[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez okna sali spojrzała na straszliwą, czerwono-złotą jamę lądowiska, na którym po ognistej chwale przybycia, statki Rady spoczywały niby przygasłe żużle, jak tysiące innych zniszczonych statków kosmicznych.Zasilane kraty pola i pomieszczenia na jego poboczu skrzyły się światłami, przypominały stygnącą powierzchnię potoku lawy.Przez chwilę poczuła dumę i radość na widok najbardziej niewiarygodnych osiągnięć ludzkości, na swą obecność wśród najwybitniejszych jej przedstawicieli, na perspektywy jeszcze wspanialszej przyszłości.na syrenie obietnice, które wywabiły ją z ojczystej planety.I co z tego ma? Spojrzała znowu na drzewiaste kształty stołów, na twarze wyglądające jak żywe liście porywane wiatrem, na oblicze Sirusa; pomyślała nagle, boleśnie, BZ.to ty powinieneś tu siedzieć, a nie ja.- Proszę mi powiedzieć, pani komendant, jak to się stało, że.- Przepraszam, pani komendant.- Sierżant ze straży wcisnął się bezczelnie między nich.- Proszę mi wybaczyć - zwrócił się przepraszająco do pierwszego sekretarza.- O co chodzi, TessraBarde? - Jerusha nie wyczuła w jego głosie żadnej szczególnej nagłości sprawy.- Przykro mi, że muszę pani przeszkodzić, ale sądzę, że chętnie się pani dowie - dopiero co powrócił inspektor Gundhalinu.Łyżka Jerushy zadźwięczała na płatkach talerza w kształcie liścia.- On zginął.- Nie, proszę pani, widziałem go na własne oczy.Przywiozła go jakaś tubylcza dziewczyna.Teraz jest w szpitalu na badaniu lekarskim.- Gdzie on jest? - Jerusha rzuciła pytanie najbliższej pielęgniarce natychmiast po wejściu do pokoju lekarzy, w skrzydle szpitalnym.Nakazała TessraBarde wytłumaczyć się za siebie pierwszemu sekretarzowi, niezbyt jednak dbała, czy podane przez niego powody okażą się wystarczająco jasne.- Inspektor Gundhalinu.- Tam, pani komendant.- Zagadnięta wskazała brodą, ręce miała pełne sprzętów.Jerusha niezwłocznie weszła w następne drzwi, nadal niezbyt wierząc, iż pokój nie okaże się pusty.- Gundhalinu! - Nie był pusty i włożyła w swój głos więcej uczucia, niż zamierzała.Odwrócił się do niej ze stołu do badań, zawisł na jego skraju, powstrzymywany do pasa aparaturą, podczas gdy ubrany na niebiesko Tech medyczny przesuwał mu po piersi diagnozer.Mogła policzyć każde żebro wystające mu z boku.Spojrzała na jego twarz, zauważyła z niedowierzaniem jej wymizerowanie, zarost i braki zębów.Zobaczyła, jak szuka koszuli, gdy stanęła przed nim.Odegnał technika gestem, machnął rękoma i wreszcie zasłonił nimi pierś jak zawstydzony chłopczyk.- Pani komendant.Tak, na wszystkich bogów, to ty, BZ.Powstrzymała chęć zapomnienia o godności jego i swojej przez objęcie go jak matka.- Gundhalinu, co za widok przynosisz obolałym oczom - powiedziała uśmiechając się, aż pomyślała, że dłużej tego nie wytrzyma.- Bogowie! Wybaczcie mi, komendancie, nie chciałem tak się pani pokazać.to znaczy, bez munduru.- BZ, dałabym wszystko, byleby to ciało okazało się prawdziwe.Jeśli jest, cała ta uroczystość na górze ma jednak sens.Uśmiechnął się niezdarnie.- Równie prawdziwe, co ich przybycie.- Pochylił się, zasłonił usta dłonią i zaczął kasłać.- Dobrze się czujecie? Medyku, co mu jest? - Jerusha zwróciła się do technika, spostrzegła przy tym po raz pierwszy, że w kącie pokoju siedzi spokojnie czwarta osoba.Medyk wzruszył ramionami.- Wyczerpanie.Postępujące zapalenie pł.- Nic, z czym nie poradziłyby sobie tabletki antybiotyku - przerwał mu nagle Gundhalinu.- I gorący posiłek dla mnie i mojej przyjaciółki.- Z nagłym uśmiechem spojrzał na milczącą czwartą postać, wymierzył swą niechęć w medyka niby broń.- Zobaczę, co da się zrobić, inspektorze.- Technik wyszedł z pokoju z twarzą całkowicie pozbawioną wyrazu.Jerusha zastanawiała się, co skrywa, zdenerwowanie czy tylko śmiech.- Gdybym wiedziała, wzięłabym coś ze stołu.Pierwsza połowa urzędowej kolacji wykarmiłaby głodujące masy planety.- Gdy mówiła, opanowała ją ciekawość, przesunęła wzrokiem po zlewach i półkach pełnych nie znanych jej przyrządów medycznych, zatrzymała się na milczącym świadku rozmowy.Jasno-skóra dziewczyna ubrana w białą kurtkę z żółkniejącą blizną na twarzy; tuziemka? Dziewczyna spojrzała na marszczącą brwi Jerushę nie ze strachem i zawstydzeniem, jakich można by się spodziewać, lecz badawczo.Było w niej coś znajomego.Gundhalinu zauważył wymianę spojrzeń i powiedział trochę zbyt szybko.- Pani komendant, ta Letniaczka uratowała mi życie, przyprowadziła tu przed ostatecznym odlotem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]