[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ha - powiedział.- Tu mnie złapałeś.Zaczekaj chwilę.- Okienko się zatrzasnęło.Zza bramy dobiegły odgłosy prowadzonej szeptem dyskusji.Okienko się otworzyło.- Tak.Okazuje się, że jesteśmy tym, no.co to było? Jasne, już pamiętam.Klatchiańską Legią Cudzoziemską.Tak.Czego chciałeś, offendi?CHCĘ SIĘ ZACIĄGNĄĆ.- Zaciągnąć? Gdzie?DO KLATCHIAŃSKIEJ LEGII CUDZOZIEMSKIEJ.- A gdzie to?Znowu zabrzmiały szepty.- Aha.W porządku.Przepraszam.Zgadza się.To my.Brama się uchyliła.Przybysz wkroczył do fortu.Legionista z insygniami kaprala na ramieniu wyszedł mu na spotkanie.- Musisz się zameldować.- Oczy zaszkliły mu się lekko.- No wiesz.potężny facet, trzy paski.jeszcze przed chwilą miałem to na końcu języka.SIERŻANT?- Tak - potwierdził kapral z wyraźną ulgą.-Jak się nazywasz, żołnierzu?EEE.-Właściwie nie musisz mówić.Na tym to właśnie polega w tym.no.KLATCHIAŃSKIEJ LEGII CUDZOZIEMSKIEJ?- Właśnie.Ludzie zaciągają się, żeby ten.no, z umysłem, wiesz, kiedy nie możesz.te rzeczy, które się wydarzyły.ZAPOMNIEĆ?- Otóż to.Jestem.- Szukał w pamięci.- Zaczekaj chwilę, dobrze?Spojrzał na swój rękaw.- Kapral.Zawahał się, wyraźnie zaniepokojony.Nagle wpadł na jakiś pomysł, pociągnął za kołnierz kurtki i wykręcił głowę, by popatrzeć z ukosa na odsłoniętą w ten sposób naszywkę.- Kapral.Średni? Jak to brzmi?RACZEJ NIE.- Kapral.Prać Tylko Ręcznie?CHYBA TEŻ NIE.- Kapral.Bawełna?ISTNIEJE TAKA MOŻLIWOŚĆ.- Dobrze.No cóż, witamy w.tej.KLATCHIAŃSKIEJ LEGII CUDZOZIEMSKIEJ.- Tak.Żołd trzy dolary tygodniowo i tyle piasku, ile zdołasz zjeść.Mam nadzieję, że lubisz piasek.WIDZĘ, ŻE O PIASKU PAMIĘTASZ.- Możesz mi wierzyć, o piasku nie da się zapomnieć - odparł z goryczą kapral.JA NIGDY NIE ZAPOMINAM.- Mówiłeś że jak się nazywasz? Przybysz milczał.- To zresztą bez znaczenia - zapewnił kapral Bawełna.- W.KLATCHIAŃSKIEJ LEGII CUDZOZIEMSKIEJ?-.właśnie.damy ci nowe imię.Zaczniesz wszystko od początku.Przywołał innego żołnierza.- Legionista.- Legionista.ehm.uch.eee.Rozmiar 15, sir.- Dobrze.Odprowadźcie tego.człowieka i niech pobierze.- Z irytacją pstryknął palcami.- No wiecie.ubranie, wszyscy takie noszą.piaskowy kolor.MUNDUR?Kapral zamrugał.Z jakiejś niezrozumiałej przyczyny słowo „kości” przeciskało się z trudem do płynnej, ruchomej masy, jaką tworzyła jego świadomość.- Tak jest - przyznał.- Zaciągacie się na dwadzieścia lat służby.Mam nadzieję, że okażecie się prawdziwym mężczyzną.JUŻ MI SIĘ TO PODOBA, zapewnił Śmierć.***- Mam nadzieję, że nie złamię prawa, wchodząc do lokalu z wyszynkiem - powiedziała Susan, kiedy na horyzoncie znów pojawiło się Ankh-Morpork.PIP.Miasto raz jeszcze przesuwało się w dole.Tam gdzie były szersze ulice i place, mogła rozróżnić pojedyncze ludzkie figurki.Ha, pomyślała.Gdyby tylko wiedzieli, że jestem tutaj, w górze.I mimo wszystko nie mogła pohamować uczucia wyższości.Wszystko to, o czym myśleli ci ludzie w dole, to rzeczy, no.przyziemne.Rzeczy zwyczajne.Miała wrażenie, że patrzy z góry na biegające mrówki.Zawsze wiedziała, że jest inna niż wszyscy.O wiele bardziej świadoma świata, podczas gdy wyraźnie widziała, że większość ludzi kroczy przez życie z zamkniętymi oczami i umysłami ustawionymi na niskim poziomie aktywności.Gdy dowiedziała się, że naprawdę jest inna, sprawiło jej to satysfakcję.Teraz uczucie to otulało ją niby płaszcz.Pimpuś wylądował na brudnym pomoście.Z jednej strony na drewnianych słupach mlaskała rzeka.Susan zeskoczyła z grzbietu, wyjęła kosę i weszła Pod Załatany Bęben.Właśnie trwała awantura.Bywalcy Załatanego Bębna byli niezwykle demokratyczni w swym stosunku do agresji.Lubili, kiedy każdemu się dostało.Więc chociaż publiczność reprezentowała zgodną opinię, że trio na scenie to fatalni muzycy, a zatem odpowiednie cele, wybuchały też inne bójki - ponieważ ludzi trafiały źle wymierzone pociski albo przez cały dzień z nikim się nie bili, albo po prostu próbowali dotrzeć do drzwi.Susan bez trudu wypatrzyła Impa y Celyna z przodu sceny.Jego twarz przypominała maskę zgrozy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]