[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Reprezentuję tutaj interesy Wszechrosyjskiego Imperium.Pożal się Boże! - mruknął znienacka pod nosem.- A także i swoje własne.Znaczna część naszych dóbr, a zwłaszcza bujnych i bardzo dobrze prosperujących plantacji luboru, znalazła się bowiem na żyznych ukraińskich ziemiach, szczęśliwie w swoim czasie rekultywowanych.Jeśli kiedykolwiek w trakcie swojej detektywistycznej kariery miał pan jakieś problemy z tutejszą policją lub, co gorsza, z kozackimi watahami, możesz się nie obawiać, Nikołaju Iwanowiczu.Atamani spod znaku tryzuba nie mają tutaj wstępu.- Nie bawiłem zbyt często nad brzegami Dniepru - oświadczył spokojnie Kola.- Nie zdarzyło mi się zarzygać trotuarów złotobramnego Kijowa.Po stepach też nie hulałem.Przynajmniej nie na trzeźwo i zapewne dlatego nic mi na ten temat nie wiadomo.- Za to mnie wiadomo - odparł sucho Sacharow, porzucając chwilowo swój przymilnie sarkastyczny ton - że od dawna nikt nie korzystał z pańskich usług, a w dodatku rzuciła pana narzeczona.- To nie była.- odruchowo zaprzeczył detektyw.- Tak, tak, źle się wyraziłem.Głos milionera zdradzał pewne zniecierpliwienie.- Cwietajewa była po prostu pańską sekretarką i, nazwijmy to, przyjaciółką od łoża i stołu, nieprawdaż? Całe szczęście, że w odróżnieniu od swoich słynnych protoplastek nie płodziła smętnych wierszydeł ani nie grywała w głupiutkich komedyjkach.Odziedziczyła wszakże poetyczną naturę i pewne aktorskie narowy.Nie bawmy się więc w nieistotne szczegóły i nie łapmy za słówka.Poprzestańmy na tym, że odeszła i rzuciła się w ramiona, no, w końcu nie byle kogo, bo samego carewicza Dymitra, którego.o ironio!.uratował pan podczas wojny z wrażych łap Sybirian.Może nie było warto.Nie ma jednak sensu biadać nad rozlanym mlekiem ani tym bardziej nad wypitą wódką.Należy raz jeszcze zadać zasadnicze pytanie.Co pana trzyma w Petersburgu?Kola przysiągłby, że gospodarz nie stawiał wcześniej tak brzmiącego pytania, ale postanowił nie sprzeczać się na ten temat.Skomplikowany wstęp do zasadniczej rozmowy pachniał bowiem interesującym i na pewno dobrze płatnym zleceniem.- Sam pan już sobie na to pytanie odpowiedział, gospodin Sacharow.Zadymione spelunki i gry wirtualne.Bogacz znowu wybuchnął śmiechem, tym razem jednak zabrzmiało to niezbyt przyjemnie.W szkole uczyli Nikołaja, że taki śmiech jest jak zgrzyt noża po szkle.- Cha, cha, spodziewałem się takiej odpowiedzi.Mógł się pan jednak już chyba nieraz przekonać na własnej skórze, że niepokorni częściej dostają po łbie.O kopniaku w tyłek nawet nie wspomnę.Zazwyczaj mają też mało Pieniędzy.Ja natomiast chcę zaoferować panu.- Ile?! - Kola strzelił tym pytaniem jak z bicza.- Jeśli tylko podejmie się pan zlecenia, natychmiast rozkażę przelać na pańskie konto dwadzieścia tysięcy eurosów - poinformował chłodno Sacharow.Zapadła bardzo długa chwila milczenia, podczas której Azimow trwał w osłupieniu, Rockefeller zaś świdrował całą jego postać chytrymi oczkami.- Dwadzieścia tysięcy?! - wykrztusił wreszcie detektyw.- Drugie tyle po wykonaniu zadania - dokończył milioner beznamiętnym tonem.- Całkiem przyjemna sumka, nieprawdaż? - dodał po chwili.- Można zacząć zupełnie nowe życie.Wiadomo wprawdzie, że pieniądze nie dają szczęścia.Westchnął znacząco.- I któż jak nie ja może o tym wiedzieć najlepiej.Tym niemniej jest także faktem, że znacznie poprawiają ogólne samopoczucie, a w konsekwencji szczęściu dopomagają.Dają przy tym wolność i niezależność.- Miałem już w swoim życiu dostęp do nie najgorszych pieniędzy - przerwał mu Kola, nieco rozdrażniony - i zapewniam pana.-.że nie umiał pan zrobić z nich właściwego użytku? - wpadł mu w słowo Sacharow z wyrazem politowania.-Tak, tak, to nawet widać.Kola nie zdobył się na żadną efektowną ripostę.- Jakie jest moje zadanie? - zapytał.- Błagam o jeszcze trochę cierpliwości.Głos Rockefellera stał się znowu filuternie złośliwy.- Skoro jest pan zainteresowany, to znaczy, że wstępnie przyjmuje moje zaproszenie, a w takim razie mamy przed sobą bardzo dużo czasu.Może kawy Gogol? Znacznie lepsza od tej, którą zwykle pan pija.Zresztą, gdzie tam Turgieniewowi mierzyć się z Gogolem.I chyba zaproponuję jednak bombkę koniaku.Na tarasie panuje omdlewający upał, trzeba więc panu dodać animuszu i wyrównać bilans termiczny.Kola ani się spostrzegł, kiedy obok stolika wyrósł jak spod ziemi syczący ekspres do kawy na specjalnym trójnogu.Butelka stocka i brzuchaty kieliszek odsłoniły się same.Podmuch wiatru, a może precyzyjnie użyta energia kinetyczna, coś w każdym razie zwiało z nich śnieżnobiałą serwetę.- Proszę się obsłużyć z łaski swojej - zaproponował dobrotliwie gospodarz.Mocna, aromatyczna kawa w połączeniu ze złotawym, palącym przełyk lekarstwem istotnie wprowadziły Azimowa w znacznie lepszy nastrój.Rozparł się wygodniej na krzesełku i spojrzał na holo Sacharowa znacznie życzliwiej.- A gdzie pan się znajduje w tej chwili? - zapytał z ciekawością.- Jeśli to, oczywiście, nie tajemnica, od której zależą losy świata.- Niestety, póki co, jeszcze nie zależą - odparł bogacz z krzywym uśmiechem.- Z tą miłością do słońca trochę przesadziłem.Chciałem wszelako pogawędzić z panem w warunkach, że się tak wyrażę, relaksowych.Przebywam obecnie w jednym z najbardziej zacienionych i chłodnych wnętrz pałacu.Fakt, że nie stawiłem się na tarasie osobiście, może wyglądać na brak zaufania, ale przedstawiono mi pana jak człowieka impulsywnego, więc pojmuje pan.Kola mruknął coś niezrozumiale.- Nieobliczalnym zniszczeniem lustra u babuszki także nie poprawił pan swego wizerunku.Czy wie pan, gdzie się znajdujemy?- Przecież pan mówił - odparł zdumiony Azimow - że to nasz konsulat.- No tak, oczywiście, mówiłem.Ale czy słowo Jałta nie kojarzy się panu z czymś jeszcze niż tylko „kurort na Krymie”?Nim Azimow zdążył odpowiedzieć, zresztą przecząco, spostrzegł, że w wyglądzie holograficznej postaci Sacharowa zaszły istotne przemiany.Chociaż nie zatracił swojej pierwotnej otyłości, jak gdyby zmalał i poszerzył się w barkach.Rysy twarzy, wciąż nieco nalanej, wyostrzyły się i stały bardziej wschodnie.Ormiańskie, może raczej gruzińskie.Cera na policzkach, poorana nieapetycznymi bruzdami i śladami przebytej za młodu choroby skóry, przywodziła na myśl zamierzchłe epoki.Pod nosem wyrósł sumiasty wąs, włosy nad czołem również pociemniały i zgęstniały w zaczesaną do tyłu fryzurę.Antysolary zniknęły.Na Azimowa patrzyły teraz spod krzaczastych brwioczy zwykłego człowieka, a jednak w tych wąskich, skośnych źrenicach iskrzyły się pierwotna dzikość, okrucieństwo i równie pierwotny lęk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]