[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pierwszej chwili nie zrozumiał. Co pani mówi? Powtórzyła dobitnie: Mówię, że pojadę z panem. A to doskonale ucieszył się. Ale wolałbym, żeby pani przyjechała mnie odwiedzić,kiedy już się tam zadomowię, kiedy wszystko urządzę.Ha, pokażę pani tam wszystko.Zoba-czy pani, jak tam pięknie i jak miło. Nie, profesorze przerwała mu. Ja chcę jechać z panem.Jechać i zostać tam z panem.Spojrzał na nią niedowierzająco. Cóż to za żarty? Wcale nie żarty.Pojadę z panem.210 Cóż za niedorzeczny pomysł! Dlaczego niedorzeczny! No, bo gdzież pani w tym wieku na głuchą prowincję.Nie, nie ma nawet o czym gadać. A jednak pojadę zacięła się.Wilczur zatrzymał się przed nią. A czy mogę wiedzieć po co? Po co pani tam ma jechać? Będę panu pomagała. Ale ja nie potrzebuję żadnej pomocy. To pan mówi nieprawdę.Przy każdej operacji potrzebna jest pomoc.Wilczur żachnął się. Do tego nie jest potrzebna pomoc lekarki.Wystarczy byle chłopak wiejski lub baba. W to nie uwierzę, by ktoś nieobeznany z medycyną mógł przydać się bardziej niż dy-plomowany lekarz.A poza tym sam pan mówił, że będzie tam duży napływ chorych, że czę-sto musiał pan powierzać opatrunki komuś niewprawnemu.Wiem, że przydam się panu.Zresztą i panu też przyda się kobieca opieka.Dlaczego nie miałabym jechać? Mnie też z War-szawą nic nie wiąże.Nic mnie tu nie trzyma.Wilczur zirytował się. To bardzo zle, bo właśnie powinno panią tu trzymać.Tu jest szerokie pole działania, tupani zrobi karierę, znajdzie pani sobie odpowiedniegomęża.A w ogóle nie mamy po co tej sprawy wałkować, bo ode mnie zależy, czy zabiorępanią, czy nie, a ja z góry powiadam, że nie zabiorę.Nie miałbym chwili spokoju sumienia iuważałbym siebie za ostatniego łotra, gdybym zabijał pani świat deskami, gdzieś na dalekichkresach.Ja jestem stary i niczego już dla siebie nie pragnę.Mnie wystarczy to, że mogę słu-żyć innym ludziom.Ale pani, młoda dziewczyna, ma jeszcze całe życie przed sobą, ma jesz-cze prawo do osobistego szczęścia.Aucja potrząsnęła głową. Pięknie.Ale nie bierze pan profesor pod uwagę tego, że moim osobistym szczęściem jestwłaśnie pomaganie panu. To są banialuki.Za kilka miesięcy czy za rok wywietrzeje to pani z głowy i wtedy dopie-ro poczuje się pani nieszczęśliwa, znudzona, zgorzkniała.A ja będę musiał to znosić w dodat-ku z pełnym poczuciem własnej winy.Złe mówię, że będę musiał.Bo nie będę.A nie będędlatego, że pani nie zabiorę, i kwestia skończona.Jeżeli pani chce mi okazać swoją dobroć pomoże mi pani przy likwidacji całego tego kramu.Z tym będzie dużo roboty, a już pali mnieniecierpliwość.Chciałbym jak najprędzej wyjechać.Apodyktyczność profesora sprawiła to, że Aucja nie powracała już więcej do tego tematu.Polemizowanie z Wilczurem byłoby zupełnie beznadziejne.Pomimo to nie starała się prze-wlec przygotowań do jego odjazdu.Zajęła się gorliwie wyszukiwaniem nabywców i targowa-niem się z nimi.Jednocześnie pomagała profesorowi przy robieniu zakupów.Wreszcie wszystko zbliżało się do zakończenia.Wyjazd został ustalony na 14 kwietnia;poprzedniego dnia wieczorem Wilczur pożegnał się z Aucją.Jego pociąg odchodził o siódmejrano, i nie chciał, by tak wcześnie zrywała się z łóżka dla odprowadzenia go na dworzec. Gdy już jakoś się tam uplasuję mówił napiszę do pani z zaproszeniem.Ucieszę siębardzo, jeżeli przyjedzie pani tam na kilka dni, a choćby i na spędzenie całego urlopu.Pożegnała go bardzo serdecznie.Z miłym zdziwieniem stwierdził, że nawet nie próbowałaupierać się przy odprowadzeniu go na dworzec.Była wesoła, a może tak umiejętnie nadra-biała miną, nie chcąc sprawić mu przykrości. Jakie ona ma dobre serce myślał Wilczur, gdy się rozstali. To złota dziewczyna.I nagle żal mu się zrobiło, że tak kategorycznie odrzucił jej ofiarną gotowość towarzysze-nia mu na kresy.Natychmiast jednak siebie zreflektował: Nie, to musi być nowe życie, nowa faza.To już nie dla mnie, to dla innych.Nazajutrz już o godzinie szóstej był na dworcu wraz z Józefem i z wieloma kuframi, któretrzeba było nadać na bagaż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]