[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szła ze wzrokiem wbitym w ziemię.Kiedy wreszcie stanęła w cieniu królewskiego septa po drugiej stronie dziedzińca, była mokra od zimnego potu, lecz nikt nie podniósł alarmu.Drzwi do septa zastała otwarte, w środku nie było nikogo.Cisza wypełniona wonią pięćdziesięciu płonących świec.Arya pomyślała, że bogom nie zrobi różnicy, jeśli weźmie sobie dwie.Wsunęła świece do rękawów i opuściła sept przez tylne okno.Z łatwością odnalazła zaułek, do którego kiedyś zapędziła jednouchego kocura, lecz nie wiedziała, co począć dalej.Wchodziła i wychodziła przez kolejne okna, przeskakiwała mury i przekradała się przez ciemne piwnice, cicha jak cień.Raz usłyszała płacz kobiety.Minęła godzina, zanim odnalazła niskie i wąskie okno lochu, w którym czekały potwory.Przecisnęła przez otwór zawiniątko i skuliła się, żeby zapalić świecę.Nie było to łatwe; z ognia, który przedtem widziała, został już tylko żar.Kiedy dmuchała na węgle, usłyszała głosy.Wyszła przez okno, zasłaniając płomień świecy, kiedy wchodzili przez drzwi; nie potrafiła powiedzieć, kim byli.Tym razem nie bała się potworów.Patrzyła na nich jak na starych znajomych.Uniosła świecę wysoko nad głowę.Kiedy szła wolno, cienie poruszały się na ścianach, jakby odwracały się, patrząc za nią.- Smoki - wyszeptała.Wyjęła Igłę spod płaszcza.Choć smukły miecz wydawał jej się tak mały, a smoki tak duże, poczuła się pewniej z bronią w ręku.Pozbawiona okien długa sala, do której teraz weszła, była tak samo ciemna jak ostatnim razem.Zacisnęła lewą dłoń na rękojeści Igły - tą ręka walczyła - w prawej trzymała świecę.Poczuła na kostkach gorący wosk.Pamiętała, że wejście do studni znajduje się po lewej stronie, więc skręciła na prawo.Miała ochotę biec, ale bała się zgasić świecę.Słyszała popiskiwania szczurów i raz dostrzegła świecące oczka, lecz nie bała się ich.W przeciwieństwie do innych istot.Bardzo łatwo można było się tam ukryć; sama schowała się wcześniej przed czarnoksiężnikiem i mężczyzną z rozwidloną brodą.Wydawało jej się, że widzi chłopca ze stajni, jak stoi pod ścianą, z palcami wysuniętymi niczym szpony, ociekającymi krwią z ran od ostrza jej Igły.Może czekał, żeby ją złapać.Z pewnością zauważy jej świecę.Może powinna ją zgasić…Strach rani głębiej niż miecz, wyszeptał jej do ucha głos w głowie.Nagle Arya przypomniała sobie kryptę z Winterfell.Była bardziej przerażająca niż ta, powtarzała w myślach.Poszła do niej jeszcze jako mała dziewczynka.Zabrał ją tam Robb razem z Sansą i małym Branem, który wtedy nie był większy, niż teraz jest Rickon.Mieli ze sobą tylko jedną świecę.Oczy Brana przypominały spodki, kiedy wpatrywał się w kamienne twarze Królów Zimy; u ich stóp spoczywały wilki, a na ich kolanach leżały żelazne miecze.Robb zaprowadził ich do samego końca krypty, jeszcze za grobowce dziadka, Brandona i Lyanny, żeby pokazać im ich własne groby.Sansa wciąż spoglądała na ich ogarek, bojąc się, że zaraz się skończy.Stara Niania opowiadała im, że tam w dole mieszkały pająki i szczury wielkie jak psy.Robb uśmiechnął się, kiedy Sansa wspomniała o tym.- Tu są gorsze rzeczy od pająków i szczurów - powiedział wtedy.- Tutaj chodzą zmarli.- I wtedy właśnie usłyszeli ten odgłos, niski, głuchy, przyprawiający o dreszcz.Mały Bran ścisnął mocniej dłoń Aryi.Kiedy z otwartego grobowca wyłonił się duch, biały, jęczący krew, Sansa z wrzaskiem popędziła w stronę schodów, a Bran, płacząc, uczepił się nogi Robba.Arya została na swoim miejscu wymierzyła duchowi cios.Był nim Jon cały obsypany mąką.- Głupi - powiedziała wtedy do niego.- Przestraszyłeś malucha.Jon i Robb roześmiali się tylko, a po chwili dołączyła do nich Arya i Bran.Arya uśmiechnęła sią na wspomnienie tamtego wydarzenia i teraz ciemność nie wydawała jej się już taka straszna.Chłopak ze stajni nie żył, sama go zabiła.Jeśli wyskoczy na nią, zabije go jeszcze raz.Przecież ona idzie do domu.Wszystko będzie dobrze, kiedy tam dotrze; skryje się bezpiecznie za szarymi murami Winterfell.Arya zanurzyła się głębiej w ciemność, poprzedzana cichym echem własnych kroków.SansaPrzyszli po nią trzeciego dnia.Sansa założyła prostą suknię z ciemnoszarej wełny, prostą w kroju, lecz bogato zdobioną u góry i na rękawach.Jej palce ślizgały się , niezgrabnie na srebrnych zapinkach, które próbowała zapiąć bez pomocy l służącej.Przydzielono jej Jeyne Poole, lecz Jeyne była bezużyteczna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]