[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No, ktoś - przytaknął Yo-less.- I pojęcia nie mamy kto - dodał Bigmac.- Taka całkiem tajemnicza postać, więc nie ma sensu, żebyś o nią wypytywał.Wobbler przyjrzał się podejrzliwie najpierw im, potem listowi, w końcu widząc, że nic więcej nie powiedzą, rozerwał kopertę i wyjął z niej pojedynczą kartkę.- No i? Co ci napisał?- Bigmac nie wytrzymał pierwszy.- Kto? - spytał na wszelki wypadek Wobbler.- T.ten tajemniczy nieznajomy.- Bigmac stanął na wysokości zadania.- Jakieś bzdury.Sam przeczytaj.Johnny wziął kartkę, na której odręcznie wypisano listę zawierającą dziesięć punktów, i zaczął czytać:1.Jedz zdrowe rzeczy i nie w nadmiarze.2.Podstawą jest godzina ćwiczeń raz dziennie.3.Inwestuj rozsądnie pieniądze w mieszaninę.- Co to za brednie?! - przerwał mu Wobbler.- Rady dobrego dziadka! Po co ktoś chciał mi powiedzieć takie banały? Albo wariat, albo religijnie nawiedzony, trzeciej możliwości nie ma! To pewnie któryś z tych religijnych świrów kręcących się przy sklepach, nie?.Szkoda, myślałem, że to może być coś ważnego.Bigmac spojrzał tęsknie na hamburgerownię i westchnął ciężko.- Są zmiany! - oświadczyła tryumfalnie Kirsty.-Clark Street już się nie nazywa Clark Street, tylko Evershott Street.Zauważyłam, przechodząc.- Przerażające! - jęknął Bigmac.- Łłłaaa.tajemnicza zmiana nazwy ulicy.- Myślałem, że zawsze była Evershott Street - powiedział niepewnie Yo-less.- Ja też.- A ten sklep tam.no, ten, w którym sprzedawano karty i inne rzeczy, teraz jest jubilerem - dodała Kirsty z naciskiem.Wszyscy spojrzeli w kierunku wskazanym przez jej wyciągniętą rękę.- To przecież zawsze był jubiler, nie? - ziewnął Wobbler.- Ależ wy jesteście pozbawieni zmysłu obserwacji! - zaczęła Kirsty.- Ja.- Czekaj - przerwał jej Johnny.- Wobbler, skąd masz te strupy i siniaki na dłoniach? Ty też, Bigmac?- Cóż.no, ja.no.-Wobbler jakoś nie był w stanie wydusić z siebie niczego konkretnego.- Pewnie żeśmy czegoś szukali - powiedział Bigmac.- By pasowało, nie?- Tak.Szukaliśmy.Gdzieś czegoś.- Nie pamiętacie.- zaczęła ponownie Kirsty.- Zapomnij - przerwał jej ponownie Johnny.- Chodź, czas na nas.- Jaki znowu czas? Gdzie mamy iść?- Pora odwiedzin: musimy iść do pani Tachyon.- Ależ oni nie pamiętają.- To bez znaczenia.Chodź!- Przecież nie mogą tak po prostu zapomnieć! - Ledwie znaleźli się w autobusie, Kirsty wróciła do tematu.- Nie mogą myśleć, że im się tylko śniło!- Wydaje mi się, że to proces leczniczy.Nie zauważyłaś tego po nalocie? Tom tak naprawdę nie wierzył w to, co widział, i założę się, że teraz.to jest parę godzin później pamięta coś zupełnie innego.Wszyscy pamiętają.Pewnie to, że biegł cały czas i zdążył w ostatniej chwili.Wszyscy byli w lekkim szoku przez te bomby i dlatego trochę im się mieszało.Coś w tym guście.Ludzie zapominają często to, co się faktycznie wydarzyło, bo.no bo to się nie wydarzyło.Nie tu.- My pamiętamy, co się naprawdę wydarzyło - zauważyła Kirsty.- Może dlatego, że ty jesteś hiperinteligentna, a ja megadurny.- Tak bym tego nie ujęła.To nieco niesprawiedliwe.- Tak? A co konkretnie?- Nie powiedziałabym: hiper; po prostu: bardzo.A dlaczego musimy odwiedzić panią Tachyon?- Bo ktoś musi.Ona zbiera czas, ale przyznam, że jej nie zazdroszczę.Za rogiem, czy 1933 rok, to dla niej takie same kierunki: pójdzie, gdzie będzie chciała.- Ona jest szalona.Ponieważ właśnie dotarli do szpitalnych drzwi, Johnny zostawił tę uwagę bez komentarza.W gruncie rzeczy przyznawał Kirsty rację: pani Tachyon była szalona.Albo przynajmniej ekscentryczna.Jakby, dajmy na to, poszła do psychiatry, a ten by jej zaczął pokazywać te wszystkie karty i plamy po atramencie, to alboby je ukradła, alboby go opluła.„Ekscentryczna” to właściwe słowo.Tylko że ona nie robiła takich rzeczy, jak zrzucanie bomb na Paradise Street.Żeby robić takie rzeczy, trzeba być przytomnym i normalnym.Przynajmniej inni tak uważali.Może faktycznie miała fioła, ale to był jej własny fioł i może we dwójkę przyjemniej im się patrzyło na świat.W tych warunkach była to całkiem radosna myśl.Pani Tachyon zniknęła.Co z trudnych do wyjaśnienia przyczyn strasznie zirytowało siostrę oddziałową.- Wiecie coś o tym? - brzmiało pierwsze pytanie, ledwie zobaczyła ich na korytarzu.- My? - zdziwiła się Kirsty.- Co mamy wiedzieć i o czym? Dopiero przyszliśmy.Okazało się, że pani Tachyon poszła do łazienki i zamknęła się od środka.Skończyło się na rozebraniu zamka przez wezwanego po jakimś czasie fachowca na okoliczność zemdlenia pani Tachyon.Nie znaleziono tam jednak nikogo.Łazienka znajdowała się na trzecim piętrze, a okienko miała takie, że Guilty miałby pewne problemy, by przez nie przeleźć.Pani Tachyon nie miała prawa.- A papier toaletowy został? - spytał w pewnym momencie Johnny.Siostra oddziałowa przyjrzała mu się z głęboką podejrzliwością.- Był - zeznała w końcu.- Cała rolka zniknęła.Johnny z zadowoleniem skinął głową: to cała paniTachyon.- I słuchawki też zniknęły - przypomniała sobie siostra oddziałowa.- Wiecie coś o tym? Odwiedziliście ją.- Tylko dlatego, że to coś w rodzaju projektu - odparła z godnością Kirsty.Z tyłu rozległy się kroki sugerujące, że idący ma naprawdę solidne buty.Okazało się, że faktycznie: zbliżała się pani Partridge.- Zadzwoniłam na policję - obwieściła.- Dlaczego? - zdziwił się Johnny.- No bo.a, to wy.Cóż, ona.potrzebuje pomocy.Zresztą oni wcale nie są pomocni: powiedzieli, że zawsze się sama znajduje.Johnny westchnął - z tego, co podejrzewał, pani Tachyon nigdy nie potrzebowała pomocy.Jeżeli jej potrzebowała, to po prostują sobie brała.Jeśli chciała znaleźć się w szpitalu, to po prostu udawała się tam, gdzie taki się znajdował.Teraz mogła być gdziekolwiek.- Musiała się wymknąć, gdy nikt nie patrzył - oceniła pani Partridge.- Nie mogła - zaprzeczyła całkiem rozsądnie siostra oddziałowa.- Stąd widać drzwi.W takich sprawach jesteśmy wyczulone.- No, to zniknęła! Rozpłynęła się w powietrzu! - zirytowała się pani Partridge.Kirsty przysunęła się do Johnny’ego i spytała szeptem:- Gdzie zostawiłeś wózek?- Za garażem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]