[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nerwowym gestem objęła znienawidzoną gar­derobę, wielkie łoże z baldachimem, przebieralnię pełną sztywnych i kosztownych sukien.- To wszystko się dla mnie nie nadaje! To do­bre dla.dla jakiegoś symbolu! Kiedy byłaś mała, bawiłaś się wyci­nankami? No wiesz, tymi figurkami.Wycinało się lalkę i zakładało na nią wycinane ubrania.Mogła się stać, kim tylko zechciałaś.To właśnie ja! Całkiem jak.jak u pszczół! Zmieniają mnie w królową, czy mi się to podoba, czy nie! To właśnie się ze mną teraz dzieje!- Jestem pewna, że król kupił pani te wszystkie śliczne suknie, ponieważ.- Nie chodzi tylko o suknie.Chodzi o ludzi, którzy będą krzy­czeli „hurra”, kiedy.kiedy ktokolwiek przejedzie w karocy.- Ale to pani pokochała króla, psze pani - przypomniała męż­nie Millie.Magrat zawahała się.Właściwie nigdy nie analizowała swoich uczuć.- Nie - rzekła w końcu.- Wtedy nie był jeszcze królem.Nikt nie wiedział, że zostanie królem.Był tylko smutnym, miłym czło­wiekiem w czapce z dzwonkami.Nikt nie zwracał na niego uwagi.Millie cofnęła się jeszcze o krok.- To na pewno nerwy, psze pani - wykrztusiła.- Wszyscy się denerwują przed własnym ślubem.Czy mam.czy mam przynieść ziołowej.- Nie jestem nerwowa! I sama mogę sobie zaparzyć ziołową herbatę, jeśli akurat przyjdzie mi na nią ochota!- Kucharki są bardzo czułe na punkcie tego, kto zagląda do ich ogródków ziołowych, psze pani.- Widziałam te zioła! Tylko przywiędła szałwia i pożółkła pie­truszka! Jeśli nie można czegoś wetknąć kurczakowi w tyłek, ona nie uważa tego za zioło! Poza tym.kto niby jest królową w tej okolicy?- Myślałam, że nie chce pani być, psze pani - odparła Millie.Magrat spojrzała na nią.Przez chwilę sprawiała wrażenie, jak­by sprzeczała się sama ze sobą.Millie nie była zapewne najlepiej poinformowaną dziewczyną na świecie, ale z pewnością nie była głupia.Rzuciła się do drzwi i za­mknęła je za sobą akurat w chwili, kiedy taca ze śniadaniem uderzy­ła o ścianę.***Magrat usiadła mną łóżku, kryjąc twarz w dłoniach.Nie chciała zostać królową.Być królową to jak być aktorką, a udawanie kogoś innego nigdy Magrat nie wychodziło.Skoro już o tym mowa, zawsze uważała, że nawet bycie Magrat jej nie wychodzi.Z miasta dobiegał gwar przedślubnych przygotowań.Będą lu­dowe tańce - chyba nie ma sposobu, żeby do tego nie dopuścić; prawdopodobnie zostaną też popełnione śpiewy ludowe.Wystąpią tańczące niedźwiedzie i żonglerzy, a miejscowi rozegrają zawody we wspinaczce na natłuszczony słup, które z niewiadomych przyczyn zawsze wygrywała niania Ogg.I jeszcze świńskie kręgle.I Szczęśliwy Połów, który zwykle prowadziła niania Ogg; wielkiego męstwa wyma­gało zanurzenie ręki w balii z otrębami, gdzie wygrane ukryła cza­rownica obdarzona specyficznym poczuciem humoru.Magrat zawsze lubiła takie festyny.Aż do dzisiaj.No cóż, wciąż jeszcze mogła zrobić to i owo.Ubrała się w swą zwyczajną sukienkę - po raz ostatni.Wyszła i przebiegła kuchennymi schodami do opacznej wieży, gdzie w kom­nacie leżała chora Diamanda.Magrat przykazała Shawnowi, żeby rozpalił porządny ogień na kominku.Diamanda wciąż spała spokojnym, nieprzespanym snem.Magrat nie mogła nie zauważyć, że dziewczyna jest niezwykle piękna i - jak słyszała - tak odważna, że sprzeciwiła się samej babci Weatherwax.Nie mogła się doczekać, aż chora wróci do sił.Wtedy będzie mogła zazdrościć jej należycie.Rana goiła się całkiem dobrze, chociaż.Magrat podeszła do dzwonka w kącie i szarpnęła mocno.Po minucie czy dwóch zjawił się zasapany Shawn.Miał na rękach zło­tą farbę.