[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skinął głową.Patrzył, jak Australijczyk pcha przed sobą szlochającego mężczyznę.25Nowy Jork, sobota 23,29- Mają zamiar zrobić to jeszcze raz!Brązowowłosa Laura Sabia siedziała po lewej ręce Harleigh Hood.Patrzyła przed siebie nic nie widzącym spojrzeniem i drżała znacznie bardziej niż przedtem.Harleigh położyła dłoń na jej dłoni i próbowała ją uspokoić.- Zabiją go - powiedziała Laura.- Ciii.Barbara Mathis, zajmująca miejsce po prawej ręce Harleigh, obserwowała terrorystów.Ta dziewczyna o kruczoczarnych włosach siedziała sztywno wyprostowana i sprawiała wrażenie bardzo napiętej.Harleigh doskonale wiedziała, co to oznacza.Barbara miała temperament choleryka; dostawała na przykład szału, kiedy jakiś hałas przerywał jej koncentrację.Najwyraźniej miała właśnie dostać takiego ataku, choć byłoby znacznie lepiej, gdyby zachowała spokój.Patrzyły, jak zamaskowany mężczyzna prowadzi zakładnika po schodach.Na jednym ze schodów nieszczęśnik upadł, oparł się na rękach i płakał, powtarzając coś szybko, piskliwym głosem, po włosku.Zamaskowany mężczyzna, sądząc z akcentu, Australijczyk, złapał go za kołnierz i szarpnął mocno.Pod zakładnikiem ugięły się ramiona.Upadł.Terrorysta zaklął, przykucnął i włożył mu lufę pistoletu między nogi.Powiedział coś do zakładnika, który złapał się krzesła i szybko poderwał na nogi.Poszli dalej.Niedaleko miejsca gdzie siedziały, jakaś kobieta pocieszała inną.Tuliła ją, zasłaniając jej usta dłonią.Harleigh uznała, że tą pocieszaną jest żona mężczyzny, który miał za chwilę zginąć.Laura trzęsła się tak strasznie, jakby przez jej ciało przepuszczono prąd elektryczny.Harleigh nie widziała nigdy czegoś podobnego.Mocno ścisnęła dłoń przyjaciółki.- Musisz się natychmiast uspokoić - powiedziała cicho.- Nie mogę.nie mogę oddychać.Muszę stąd wyjść.- Wytrzymaj jeszcze trochę.Niedługo nas stąd wyciągną.Uspokój się.Zamknij oczy.Spróbuj się odprężyć.Ojciec powiedział kiedyś jej i bratu, że gdyby znaleźli się w podobnej sytuacji, przede wszystkim należy zachować koncentrację.Liczyć sekundy, a nie minuty lub godziny.Im dłużej przetrzymywani są zakładnicy, tym większa szansa na porozumienie.Tym większa szansa przetrwania.Gdyby pojawiła się możliwość ucieczki, powinna użyć zdrowego rozsądku.Pytanie, które trzeba sobie zadać brzmi nie: „Czy są szanse, że mi się uda?”, lecz „Czy są szanse, że mi się nie uda?”.Jeśli odpowiedź brzmi „tak”, lepiej jest nie próbować.Ojciec mówił także, że za wszelką cenę należy unikać nawiązania kontaktu wzrokowego z porywaczami.Gdyby do tego doszło, wyróżniliby ją z tłumu.Nie powinna także nic mówić, żeby uniknąć ryzyka powiedzenia czegoś nieodpowiedniego.A przede wszystkim powinna się odprężyć.Myśleć o różnych miłych rzeczach, jak w dwóch jej ulubionych musicalach: „Piotrusiu Panie” i „Dźwiękach muzyki”.- Laura? - powiedziała cicho.Laura nie zareagowała.- Laura, musisz mnie posłuchać.Laura nic nie słyszała.Popadła w jakiś dziwny stan.Oczy miała szeroko otwarte, usta zaciśnięte.Terrorysta i zakładnik byli już na samej górze.Siedząca po jej drugiej stronie Barbara Mathis wydawała się być przeciwieństwem Laury.Była napięta niczym struna skrzypiec.Krzywiła wargi w uśmiechu, który Harleigh Hood znała doskonale.Nagle Laura poderwała się z krzesła.Harleigh nadal trzymała dłoń na jej dłoni.- Dlaczego nam to robicie?! Macie przestać! Natychmiast!Harleigh delikatnie pociągnęła ją za rękę.- Uspokój się.Przywódca terrorystów stał w połowie schodów.Obejrzał się i spojrzał na nie płonącymi oczami.Pani Dorn siedziała trzy krzesła dalej.Wstała powoli, ale pozostała za stołem.- Siadaj! - rozkazała ostro.- Nie! - Laura uwolniła rękę z uścisku przyjaciółki.- Dłużej tego nie zniosę! - Pobiegła nagle, okrążając stół.Biegła w stronę drzwi po drugiej stronie sali, tych, których pilnował przywódca terrorystów.I to on ruszył za nią w pościg.Zbiegał ze schodów.Pani Dorn też pobiegła za Laurą, cały czas krzycząc, żeby wracała.Terrorysta, stojący po przeciwnej stronie sali, pilnujący tam drzwi, opuścił swój posterunek i pobiegł za nimi.Australijczyk przystanął na szczycie schodów i przyglądał się rozgrywającej się w dole scenie.Wszyscy przyglądali się tej pogoni.Cztery osoby dobiegły do drzwi niemal jednocześnie.Jeden z terrorystów złapał panią Dorn wpół, obrócił nią i cisnął na podłogę.Przywódca dopadł Laury, w momencie, gdy ta kładła dłoń na klamce.Zatrzasnął drzwi ramieniem i odciągnął od nich dziewczynkę.Laura potknęła się, upadła, po czym wstała i pobiegła ku schodom.Cały czas krzyczała.Drzwi były otwarte.Myśl ta zapłonęła w głowie Harleigh jaskrawym światłem.Oczywiście, że drzwi były otwarte
[ Pobierz całość w formacie PDF ]