[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak jest, towarzyszko major - zasalutował młody człowiek.Skinęła tylko, wskazując na swe cywilne ubranie i ruszyła na górę.Pistolety w kaburach obijały się jej o biodra.Amery­kańskie Orły wygrawerowane na lufach wywoływały zdziwie­nie towarzyszy w Indianie.Uśmiechnęła się myśląc o tym.Był to prezent, dowód przyjaźni, więc będzie je nosiła cały czas.Stojąc na ostatnich stopniach schodów, spojrzała na czerwono-pomarańczową kulę słońca nad taflą jeziora.“Ile czasu jesz­cze zostało?” - zastanawiała się.Pomyślała o Rourke’u.Po­trząsnęła głową, odrzucając do tyłu włosy.Przez mosiężne drzwi weszła do muzeum.Szła przez obszerny główny hall.Zo­baczyła mastodonty, które jej wuj studiował prawie obsesyjnie.Ujrzała go tak, jak się spodziewała, stojącego na małym balko­nie półpiętra, wpatrzonego w ciała ogromnych zwierząt,W hallu był duży ruch.Nie zważała na ludzi.Mijając w bie­gu ich i mastodonty, zawołała:- Wujku Ismaelu? Odwrócił ku niej twarz.- Wujku!Dostrzegła uśmiech na jego mięsistych wargach.Wbiegła po schodach, po dwa stopnie na raz.Rozłożył na powitanie ramio­na, a poły jego kurtki rozchyliły się, ukazując wydatny brzuch.Brzuch wuja był zawsze taki sam, jak daleko sięgała pamięcią.Przypominał brzuch jej ojca.Rzuciła mu się w ramiona, jak cór­ka.Objęła go za szyję i poczuła jego mocny uścisk.- Natalia Anastazja - wyszeptał.- Wujek - uścisnęła go mocniej.- Nic ci nie jest, dziecko? - spytał ją.Objął ją ramieniem i zwrócił się w kierunku głównego hallu.Stała obok niego.- Nie, wujku, nic mi nie jest.- Ta śnieżyca.Kiedy usłyszałem, że nasze oddziały odnala­zły cię, moje serce, jeśli to w ogóle możliwe w przypadku sta­rego człowieka, zaśpiewało - powiedział nie patrząc na nią.Przyglądała się jego twarzy.- Gdy nie otrzymałem wiadomości od amerykańskiego pre­zydenta, Chambersa, zacząłem się o ciebie bać.- John Rourke zabrał nas wszystkich z Florydy, wujku.Po­mógł Paulowi Rubensteinowi odnaleźć rodziców.Wystartowa­liśmy w.- W chwili ostatecznego wstrząsu.Dzięki.- spojrzał na nią i zaśmiał się.- Tak, Leninowi niech będą dzięki, moje dziecko.- znowu zarechotał.- Ten mężczyzna, tajny agent, który był z tobą, kiedy znaleźli was żołnierze, domyślam się, że to był ów młody Żyd, Paul Rubenstein.- Tak, wujku - odpowiedziała cicho, patrząc w bok.- Nie mogłam.- Zdradzić przyjaciela? Wiem, że nie byłabyś do tego zdolna, moje dziecko.Ale powiedz mi, to ważne, czy ten młody.- Tak, to był Paul Rubenstein - powiedziała szukając w tor­bie papierosów.Wyjęła jednego i zapalniczkę.Zapaliła, mocno zaciągając się dymem.- Palenie to zły nawyk.Palisz coraz więcej od śmierci Karamazowa.- Wiem - uśmiechnęła się wypuszczając dym nosem.Popa­trzyła, jak niebieski obłok wisiał przez chwilę w powietrzu, pó­ki się nie rozproszył.- Nie prędko zobaczysz Rourke’a.Przejmujesz się tym?- Czy został poj.- Pojmany? Czasami przypomina bardziej ducha niż czło­wieka.Nie, nie złapaliśmy go, ale muszę się z nim zobaczyć.Właśnie uniosła papierosa, by się zaciągnąć, gdy poczuła, że drżą jej ręce.- On nie jest.- W takim razie źle to powiedziałem - Warakow uśmiechnął się.- Czy możesz dla mnie odnaleźć Rourke’a?- Wujku, ja.- Nie prosiłbym cię, gdyby ta sprawa nie była taka ważna.Potrzebuję kogoś z poczuciem honoru, kogoś, kto.Zresztą wy­tłumaczę ci to później, Natalio.Nie możesz go dla mnie znaleźć?- Nie wiem, gdzie go szukać, wujku - odpowiedziała.- Wy­jechał na poszukiwanie żony i dzieci.Rozstaliśmy się w śnie­życę.- Pojechał sam, a Rubensteina posłał z tobą dla bezpieczeń­stwa?- Tak.Próbowałam mu wytłumaczyć, że mogłabym.- Postąpił jak prawdziwie kochający mężczyzna.Jest odpo­wiedzialny za dwie kobiety i wobec obu lojalny.Szuka jednej, tymczasem drugą, która doskonale poradziłaby sobie sama bez niczyjej opieki, oddaje w opiekę swemu najlepszemu przyjacie­lowi.Zrobił to samo, co ja zrobiłbym na jego miejscu.Powinien być Rosjaninem ten Rourke.- Chciałabym, żeby był - uśmiechnęła się.Nie patrzyła na Warakowa, gdy powiedział:- Opisz mi najdokładniej Rubensteina i jego samochód.- Motor.Taki sam jak Rourke’a, cały niebieski.- Tak, niebieski motor.A kierunek, w którym jedzie? Nawet teraz, w odwrocie, Rożdiestwieński przegrupowuje moje od­działy, przygotowując siłę uderzeniową.Muszę porozmawiać z Rubensteinem, aby odnaleźć Rourke’a.On ma miejsce, z któ­rego może działać, a ten Żyd może go odszukać.Muszę się wi­dzieć z Rourke’em.- Po co? - spojrzała na wuja.- Musisz mi zaufać, że nic nie stanie się ani jemu, ani Rubensteinowi.W czasie, gdy moi ludzie będą szukali tego młodego człowieka, mam dla ciebie zadanie do wykonania.Jest to chyba najtrudniejsze zadanie, jakie kiedykolwiek otrzymałaś.- Gdzie mam jechać, wujku?- Do gabinetu Rożdiestwieńskiego.Chodźmy, opowiem ci wszystko.Zgasiła papierosa w popielniczce.Jej dłonie były spocone.Powoli, bo chore nogi Warakowa nie pozwalały mu chodzić szybko, zeszli na dół do hallu.ROZDZIAŁ XXVINehemiasz Rożdiestwieński rozparł się wygodnie w fotelu.- Tak.Tak, towarzyszu.Nie słyszę was!.Połączenie.teraz słyszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl