[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poirot rozejrzał się dookoła.Jego wzrok przyciągnęła torebka, którą zostawiła na stole Lucia.- Jedna z pań zostawiła swoją torebkę - zauważył, biorąc ją do ręki.Tredwell podszedł bliżej.- To własność pani Amory, sir.- Tak - potwierdził Hastings.- Zauważyłem, jak ją tu kładła tuż przed wyjściem z pokoju.- Tuż przed wyjściem z pokoju? - rzekł Poirot.- Dziwne.- Poło­żył torebkę na kanapie, marszcząc w zamyśleniu brwi.- Jeżeli chodzi o zamknięcie drzwi, sir - kontynuował Tredwell po krótkiej przerwie - pan powiedział mi.Poirot przerwał mu, raptownie otrząsając się z zadumy.- Tak, tak, muszę dowiedzieć się wszystkiego.Chodźmy tędy - zaproponował, wskazując na drzwi prowadzące do frontowej czę­ści domu.Tredwell skierował się w tamtą stronę, a Poirot poszedł za nim.Jednakże Hastings zatrzymał ich, oznajmiając z ważną miną:- Ja chyba tu zostanę.Poirot odwrócił się,i spojrzał nań pytająco.- Nie, nie, chodź z nami, proszę - powiedział wesoło.- Ale czy nie sądzisz, że lepiej.- zaczął Hastings, ale Poirot mu przerwał, tym razem poważnym, uroczystym tonem:- Potrzebuję twojej współpracy, przyjacielu.- No cóż, dobrze, w takim razie oczywiście.Wszyscy trzej wyszli razem z pokoju, zamykając za sobą drzwi.Zaledwie kilka sekund później drzwi wychodzące na korytarz otwo­rzyły się powoli i weszła ukradkiem Lucia.Rozglądając się spiesznie dookoła, jak gdyby w celu upewnienia się, że w pokoju nie ma niko­go, podeszła do okrągłego stołu na środku pokoju i wzięła do ręki fi­liżankę sir Clauda.Wyraz jej twarzy z niewinnego stał się teraz prze­biegły, hardy; wyglądała na dużo starszą.Wciąż stała z filiżanką w ręku, jak gdyby nie mogąc się zdecydo­wać, co ma robić, kiedy otworzyły się drugie drzwi, te prowadzące do frontowej części domu, i do biblioteki wszedł Poirot.- Pani pozwoli, madame - powiedział, na co Lucia wzdrygnęła się gwałtownie.Podszedł do niej i wziął filiżankę z miną człowieka pozwalającego sobie na prosty gest uprzejmości.- Ja.ja.przyszłam po torebkę - wydusiła z siebie Lucia.- Ach, tak.Chwileczkę, gdzie ja widziałem damską torebkę? Ach, tak, tutaj.- Wziął torebkę z kanapy i wręczył ją dziewczynie.- Dziękuję bardzo - powiedziała, rozglądając się dookoła w roz­targnieniu.- Nie ma za co, madame.Rzucając detektywowi krótki, nerwowy uśmiech, Lucia wyszła spiesznie z pokoju.Poirot przez kilka chwil stał nieruchomo, po czym wziął do ręki filiżankę sir Clauda.Powąchał ją ostrożnie, wyjął z kie­szeni probówkę i przelał tam kilka kropel kawy, jakie jeszcze zostały na dnie.Potem zaczął rozglądać się po pokoju, licząc głośno filiżanki.- Jedna, dwie, trzy, cztery, pięć, sześć.Tak, sześć filiżanek.Zmarszczył brwi, zamyślony, ale nagle w jego oczach pojawił sięmłodzieńczy błysk, który u niego zawsze był oznaką wewnętrznego podniecenia.Podszedł szybkim krokiem do drzwi, przez które nie­dawno wszedł, otworzył je i ponownie zatrzasnął głośno; potem podbiegł do okna i schował się za kotarą.Po kilku chwilach drugie drzwi, wychodzące na korytarz, znowu się otworzyły i weszła Lucia, tym razem jeszcze ostrożniej niż przedtem; widać było, że ma się na baczności.Rozglądając się dookoła, tak by mieć wszystkie drzwi w zasięgu wzroku, chwyciła filiżankę, z której pił kawę sir Claud, i obrzuciła pokój badawczym spojrzeniem.Jej wzrok przyciągnął stoliczek w pobliżu wyjścia na korytarz, na którym stała roślina w dużej doniczce.Do tej doniczki Lucia wrzuci­ła filiżankę sir Clauda.Potem, wciąż obserwując drzwi, postawiła koło zwłok inną filiżankę.Ruszyła szybko do drzwi, ale właśnie wte­dy otworzyły się one i wszedł Richard w towarzystwie wysokiego, jasnorudego mężczyzny po trzydziestce, o miłym, choć nieco suro­wym wyglądzie.Przybysz miał w ręku torbę lekarską.- Lucia! - wykrzyknął Richard, zdumiony.- Co ty tu robisz?- Ja.ja.przyszłam po torebkę - wyjaśniła.- Witam, doktorze Graham.Przepraszam - rzuciła, mijając ich w pośpiechu.Kiedy Ri­chard patrzył, jak odchodzi, zza kotary wynurzył się Poirot.Zbliżył się do dwóch panów, jak gdyby właśnie wszedł do pokoju innymi drzwiami.- Ach, to monsieur Poirot.Pan pozwoli, to jest doktor Graham.Kenneth Graham.- Detektyw i lekarz ukłonili się sobie; doktor Gra­ham podszedł niezwłocznie do ciała, aby je zbadać, obserwowany przez Richarda.Herkules Poirot, na którego nikt już nie zwracał uwa­gi, chodził po pokoju, z uśmiechem przeliczając ponownie filiżanki.- Jedna, dwie, trzy, cztery, pięć - mruczał.- Pięć, faktycznie.Twarz mu się rozjaśniła; niezwykle zadowolony, uśmiechnął się ta­jemniczo.Wyjął z kieszeni probówkę i, spoglądając na nią, pokręcił wolno głową.Tymczasem doktor Graham zakończył pobieżne oględziny zwłok sir Clauda Amory'ego.- Niestety - powiedział do Richarda - nie będę mógł wystawić aktu zgonu.Sir Claud był całkowicie zdrowym człowiekiem i wydaje · mi się nieprawdopodobne, żeby mógł dostać nagłego ataku serca.Obawiam się, że będziemy musieli wyjaśnić, co jadł lub pił w ostat­nich godzinach swego życia.- Wielkie nieba, stary, czy to naprawdę konieczne? - zapytał Ri­chard z nutką trwogi w głosie.- Jadł i pił to samo, co my wszyscy.To absurdalne sugerować.- Ja niczego nie sugeruję - przerwał doktor Graham stanow­czym, autorytatywnym tonem.- Mówię ci, że trzeba będzie przepro­wadzić śledztwo, a koroner z pewnością będzie chciał ustalić przy­czynę zgonu.Teraz po prostu nie wiem, co było przyczyną śmierci sir Clauda.Każę zabrać jego ciało i załatwię przeprowadzenie sekcji jutro rano, w pierwszej kolejności.Jeszcze tego samego dnia powi­nienem przynieść ci jakieś wiadomości.Wyszedł szybko z pokoju, a za nim podążył Richard, wciąż usiłu­jąc go przekonać.Poirot patrzył za nimi, po czym odwrócił się, by raz jeszcze spojrzeć na ciało człowieka, który tak nalegał na jego przyjazd z Londynu.- Co chciałeś mi powiedzieć, przyjacielu? Czego się obawiałeś? - myślał głośno.- Chodziło tylko o kradzież wzoru czy bałeś się tak­że o swoje życie? Liczyłeś na pomoc Herkulesa Poirot.Wezwałeś go za późno, ale on postara się odkryć prawdę.Potrząsając głową w zamyśleniu, Poirot zaczął zbierać się do wyjścia, kiedy pojawił się Tredwell.- Zaprowadziłem tamtego dżentelmena do jego pokoju, sir - po­wiedział.- Czy mogę zaprowadzić pana do pańskiego pokoju na gó­rze, który sąsiaduje z tamtym? Pozwoliłem sobie również przygoto­wać lekki posiłek dla obu panów, po podróży.Pokażę panu, gdzie znajduje się jadalnia.Poirot skinął głową na znak aprobaty.- Bardzo wam dziękuję, Tredwell.Tak się składa, że mam za­miar poprosić pana Amory'ego, żeby ten pokój pozostał zamknięty do jutra, kiedy to powinniśmy dowiedzieć się czegoś więcej na temat dzisiejszego smutnego wydarzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl