia innym.Zamknął oczy.Przerażenie, z którym walczył, nagle chwyciło go za serce tak mocno, że musiał uchwycić się balustrady, aby nie ugiąć się pod jego atakiem.Czy to wszystko ma jakiekolwiek znaczenie, jeżeli rzeź, do której wkrótce dojdzie w pobliżu Kolebki, dostarczy Psu Ciemności potrzebnego mu jeszcze pożywienia? Uwierzył widmowej Unie.Wierzył w prawdziwość jej ostrzeżenia.w grożącą im wszystkim zagładę, i zadrżał namyśl, że atak, którym będzie dowodził, sprowadzi to nieszczęście na High Hallack i może na cały świat.Tego było za wiele.Zbyt wielka to odpowiedzialność jak na jednego człowieka…— Tarlachu?Odwrócił głowę, usłyszawszy ciche wołanie.Był tak pogrążony w myślach, że nie usłyszał lekkich kroków Uny.— Przedtem było już dostatecznie źle — powiedział nie kryjąc przed nią strachu, jaki nim owładnął.Przecież ona również to wszystko wytrzymała.Jak mogli nie drżeć z lęku? Nikt zdrowy na umyśle nie przyjąłby tego wyzwania bez obawy.— Dobrze zrobiliśmy zachowując to w tajemnicy — odrzekła.— Nie mam doświadczenia w prowadzeniu wojny, ale myślę, że gdyby się dowiedzieli, zmniejszyłoby to ich zdolność do walki nawet z ludźmi.— Odetchnęła głęboko.— Czy powinniśmy dalej wprowadzać w życie nasze plany, Tarlachu? Una powiedziała nam, że musimy powstrzymać Ogina, lecz ceną może być śmierć nas wszystkich.— Musimy — odpowiedział stanowczo.— Jeżeli on i jego rzeźnicy pozostaną przy życiu, będą nadal żywić Psa Ciemności, skoro już zdołali go obudzić.Gdybym nie był o tym głęboko przekonany, nie zaryzykowałbym bitwy w zatoczce, nawet jeśli oznaczałoby to, że wszyscy unikną kary za zbrodnie.— Pochylił głowę i wpatrzył się w ocean nie widzącymi oczami.— To jedno z największych naszych zmartwień.Tak wiele od nas zależy, a przecież właściwie nie mamy wyboru.Kapitan zadrżał i ciaśniej otulił się opończą pod smagnięciem zimnego podmuchu, przenikającego przez gruby materiał z taką łatwością, jakby go wcale nie było.Spojrzał z niepokojem na niebo, ale nie dostrzegł tam nic niepokojącego.Ten chłodny wiatr był tylko oznaką szybko zbliżającej się jesieni, a nie zwiastunem sztormu.Unie przyszła do głowy ta sama myśl.— Wygląda na to, że zima przyjdzie wcześniej w tym roku i że będzie sroga.— Tak.— Jeżeli wojna się przeciągnie…— Nie planuję tego — odparł nieco za ostro Tarlach.Po chwili opanował się i dodał: — Przepraszam cię, pani.Spróbuj przynajmniej tym się nie martwić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]