[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwilę potem za jego plecami zgromadzili się wszyscy pozostali członkowie grupyatakującej.Młodzieniec uświadamiał sobie, \e na mostku kryją się przytomni wrogowie.Wyczuwał jednak ich obecność jak przez mgłę i nie mógłby powiedzieć, ilu ich jest ani czy wogóle są zdolni do walki.W pewnej chwili Z Y V 2-1S odwrócił ku niemu głowę.- Mostek zabezpieczony, ale nieprzyjaciele trzymają tam jednego zakładnika, JediRhysode a - zameldował.Anakin zauwa\ył, \e płytki fotoreceptorów androida są popękane ipokryte posoką ogłuszających chrząszczy.- W tej chwili wyprzedzamy harmonogram o dwieminuty i jedenaście sekund, proszę pana.- A spodziewałeś się, \e będziemy mieli opóznienie? - zapytał Anakin.Zamierzał topowiedzieć buńczucznym tonem, jaki często słyszał w głosie ojca, ale poczuł tak silny ból wokolicy \ebra, \e ostatnie dwa słowa właściwie wyjęczał.Spojrzał na mostek.- Niewyglądasz najlepiej, Dwa-Jeden-S - dodał po chwili.- Skończymy to bez ciebie.- Potwierdzam - odparł android.- Systemy sensorów nie działają stabilnie.Nie chcąc ryzykować, \e znów wpadnąw jakąś zasadzkę, kiedy przedostaną się namostek przez poszarpaną błonę drzwiową, Anakin podczołgał się do jednej z wypalonychdziur w ścianie i ostro\nie zerknął do środka.Na końcu mostka zobaczył nieruchome ciałakilkunastu yuuzhańskich wojowników.Większość sprawiała wra\enie pora\onych usypia-jącym gazem.Niektórzy mieli na twarzach gnullithy, bez wątpienia zało\one przez\yczliwych towarzyszy, którzy nie uświadamiali sobie, \e aby obudzić ich kolegów,potrzebna jest odtrutka.Pięciu czy sześciu innych członków załogi le\ało w pozycjach, wjakich zginęli, trafieni blasterowymi błyskawicami.Z otworów w ich pancerzach z kraba von-duun i z ran wcią\ jeszcze unosiły się smu\ki dymu.Percepcyjny kaptur wykorzystywany przez yuuzhańskiego pilota do orientowaniajednostki w przestworzach unosił się kilka centymetrów nad pozbawioną wyrazu twarząuśpionego wojownika.Kilka par neuronowych rękawic, u\ywanych do wydawania poleceńpokładowym systemom, spoczywało nieruchomo na pulpitach kontrolnych konsolet.W nie-których wcią\ jeszcze tkwiły dłonie uśpionych członków załogi yuuzhańskiego patrolowca.Anakin z rozczarowaniem stwierdził, \e fotel dowódcy jest pusty, a w promieniu kilkumetrów od niego nie widać \adnego ciała.Oznaczało to, \e Duman Yaght nie zostałsparali\owany ani uśpiony.- Nie widzę nikogo ani niczego, co by się poruszało - odezwał się, zwracając się doLowbaccy, Tesara i pozostałych członków grupy atakującej.- Bądzcie jednak ostro\ni.Musimy uwa\ać, \eby przez pomyłkę nie postrzelić Gannera.- Jesteś pewien? - zapytała Tahiri, wywołując salwę śmiechu pozostałych Jedi.Anakin tak\e zachichotał, ale szybko spowa\niał.- Przynajmniej na razie - dodał.Zapalił świetlny miecz i wskoczył na mostek przez największą wypaloną dziurę.Wyczuł, \e ktoś go atakuje, błyskawicznie się obrócił i uniósł klingę, aby odeprzećspodziewany atak.Rozległ się głośny syk i lecący ku niemu ogłuszający chrząszcz spłonął\ywcem.Anakin zerwał się na równe nogi i rzucił w kierunku atakującego go Yuuzhanina.Przede wszystkim chciał zapewnić bezpieczeństwo tym, którzy podą\ali za nim.- Imponujące zachowanie, Jeedai.Młodzieniec spojrzał w stronę, z której dobiegał głos, i zobaczył Dumana Yaghta.Dowódca Yuuzhan miał twarz osłoniętą gnullithem i stał za koralową kontrolną konsoletą.Jedną ręką obejmował nieprzytomnego Gannera, a drugą przykładał ostrze coufee do jegogardła.- Tu jesteś! - Anakin rozejrzał się po mostku.- Wygląda na to, \e sam jak palec.- Odłó\cie broń - rozkazał niepewnie Yuuzhanin - to pozwolę, \eby wasz przywódcado\ył do spotkania z naszym wojennym mistrzem.Anakin przycisnął guzik i wyłączył buczące ostrze, ale kiedy Lowbacca i Tesarznalezli się na mostku, wyciągnął z kabury blasterowy pistolet.- Nie znasz Gannera - zauwa\ył tonem towarzyskiej pogawędki.-Dlaczego uwa\asz,\e on ma dla nas tak wielkie znaczenie?- Przecie\ właśnie po niego przyszliście, prawda? - Duman Yaght cofnął się kilkakroków i obrócił więznia w taki sposób, aby chronił go przed strzałami wszystkich trzechJedi.- Badaliśmy was, Jeedai.Ilekroć w grę wchodzi \ycie jednego z waszych towarzyszy,stajecie się niezdecydowani i słabi.- Wcale nie jesteśmy tacy niezdecydowani, za jakich nas uwa\asz.-Anakin uniósłblaster i wziął na cel głowę dowódcy.Ułamek sekundy pózniej Tesar wymierzył doyuuzhańskiego dowódcy z cię\kiego karabinu blasterowego.- Mamy dla ciebie propozycję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]