- Co to jest? - spytała groźnie Magrat.- Um.Wolałbym nie mówić, psze pani.- Tak się składa, że jesteśmy.już prawie.królową.- Tak, ale król powiedział.Właściwie to babcia powiedziała.- Babcia Weatherwax przypadkiem nie rządzi w tym królestwie.- Magrat nienawidziła siebie, kiedy mówiła tym tonem, ale jakoś skutkował.- A zresztą nie ma jej tutaj.My za to jesteśmy.I jeśli nie wyjaśnisz nam, o co tu chodzi, dopilnuję, żebyś wykonywał wszystkie brudne prace w zamku.- I tak wykonuję wszystkie brudne prace - zauważył Shawn.- Dopilnuję, żeby znalazły się brudniejsze.Magrat chwyciła pierwsze zawiniątko.Były to pasy płótna owi­nięte wokół czegoś, co okazało się żelazną sztabą.- Leżą dookoła łóżka - rzekła, - Po co?Shawn spuścił głowę.Na butach też miał złotą farbę.- No więc.mama powiedziała.- Tak?- Mama kazała mi przypilnować, żeby dookoła tej dziewczyny leżało żelazo.Więc ja i Millie przynieśliśmy z kuźni parę sztab i owi­nęliśmy je, a Millie ułożyła wszystko na miejscach.- Po co?- Żeby nie dopuścić.Panów i Dam, psze pani.- Co? To przecież głupie przesądy! Zresztą wszyscy wiedzą, że elfy są dobre, niezależnie od tego, co opowiada babcia Weatherwax.Shawn skrzywił się nerwowo.Magrat wyciągnęła z łóżka opa­kowane bryły żelaza i cisnęła je do kąta.- Nie życzę sobie w tym zamku żadnych bajek.Czy jest coś jesz­cze, o czym przypadkiem nikt mi nie powiedział?Shawn pokręcił głową, choć sumienie przypomniało mu o za­mkniętym w lochu stworze.- Aha! No to możesz odejść.Verence życzy sobie, żeby króle­stwo było nowoczesne i wydajne, a to oznacza, że nie będzie tu żad­nych podków ani innego śmiecia.No, już cię nie ma.- Tak, panno królowo.Przynajmniej mogę wprowadzić tu kilka zmian na lepsze, po­myślała Magrat.Tak jest.Bądź rozsądna.Idź do niego.Porozmawiajcie.Magrat wierzyła, że praktycznie wszystko da się rozwiązać, jeśli tylko ludzie spokojnie ze sobą porozmawiają.- Shawn!Strażnik zatrzymał się w progu.- Słucham?- Czy król poszedł już do głównego holu?- Chyba się jeszcze ubiera, panno królowo.Nie dzwonił na mnie, żebym przyszedł z trąbką, to wiem na pewno.W rzeczywistości Verence, które nie lubił być poprzedzany przez to, co Shawn uważał za fanfarę, zszedł już na dół incognito.Magrat przebiegła do jego pokoju i zastukała.Czego się wstydzić? Przecież od jutra będzie to także jej pokój.Nacisnęła klamkę i nie całkiem pewna, czy postępuje słusznie, we­szła do środka.Trudno powiedzieć, żeby komnaty na zamku należały do ko­gokolwiek.Miały zbyt wielu mieszkańców w ciągu minionych wie­ków.Sama ich atmosfera przypominała ściany z rojami dziurek po pinezkach, gdzie studenci ostatnich lat przyczepiali plakaty dawno nieistniejących zespołów.Na takich murach można wycisnąć wła­sną osobowość - one wyciskały mocniej.Dla Magrat wejście do męskiej sypialni było wyczynem godnym podróżnika, który wkracza na obszar mapy podpisany „Tu żyją Smoki[23] „.Pokój okazał się nie całkiem taki, jaki być powinien.Verence poznał koncepcję sypialni w dość późnym okresie ży­cia.Kiedy był mały, cała jego rodzina sypiała na sianie na strychu.Jako uczeń w Gildii Trefnisiów sypiał na pryczy w długiej sali, wspól­nie z innymi smutnymi, załamanymi młodymi ludźmi.Kiedy już zo­stał pełnoprawnym błaznem, sypiał - zgodnie z tradycją - zwinięty w kłębek przed drzwiami sypialni swego pana.I nagle - o wiele póź­niej niż zwykle się to ludziom zdarza - miał szansę odkryć zalety miękkiego materaca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl