[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak jest, sir  odpowiedziała Kosutic.Położyła dłoń na zasuwie drzwi i zerknęła na zaciętetwarze otaczających księcia wojowników. No to ruszajmy do tańca.Korytarz za drzwiami zbudowany był z takiego samego pochłaniającego światło czarnegobazaltu.Kończył się zakręcającymi w prawo schodami.Kosutic zaświeciła latarką, potem szybkoi cicho wspięła się na górę.Na szczycie schodów znalazła następne masywne drzwi.Szparą podnimi wydobywał się czerwony blask.Sierżant przekrzywiła głowę, nasłuchując dobiegającegozza drzwi głośnego atonalnego zawodzenia. Jak ja nienawidzę papistów  mruknęła, sprawdzając ładownice i zakładając bagnet.Potemwyciągnęła nóż.Roger stanął obok niej. Trzeba było zabrać strzelby, Wasza Wysokość. Musimy sobie radzić z tym, co mamy  odparł książę.Zostawił pistolet śrutowy w kaburze,oszczędzając amunicję na czarną godzinę; w lewym ręku trzymał swój zwykły czarnoprochowyrewolwer. Jazda.Sierżant wsunęła nóż w szparę w drzwiach w miejscu, gdzie powinna być zasuwa,i przeciągnęła nim w górę.Monomolekularne ostrze bez trudu przecięło zamek i drzwi uchyliłysię, a Kosutic runęła do Piekła.Główna nawa świątyni była pełna wiernych, mężczyzn po jednej, kobiet po drugiej stronie.Msze w Najwyższej Zwiątyni najwyrazniej były przeznaczone tylko dla zamożnych mieszkańców  większość Mardukan była nie tylko odziana w zdobne szaty, ale takżeobwieszona ciężką biżuterią.Zrodkiem świątyni przesuwał się podwójny szpaler Sług otoczonych przez straże.Przyołtarzach trzy grupy kapłanów dokonywały masowej rzezi.Kapłani mieli na sobie wyszywanezłotymi nićmi szaty i czapy ze złota i czarnego opalu, stylizowane na wulkany.Zciany świątynibyły pokryte złotą folią i półszlachetnymi kamieniami ułożonymi w powtarzające się motywyświętego Ognia.Był to barbarzyński i przerażający widok, spotęgowany przez ciężkie skórzanefartuchy kapłanów, chroniące ich ozdobne szaty przed zbryzganiem krwią.Jak w trybach maszyny  albo w rzezni  każdy związany jeniec był kładziony na ołtarzu,a potem szybko zabijany i ćwiartowany.Niżsi kapłani ciskali części ofiarne w huczące w głębiświątyni piece, pozostali zaś odnosili jadalne pozostałości i przyprowadzali następnego Sługę.Niskie, rytmiczne zaśpiewy wiernych stanowiły makabryczny kontrapunkt dla krzykówwleczonych do ołtarza jeńców.urywających się gwałtownie pod nożami kapłanów.Jeśli było coś jeszcze gorszego od ohydnej wprawy, z jaką składano ofiary, świadczącejo długim doświadczeniu, to byli to dobrze ubrani wierni, kołyszący się w przód i w tyłw histerycznej reakcji na rzez i wyśpiewujący swoje ekstatyczne tło dla modłów kapłanów.Kiedy Kosutic otworzyła drzwi, modlitwy i zaśpiewy gwałtownie ucichły.Roger spojrzał naspowitą nagłą ciszą nawę i pokręcił głową. Nie pozwolę na to  powiedział tonem swobodnej konwersacji. Kończy nam się amunicja, sir!  zaprotestowała Kosutic. Możemy się wycofać.Drzwi najakiś czas ich zatrzymają. Do diabła z tym. Roger sięgnął prawą ręką na plecy. Najlepsza i najkrótsza droga nazewnątrz prowadzi przez świątynię, pani sierżant.A oni nie pozwolą nam po prostu wyjść,nieprawdaż? Nie, Wasza Wysokość  odparła satanistka. Sama pani widzi.A skoro kończy nam się amunicja, to czas sięgnąć po zimną stal, prawda?W niemal zupełnej ciszy wyciągnął z pochwy miecz.Pieszczura zaczęła machać ogonem;dotarł do niej zapach krwi i jej kolce zadrżały. Roger!  krzyknęła Despreaux spod drzwi. Auuu! Cholera jasna, Pieszczura, uważaj naogon! Zostań tam, Nimashet  warknął Roger. Zostaw to mnie i Vashinom. Pozwól mi zauważyć, że to niezbyt mądry pomysł  stwierdził Cord, ważąc w rękachwłócznię. A teraz, skoro to już jasne, proszę odsunąć się od drzwi, Wasza Wysokość! Puśćcie mnie do nich!  zawołała Pedi, wymachując nad głową zakrwawionymi mieczami. Ja im dam  niższe rasy ! Och, do cholery z tym!  powiedziała Despreaux, robiąc krok do przodu, kiedy ceremonialna straż podniosła pałki. Nigdzie beze mnie nie pójdziesz! Nie, ty zostań i osłaniaj drzwi  przerwała jej Kosutic, nie odrywając wzroku odstrażników. Nie chcemy, żeby ktoś zaatakował nas od tyłu. Ale. To nie była prośba, plutonowy!  warknęła sierżant. Masz kryć nam plecy! Vashinowie!  zawołał Roger. Pojedyncza salwa i do broni! Zimna stal! Zimna stal!  Lud! SHIN!* * * Dwa główne skrzyżowania zabezpieczone  zawołał Roger, kiedy jego civan przetruchtałszeroką ulicą obok Pahnera.Zajęliśmy główne kwatery Bicza.Próbowali walczyć, ale nie było z nich pożytku. Jak basik i atul  potwierdził Fain, kiedy rozbrzmiała kolejna salwa.Diaspranin obstawiłswoją kompanią wycofujące się wozy, zostawiając oczyszczenie drogi Vashinom. Oni głupiowalczą, prawie tak głupio, jak barbarzyńcy.%7ładnego stylu, żadnej taktyki, atakują tylkopojedynczo i wchodzą prosto pod lufy. To nie głupota  poprawił go Pahner. Oni po prostu przyzwyczaili się do walki w jedensposób, bo nie znają żadnych innych.Podejrzewam, że bardzo dobrze radzą sobie w starciachz siłami innych satrapii albo przy tłumieniu zamieszek.Ale nigdy nie mieli do czynieniaz salwami karabinowymi ani snajperami.Ci ostatni  głównie marines, ale także kilku Diaspran  wyszukiwali i odstrzeliwaliwszystkich dowódców. Są jakieś wieści od Rogera?  spytał Rastar. Nie, po raz ostatni odezwali się ze świątyni  powiedział kapitan. Uda im się, sir  wtrącił Fain. To przecież Roger. Aha, wszyscy mi to mówią. Pahner pokręcił głową. Niemal żałuję, że już umie sobiesam radzić.Może gdyby tak nie było, posłałbym po niego większy oddział.* * * Wiecie co?  Roger sparował cios pałki i przeciągnął ostrzem wzdłuż jej drzewca,odcinając trzymającemu ją Mardukaninowi palce. Aż żałuję, że Pahner ma do mnie takiezaufanie! Dlaczego?  Kosutic wbiła bagnet w podniebienie wrzeszczącego gwardzisty. W przeciwieństwie do wykutych ze stali bagnetów diasprańskich, bagnety marines były zrobionez monomolekularnego plastiku zapamiętującego.Niesamowite ostrze bez najmniejszego trudurozdarło usta Mardukanina w rozbryzgu krwi, a sierżant kopnęła padającego trupa, usuwając goze swej drogi. Gdyby kapitan nie był taki pewny, że damy sobie radę, wysłałby z nami więcej żołnierzy! zawołał Roger, podczas kiedy Pieszczura rzuciła się na plecy gwardzisty zamierzającego się naCorda.Mardukanin może wytrzymałby uderzenie stu dwudziestu kilo, ale kiedy spadła na niegoz prędkością czterdziestu kilometrów na godzinę, runął twarzą na podłogę.A leżąc tak,z rozwścieczoną Pieszczurą na plecach, mógł tylko umrzeć. Ale więcej żołnierzy oznaczałoby mniej gwardzistów dla każdego z nas!  zaprotestowałaPedi, tnąc jednego z napastników w gardło i z półobrotu odrąbując drugiemu rękę tuż podbarkiem.W odpowiedzi na jej rogi spadła pałka; Pedi kopnęła trzymającego ją gwardzistę,zamachnęła się rogami i pchnęła go mieczem w pierś.Z pleców Mardukanina wyszłozakrwawione ostrze, a wojowniczka przekręciła nadgarstek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl