[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dodatku nie przejechali obok, ale zatrzymali się na zakręcie przy kuźni.- Panno Larner - odezwał się Pauley Wiseman.- Jest tu gdzieś Arthur Stuart?- A czemu pytacie? - zdziwiła się nauczycielka.- I kim są ci ludzie?- Jest blisko - oświadczył jeden w obcych, siwowłosy.W dwóch palcach trzymał malutkie pudełko.Obaj zerknęli na nie, po czym spojrzeli w stronę źródlanej szopy.- Tam - dodał siwowłosy.- Potrzebujecie innych dowodów? - zapytał Pauley Wiseman.Zwracał się do doktora Physickera, który wysiadł z bryczki i stał teraz na drodze.Był wściekły, bezradny i wyglądał strasznie.- Odszukiwacze - szepnęła panna Larner.- Istotnie - potwierdził siwowłosy.- Ma tu pani zbiegłego niewolnika.- Nie jest niewolnikiem.To mój uczeń, oficjalnie adoptowany przez Horacego i Margaret Guesterów.- Mamy pismo od właściciela, który podaje datę jego urodzenia.I mamy tu jego skarbczyk.To właśnie on.Jesteśmy zaprzysiężeni i mamy certyfikaty, psze pani.Co odszukamy, jest odszukane.Tak mówi prawo, a jeśli będziecie przeszkadzać, popełnicie przestępstwo.- Proszę się nie martwić, panno Larner - wtrącił doktor Physicker.- Mam już pismo burmistrza.Zatrzymamy chłopca do jutra, a jutro wróci sędzia.- Zatrzymamy w więzieniu, naturalnie - uzupełnił Pauley Wiseman.- Nie chcielibyśmy przecież, żeby ktoś próbował z nim uciec.- Niewiele by mu z tego przyszło - oświadczył siwy odszukiwacz.- Pojechalibyśmy za nim.I pewnie byśmy go zastrzelili, jako złodzieja, który ucieka z kradzioną własnością.- Pewnie nawet nie zawiadomiliście Guesterów! - zawołała panna Larner.- Nie mogłem - westchnął doktor Physicker.- Musiałem tych tu pilnować, żeby go zwyczajnie nie wywieźli.- Przestrzegamy prawa - zapewnił siwy odszukiwacz.- Tam jest - zauważył ciemnowłosy.Arthur Stuart stanął w otwartych drzwiach źródlanej szopy.- Stój na miejscu, chłopcze! - wrzasnął Pauley Wiseman.- Spróbuj się ruszyć, a stłukę cię na kwaśne jabłko!- Nie musicie go straszyć - powiedziała panna Larner, ale nikt jej nie słuchał.Wszyscy biegli już pod górę.- Nie zróbcie mu krzywdy! - zawołał doktor Physicker.- Nic mu się nie stanie, jeśli nie będzie uciekał - uspokoił go siwowłosy.- Alvinie - ostrzegła panna Larner.- Nie rób tego.- Nie zabiorą Arthura Stuarta.- Nie wykorzystuj tak swojej mocy.Nie po to, żeby kogoś zranić.- Mówię wam.- Pomyśl, Alvinie.Mamy czas do jutra.Może sędzia.- Chcą go wsadzić do więzienia!- Jeżeli cokolwiek przytrafi się tym odszukiwaczom, zjawią się urzędnicy federalni i wymuszą realizację Traktatu o Zbiegłych Niewolnikach.Rozumiesz, o czym mówię? Według nich to nie drobne przestępstwo, takie jak na przykład morderstwo.Zabiorą cię do Appalachee i tam postawią przed sądem.- Nie mogę na to patrzeć i nic nie robić.- Biegnij uprzedzić Guesterów.Alvin zawahał się.Gdyby to od niego zależało, spaliłby im ręce na węgiel, zanim dotkną Arthura.Ale chłopiec był już między nimi, już ich palce wbijały mu się w ramiona.Panna Larner miała rację.Musieli znaleźć sposób, żeby zagwarantować Arthurowi wolność na zawsze.A nie próbować szalonej obrony, która tylko pogorszyłaby sprawę.Pobiegł do zajazdu.Był zdziwiony reakcją Guesterów na wieści - jakby oczekiwali ich codziennie przez ostatnie siedem lat.Peg i Horacy popatrzyli tylko na siebie, a potem kobieta bez słowa zaczęła się pakować: swoje rzeczy i rzeczy Arthura Stuarta.- Po co zabiera swoje ubrania? - zdziwił się Alvin.Horacy uśmiechnął się posępnie.- Nie dopuści, żeby Arthur Stuart samotnie spędził noc w wiezieniu.Każe im się zamknąć razem z nim.To rozsądne.Ale dziwnie było myśleć o takich osobach jak Arthur Stuart i Peg Guester, siedzących w więziennej celi.- A co wy zrobicie?- Załaduję strzelbę - odparł Horacy.- Kiedy odjadą, ruszę za nimi.Alvin powtórzył mu to, co mówiła panna Larner o federalnych, którzy przyjadą, jeśli ktoś tknie odszukiwaczy choćby palcem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]